“Wolność albo śmierć” – pocztówka z wielkiej rewolucji [RECENZJA]


Wolność albo śmierć miała przy swojej premierze pod górkę. Debiut Herzyk, który miał pojawić się na rynku razem z Zasadą Trójek, pobył na nim tylko krótką chwilę, ponieważ okazało się, że wyruszył w świat z poważnym błędem drukarskim. Co doprowadziło ostatecznie do miesięcznej obsuwy i rozmyciem podekscytowania, jakie zwykle wiąże się z premierą. Jednak to wszytko już za nami i można wreszcie przyjrzeć się tej obiecującej pocztówce z epoki rewolucji francuskiej.
Debiuty rzadko bywają głośne przed premierą, a gdy się tak dzieje to zwykle ze sprawą osoby za danym debiutem stojącej. Aleksandra Herzyk zdecydowanie się w ten schemat wpisuje. Długoletna działalność w internecie i innych mediach, aktywizm feministyczny i proekologiczny (warto wspomnieć na przykład o wartościowej kooperacji projądrowej z Jakubem Wiechem), czy seria elektryzujących sekcję komentarzy artykułów o incelach napisanych razem z Patrycją Wieczorkiewicz – to wszystko sprawiło, że jeszcze przed pełnometrażowym komiksem Herzyk, była postacią dobrze znaną. Czy Wolność albo śmierć tej popularności jeszcze dołoży? Znając realia polskiego komiksowa – pewnie niestety niekoniecznie, gdyż realia są takie, że odbiorców komiksu jest kilka razy mniej niż fanów Herzyk na FB. A szkoda, bo mamy kolejny solidny argument, że warto polskie komiksy śledzić!
Wolność albo Śmierć to opowieść przygodowa osadzona w historycznym settingu. Na szczęście nie mamy tutaj historycznego suchara, który staje się niewolnikiem konwencji, a tytuł stawiający przede wszystkim na dostarczanie rozgrywki, gdzie klimat i smaczki z epoki są jedynie tłem do opowiedzenia jakiejś historii. Ta konkretna pozwala nam poznać Franciszkę – sierotę wychowana przez wiedeńskie ciemne uliczki. Pomimo nieciekawego startu los się miał do niej uśmiechnąć i trafiła do domu bogatego małżeństwa szlachciców, którzy za pomoc w domu oferują jej godziwe warunki życia i skromną pensję. Dla ówczesnej Franciszki to jednak za mało i razem ze swoimi przyjaciółmi z ulic okrada domu bogatych mieszkańców Wiednia. Jedna z takich eskapad kończy się katastrofalną w skutkach pomyłka i nieplanowanym morderstwem, a w konsekwencji prawdopodobnie dożywociem w więzieniu.


Z wegetacji wyrywa Franciszkę wizyta cesarskiego oficera Juliusza von Mensdorffa, który proponuje morderczyni i sierocie z niskiej klasy pracę w charakterze szpiega. Ma od wewnątrz przyglądać się środowisku rewolucjonistów, do czego z pewnością nadają się lepiej niż zanurzony w nawykach i sposobie życia wyższych sfer dowolny urzędnik czy wojskowy. Franciszka oczywiście przyjmuje propozycję, dzięki czemu opuszcza mury twierdzy Szpilberg i jako Augusta przenosi się do Paryża.
Tam szybko wkręca się w okołorewolucyjne towarzystwo i staje twarzą w twarz z brutalnym wymiarem przemian społecznych. Odpowiedzią na kwestie brutalności jest postać Gasparda – oczytanego republikanina chcących zmian, ale brzydzącego się przemocą. Dzisiaj pewnie zostałby zwyzywany od libków lub farbowanych lewicowców, którzy boją się działać. I muszę tutaj oddać Herzyk, że naprawdę zajmującą grała tym tematem przez cały czas. Z jednej strony chciało się zrozumieć chęć działania i naprawy świata przez rewolucjonistów z drugiej głos sumienia w postaci Gasparda i dosłowność przemocy skutecznie zasiewała ziarno niepewności co do sposobu tych zmian wprowadzania… a może po prostu bardzo go polubiłem? Sprawy nie ułatwia również przeszłość Franciszki, która poznała przecież lepszą stronę wyższych sfer i na własnej skórze odczuła potencjalne skutki przemocy.
Te wszystkie wątpliwości mają prawo zaistnieć dzięki temu jak dobrze wypadają tutaj postacie i to właśnie one są największą zaletą Herzykowego debiutu. Postacie są budowane na kilku prostych, ale ciekawie zestawionych cechach i trudno nie przejąć się ich losami. Bardzo dobrze działają również dialogi, naturalne i pozbawione strzelaniem co dwa zdania ekspozycją. Płynnie przechodząc do warstwy graficznej, warto wspomnieć, że liczne wymiany zdań są również dobrze rozpisane od strony graficznej. Postaci podczas rozmów zmieniają pozycję, gestykulują i wykonują poboczne czynności, więc nie ma mowy efekcie gadających głów.


Postaci są charakterne, bardzo wdzięcznie rozmawiają i bardzo dobrze wyglądają. Graficznie to właśnie na nich skupiła się Herzyk i cytując klasyka – widać napracowanko. Zarówno w mimice, jak i bardzo dokładnie odwzorowanych strojach z epoki. Niestety cierpią na tym pustawe tła, chociaż to zmienia się trochę w rozdziałach, IV i V, które to dopełniły pierwsze trzy pierwotnie obronione, jako dyplom na krakowskiej ASP (co warto zauważyć – w Pracowni Rysunku Narracyjnego, prawdopodobnie jedynej takiej inicjatywy w polskim światku akademickim), jednak i tam są one raczej oszczędne. Gdzieniegdzie zdarza się też jakieś drobne rozjechania w czytelności sekwencji, ale to sytuacje sporadyczne.
Wolność albo Śmierć spełniła moje oczekiwania, dostarczając przyjemnej, niegłupiej rozrywki w historycznym sosie, która najwięcej zyskuje na świetnie napisanych postaciach. Ich intencję i sposób zachowania bardzo konsekwentnie trzymały się zakomunikowanego w trakcie narracji kierunku. Uwiera mnie jednak jedna rzecz – historia urwana jest cliffhangerem. Nie lubię tego zagarnia w medium innym niż serial, który w najgorszym wypadku przyniesie wyczekiwany dalszy ciąg w premierującym za tydzień odcinku. Tutaj niestety prawdopodobnie będzie to trwało lata, a biorąc pod uwagę krótki czas ekspozycji na fabułę w trakcie lektury, drugi tom zacznę raczej nie od “Ach! To tak się ta sytuacja rozwiązała!”, a od “Okej, ale o co tam chodziło?”. Tym jednak będziemy się martwić kiedyś, a teraz możemy się cieszyć tym epizodem historii Franciszki, który już mamy.