Conan – Miecz barbarzyńcy: Kult Kogi Thuna – klasyczne heroic fantasy [RECENZJA]
Bardzo cenię sobie uczciwość i szczere, bezpośrednie podejście do każdej sprawy. Dlatego, gdy na czwartej stronie okładki recenzowanego Conana przeczytałem: “Starożytny kult, tajemniczy skarb i wielkie niebezpieczeństwo”, byłem zachwycony tą szczerością i wyraźną nutą oldschoolu. Z radością donoszę, że pomiędzy pierwszą, a czwartą stroną okładki jest tego wszystkiego jeszcze więcej!
Dziwnie tłumaczyć kim jest Conan, biorąc pod uwagę jak istotna to postać dla całego gatunku, ale idąc za łacińską sentencją – repetitio est mater studiorum – Conan Barbarzyńca zwany też Conanem z Cymerii to postać stworzona przez Roberta E. Howarda w latach 40. Opowiadania, których bohaterem był nasz brutal stały się pierwszym oficjalnym przykładem podgatunku fantasy nazwanym magia i miecz. Dzisiaj pewnie intuicyjnie wiecie, o co chodzi – krwawe bitwy, potężni herosi i chwalebne czyny. Ten archetyp ukształtował się właśnie dzięki siedemnastu opowiadaniom autorstwa przedwcześnie zmarłego amerykańskiego pisarza tworzącego dla pulpowych magazynów.
Conan – Miecz barbarzyńcy: Kult Kogi Thuna to już czwarta ostatnio wydana w naszym kraju komiksowa interpretacja przygód protoplasty heroic fantasy; piąta jeśli doliczymy spin-off. Dla fanów panoramy na półkach mamy oldschoolową kolekcję Conan Barbarzyńca, która zbiera czarno-białe komiksy wydawane w latach 1974-1995 w inprincie należącym do Marvela. Oprócz tego możemy śledzić serię z Conanem wydawaną w latach 2003-2018 przez wydawnictwo Dark Horse Comics (znane między innymi z Hellboya czy Umbrella Academy). Wreszcie, do kompletu mamy serię Conan Barbarzyńca. Życie i śmierć Conana, pisaną przez uznanego scenarzystę Jasona Aarona, a wydawaną tak jak Miecz Barbarzyńcy ponownie przez Marvela. Jak możecie zauważyć, losy komiksowych praw do tej postaci są całkiem zawiłe jak na tak bezpośredniego gościa jakim jest nasz Cymeryjczyk. Na szczęście nie musimy się tym przejmować, ponieważ wszystkie trzy współczesne serie, czyli: Conan (Dark Horse Comics), Miecz Barbarzyńcy i Conan Barbarzyńca wydaje w naszym kraju Egmont.
Jak pewnie zauważyliście, aż do tego momentu pisałem o całej otoczce tego komiksu, a nie o nim samym, ponieważ nie ma tu dużo do opowiadania. Polskie wydanie to pięć zeszytów Savage Sword Of Conan z 2019 napisanych przez Gerry’ego Duggana i narysowanych przez Rona Garneya. Fabuła jest równie prosta co wspomniany we wstępie blurb. Conan jakimś cudem trafia na statek piratów w charakterze niewolnika. Taki stan rzeczy nie trwa oczywiście długo, ponieważ nasz heros bez problemu zrywa okowy i zatapia statek razem z załogą. Chwilę później w drogę wchodzi mu tytułowy kult, a Conan trafia do miasta Kheshatty, gdzie Koga Thun radzi sobie lepiej niż dobrze. Cała reszta byłaby już spolierem tej prostej historyjki.
Fabuła jest prościutka, brutalna i pełna klasycznych, wywołujących uśmiech i miłe wspomnienia klisz. A rysunki? Też nie są żadnym popisem finezji i delikatności. Grube kontury, szarobure kolory, a czasami tu i tam zabraknie nawet tła i widzimy same postaci otoczone niewypełnioną niczym czernią. I wiecie co? To działa! Znowu poczułem się jak mały chłopiec co środę biegnący do kiosku po kolejną dawkę przepełnionych przemocą i nieskomplikowanych przygód moich ulubionych herosów… To znaczy, tak naprawdę tak nie było, ale mogłoby być i wtedy Conan nabrałby dodatkowej wartości sentymentalnej.
Jeśli oczekujecie wielowymiarowych postaci, rozbudowanej, wielowątkowej intrygi zahaczającej o pytania natury egzystencjalnej, to źle trafiliście. Jeśli chcecie zapomnieć na chwilę o wszystkim i przenieść się do świata, gdzie wszystko rozwiązuje się siłą, to nie musicie niczego czytać, wystarczy obejrzeć codzienne wydanie wiadomości. Jeśli jednak chcecie oprócz tego trochę magii, demoniczny kult, przypadkowe sojusze i zupełnie niezaskakujące zdrady to dajcie szansę Conanowi. Tym bardziej, że tom ten nie powinien być droższy niż weekendowy bilet do multipleksu, kiedy już je wreszcie otworzą.
Po lekturze pierwszego tomu "Sagi" wiedziałem, że komiksy zostaną ze mną na dłużej. Miałem rację i do dzisiaj są one największą częścią mojego kulturalnego życia. Teraz staram się popularyzować tę piękną sztukę, by nie musieć się za każdym razem tłumaczyć, że tu wcale nie chodzi tylko o superbohaterów. W życiu mniej kulturalnym studiuje, bardzo dużo gadam i myślę o tym, jak się opisać, by nie brzmiało to pretensjonalnie.