“Wszystko pod słońcem” się zmienia [RECENZJA]
Z racji na moją pracę i poglądy, mam do czynienia z pewnymi charakterystycznymi tematami. Jednym z nich jest kwestia urbanistyki i planowania przestrzennego, które powinno służyć mieszkańcom, by mogli zaspokoić swoje podstawowe potrzeby. Mieć miejsce do życia, do relaksu, do pracy i do schronienia się w gorący dzień, by jak za starych dobrych czasów odbyć filozoficzną dysputę na ławce w cieniu drzew. Niestety pogoń za zyskiem oraz układy na linii biznes — władza sprawiają, że miasta stają się coraz gorszym miejscem do życia. Nikną drzewa, kurczą się przestrzenie między budynkami, a strefy płatnego parkowania traktowane jak oszołomstwo, skutecznie zniechęcając władze do walki z korkami. Wiadomo przecież, że korki są symbolem dobrobytu społeczeństwa, a konieczność jazdy tramwajem ujmą, co nie? Miasta nie tylko sprawiają, że jest gdzie żyć, ale wpływają również na to jak się żyje. I o tym jak zmieniają się miasta, jak wpływają one na ludzi, rodziny i społeczeństwo jest Wszystko pod słońcem Any Penyas.
We wspomnianej na początku “bańce” żyje mi się dobrze i widzę, że omawiane w niej tematy coraz śmielej przebijają się do medialnego i społecznego mainstreamu. Kiedyś mogliśmy o tym poczytać głównie w mediach mocno zaangażowanych społecznie i od środowisk aktywistów miejskich, teraz temat podejmują również politycy i największe redakcje. Dlatego cieszy mnie to, że taki temat doczekał się komiksowej reprezentacji, nawet jeśli geograficznie dosyć od Polski odległej.
Wszystko pod słońcem dzieje się w Lewnacie hiszpańskim — części hiszpańskiego wybrzeża nad Morzem Śródziemnomorskim. Penyas pokazuje nam miasto i leżące obok miasteczko na przestrzeni dekad. Zaczynamy jeszcze w trakcie dyktatury Franco, gdy turystyka miała jednocześnie wzmocnić gospodarkę i legitymizować polityczny reżim. Zagraniczni turyści podziwiają piękno natury, a lokalsi mają szansę na pracę w nowopowstałych biznesach. Praca na roli staje się jedynie jednym z kilku wyjść. W tych realiach poznajemy Alfonso, który ma zacząć pracę jako kelner w Hotelu Palace, perle rodzącej się turystki regionu. Dla młodego człowieka to szansa na lepsze życie niż to, które znalazłby w rodzinnym gospodarstwie.
I tak przez następne dekady śledzimy losy Alfonso i założonej przez niego rodziny. Widzimy, jak małe miasto rozrasta się, powstają nowe budynki, a do starych wprowadzają się nowi ludzie ze swoimi biznesami. Rolnicy namawiani są do sprzedaży ziemi, na której powstają wysokie, mieszkalne bloki. Moją uwagę zwraca wielość prezentowanych perspektyw. Autorka pokazuje zarówno centrum nadbrzeżnego miasta, jak i okoliczną powoli wyludniającą się miejscowość. Z perspektywy czasu widać pułapkę tych przepływów ludności. Ludzie najpierw wprowadzają się do miasta w poszukiwaniu pracy i nowych możliwości, by potem musieć z niego wyjechać, gdy czynsz rośnie przez zwiększający się popyt na mieszkania na najem krótkoterminowy dla turystów. Wspólnie wypracowany sukces miasta staje się problemem dla zwykłych ludzi.
We Wszystko pod słońcem dominującym motywem jest zupełny brak zrozumienia dla potrzeb klasy pracującej ze strony urzędów, najpierw państwowych, a później również unijnych. Mieszkańcy we wszystkich odgórnych planach traktowani są jak zasób. Gdy trzeba, zapełnią miejsca pracy, gdy będzie taka potrzeba sprzedadzą lub wynajmą swoje dotychczasowe mieszkania i domy. Prowadzone projekty rewitalizacji są zwyczajnie bezskuteczne przez brak efektywnych konsultacji z mieszkańcami. Pomoc nie trafia, gdzie powinna, a proponowane zmiany nie rozwiązują problemów mieszkańców, a jedynie przygotowują pole pod dalszą ekspansję biznesu.
Komiks nie zmienia się w esej dzięki wsparciu postaci, choć momentami do eseistycznego stylu jest blisko. Alfonso i jego rodzina próbują odnaleźć się w dekadach zmian. Zmieniają się aspiracje i oczekiwania, życie z wielkiej przygody zmienia się w tułaczkę za pracą, a młodzieńcze miłostki odbywają się na placu budowy kolejnego apartamentowca. Dialogi, będące świadomie oszczędnymi, dopełniają sugestywną wizualną narrację. Ta jest zresztą mocnym punktem całości. Ana Penyas korzysta z kredek, kolaży i przerobionych klatek z filmów dokumentalnych, by osadzić wszystko w odpowiednich realiach czasowych.
Jeśli miałbym mieć jakiś zarzut, to jedynie taki, że Wszystko pod słońcem niewiele robi, by przekonać do siebie kogoś, kto komiksów autorskich raczej nie czyta. Zarówno forma, jak i sposób przedstawienie treści sprawia, że nie jest to raczej komiks, który łatwo komuś polecić, co miałoby dużo sensu, biorąc pod uwagę aktualność poruszanej tematyki. Jednak trudno się o to na autorkę gniewać. Stworzyła komiks wyrazisty, oryginalny wizualnie, który prowokuje do uwagi i samodzielnego dojścia do pewnych wniosków. Te zaś nie są wcale jednoznaczne, można wyjść z zupełnie innych postaw i dojść do zupełnie innych niż ja wniosków. Wszak sami bohaterowie zwracają uwagę, że wcale bezpiecznie i dobrze w dzielnicy przed rewitalizacją nie było.
Jako ludzie żyjemy już głównie w miastach, dlatego tak ważne jest, by zawalczyć o naszą podmiotowość w nich. “Nienaruszalność” budynków i miejskiej infrastruktury sprawia, że znacznie trudniej przekonać się do tego, że mamy na nią wpływ i możemy zabierać w jej sprawie głos. Łatwo wyobrazić sobie wniesienie zakupów seniorom, a trudniej wyobrazić sobie skuteczną interwencję w sprawie planów przebudowy miejskiego rynku. Mimo wszystko warto próbować. Jeśli Wszystko pod słońcem uznać za ostrzeżenie, to jest to ostrzeżenie przed biernością. Ignorowani bohaterowie w pewnym momencie po prostu pakują swoje rzeczy i zostawiają odebrane im miasto za sobą. Nawet gdy pojawia się okazja, by zorganizować się i wspólnie powalczyć o dzielnicę, nic takiego się nie dzieje. Przecież i tak “oni” przyjdą. Nie dajcie sobie tego wmówić i działajcie. No i czytajcie dobre komiksy, do których Wszystko pod słońcem się zdecydowanie zalicza.
Komiks wydał timof comics, a przetłumaczył Jakub Jankowski.
Egzemplarz komiksu został dostarczony przez wydawcę. Wydawca nie miał żadnego wpływu na treść recenzji.
Po lekturze pierwszego tomu "Sagi" wiedziałem, że komiksy zostaną ze mną na dłużej. Miałem rację i do dzisiaj są one największą częścią mojego kulturalnego życia. Teraz staram się popularyzować tę piękną sztukę, by nie musieć się za każdym razem tłumaczyć, że tu wcale nie chodzi tylko o superbohaterów. W życiu mniej kulturalnym studiuje, bardzo dużo gadam i myślę o tym, jak się opisać, by nie brzmiało to pretensjonalnie.