“Wujek Sknerus i Kaczor Donald 5-6” – dobroć w ilościach hurtowych [RECENZJA]
Gdy zasiadałem do lektury 5 tomu Rosy, byłem pewien, że recenzja będzie równie optymistyczna, co przy poprzednim tomie. Hej! Przecież, to dalsza część Życia i Czasów Sknerusa McKwacza, co może być nie tak? Teraz, po tych prawie dwustu stronach, nie jestem już tego tak pewny.
Nie będę sztucznie budował napięcia, bo stawka nie jest tego warta, więc na wstępie przyznaje, że to dalej fantastyczny komiks, przy którym świetnie się bawiłem. Jednak dwa lata po pierwszej lekturze Życia i Czasów dostrzegłem pewne elementy, które zburzyły wizerunek dzieła idealnego, a i ten konkretny tom kolekcji dokłada od siebie trochę wątpliwości.
Z komiksami, które znalazły się w tym tomie, a nie są częścią ŻiCSM, jest prościej, więc od nich zacznę. Pierwsza, konkretnych rozmiarów, historyjka opowiada o poszukiwaniach Biblioteki Aleksandryjskiej przez Sknerusa, Hyzia, Dyzia i Zyzia. I o ile nie jest może jakaś wyjątkowo zła, to mam wrażenie, że Rosa pisał ją tak, by odhaczyć ptaszki przy podpunktach:
– historyczne nawiązania
– zwrot akcji
– ciekawostki o architekturze i sztuce
– odkrywanie tajemnicy
– poboczny wątek Donalda
Jesteśmy w połowie kolekcji, a już mam wrażenie, że widziałem kilka bliźniaczo podobnych historii. I w ostateczności, przeczytałem ją raczej z obowiązku, a nie przyjemności. Oczywiście byśmy się dobrze zroumieli – ona nie jest zła, tak jak złe są złe komiksy, ale w starciu naprawdę świetnymi dziełami Rosy, wypada bardzo przeciętnie.
Drugi poboczny epizod jest utrzymany w typowej dla wielu “kaczych” komiksów formule – Donald startuje w konkursie na, którym bardzo mu zależy, ale od początku jest na straconej pozycji, ponieważ musi w nim konkurować z kuzynem Gogusiem – największym farciarzem Kaczogrodu. Stawka jest zerowa, zaskoczeń brak, a slapstickowe żarty wyjątkowo leniwe. Oczywiście w kolekcji zbierające wszystkie komiksy tego autora muszą się pojawić również takie fillery, które gdzieś, kiedyś miały dopełnić numer jakiegoś disnejowskiego magazynu, więc trzeba się z tym pogodzić, co nie znaczy, że trzeba pochodzić do tematu bezrefleksyjnie.
Co do ogółu Życia i Czasów Sknerusa McKwacza odsyłam Was do recenzji poprzedniego tomu. Tam wyjaśnieniem, czym ten cykl jest i dlaczego, mimo pewnych słabości, o których zaraz wspomnę, jest taki dobry. Tom piąty kolekcji zawiera całą resztę głównej serii, co za tym idzie, pokazuje jak ostatecznie Sknerus dopiął swego i stał się najbogatszym Kaczorem świat. Będzie gorączka złota, będzie wielki biznes, będzie też geneza Kaczogrodu i rodzice Kaczora Donalda
To gdzie te wady? Na przykład wszędzie tam, gdzie pojawiają się Bracia Be. Nigdy nie przepadałem za tymi postaciami i za komiksami, w których odgrywali główną rolę, ale dopiero teraz zrozumiałem dlaczego. Bracia Be zupełnie niszczą logikę świata przedstawionego. Ja oczywiście wiem, że jej prawie nie ma, a kacze komiksy, to zbiór luźno powiązanych ze sobą historyjek, ale Bracie Be psują tę logikę nawet w ramach tych pojedynczych fabułek. Widać to zawłaszcza w starciu z konsekwentnie budowaną postacią Sknerusa z Życia i Czasów. Gdy na planie pojawiają się Bracia, to nasz nieustraszony Sknerus traci rezon i daje się zupełnie ograć, co nijak nie pasuje do reszty historii.
Na minus zaliczam również 11 rozdział. Wydaje się dodany na siłę po to, by zaspokoić kronikarskie pragnienia Rosy. Nie jest specjalnie zajmujący i nie wydaje się w połowie tak pełny pomysłów i akcji, jak dowolna inna część sknerusowej sagi. Oczywiście dalej, to udana historyjka, ale moim skromnym zdaniem czuć pewną zadyszkę.
Ostatecznie i mimo wszystko trzeba przyznać, że piąty tom kolekcji Rosy, to fantastyczny komiksy pełen humoru, energii i miłości twórcy do swojego dzieła. Może i zachwiało się moje przekonania o idealności Życia i Czasów, ale hej! To i tak jedna z najlepszych historii, jakie możecie przeżyć w komiksowym medium!
Rozpuszczalnik uniwersalny, albo dobroć uniwersalna
Chyba że macie już dość tego opus magnum Rosy wspominanego przy każdej możliwej okazji? Okej, w pełni Was rozumiem. Jeśli tak, to koniecznie rzućcie okiem na 6 tom kolekcji pod tytułem Rozpuszczalnik Uniwersalny. Mamy w nim właściwie wszystko, co najpiękniejsze w tych komiksach. To takie best of wszystkich najpopularniejszych schematów znanych nam z Gigantów, Mamutów i tak dalej. Dodatkowo to historyjki stworzone przez autora w czasach, gdy kończył pracę nad ŻiCSM, czyli jednego z najlepszych okresów w jego twórczości.
Tytułowa historia to dla polskiego czytelnika nowość, ponieważ (w przeciwieństwie do sporej części kolekcji) nie pojawiła się nigdy wcześniej. Rozpuszczalnik uniwersalny jest oczywiście kolejnym szalonym wynalazkiem Diodaka powstałym na zamówienie żądnego zysku Sknerusa. Jak łatwo się domyślić sprawa się komplikuje, a kaczory muszą wzbić się na wyżyny pomysłowości, by nie doprowadzić do rozpuszczenia jądra ziemi i związanej z tym faktem niechybnej apokalipsy.
Nie zabrakło również miejsca dla klasycznego poszukiwania skarbów. Tym razem rodzinka szuka skarbu Krezusa – rzekomo najbogatszego kaczora w historii. Wszystkie wypisane wyżej podpunkty zostały fakt faktem odhaczone, ale tym razem wyszła z tego naprawdę angażująca fabuła.
Rarytasem są z pewnością Dwa Serca w Jukonie, dodatek do głównego cyklu Życia i Czasów. To pełna emocja historia, która pozwala lepiej zrozumieć relację Złotki ze Sknerusem. I o ile jeśli czytamy, to sobie tak po prostu, bez nawet minimalnej analizy, to nie ma żadnego problemu, jednak warto pamiętać, że Złotka została przez Sknerusa porwana, przetrzymywana wbrew jej woli i zmuszana do pracy, a po tym wszystkim jeszcze się w nim zakochała. Pomimo że to ledwo połowa lat 90’, to ta konkretna historyjka nie zestarzała się najlepiej.
Według mnie najciekawszy jest tutaj Kaczor, którego nie było. Zaskakująco mroczna fabułka, w której Donald, korzystając z życzliwości urodzinowego dżina, życzy sobie, by nigdy nie istniał. Dzięki temu możemy zobaczyć, jakie życie wiedliby jego znajomi i rodzina, bez największego pechowca Kaczogrodu. I muszę przyznać, że zdziwił mnie dyskomfort, jaki wywołała we mnie ta alternatywna bezdonaldowa rzeczywistość. Świetna rzecz.
To oczywiście nie wszystko, co znajdziecie w 6, bardzo udanym, tomie kolekcji Rosy. Oprócz komiksów tradycyjnie czeka na Was kilkadziesiąt stron dodatków. Dla mnie Rozpuszczalnik uniwersalny, to przyjemny powrót do bardziej typowych historii z Sknerusem i spółką. Jeśli Macie już Życie i Czasy i nie rażą was brakujące numery na półkach, to śmiało możecie powrócić do kolekcji właśnie na tym etapie. Jakoś przebolejecie dubla w postaci Dwóch serc, ponieważ reszta to wynagradza.
Po lekturze pierwszego tomu "Sagi" wiedziałem, że komiksy zostaną ze mną na dłużej. Miałem rację i do dzisiaj są one największą częścią mojego kulturalnego życia. Teraz staram się popularyzować tę piękną sztukę, by nie musieć się za każdym razem tłumaczyć, że tu wcale nie chodzi tylko o superbohaterów. W życiu mniej kulturalnym studiuje, bardzo dużo gadam i myślę o tym, jak się opisać, by nie brzmiało to pretensjonalnie.