“Kraina Ruin” – futrzana drużyna [RECENZJA]
Schematy w sztuce są po to, by je łamać… Albo i nie. Tak naprawdę, zależy to od waszego uznania. Schematy to przecież tylko narzędzia, z których można korzystać świadomie lub zupełnie automatycznie. Przykładowo, Derek Laufman zdecydowanie potrafi dobrze korzystać z najbardziej typowych klisz, którymi przez lata obrosła fantastyka, a konkretnie wszelakie klasyczne systemy RPG z Dungeons & Dragons na czele. Do wspomnianych schematów dorzucił świetne rysunki, żywe kolory i lekkość odpowiednią dla tytułu przeznaczonego dla młodszych czytelników. Kraina Ruin zaprasza!
Świniak Pogo i koto-szop Reks zajmują się przeszukiwaniem ruin licząc na znalezienie starych magicznych gratów, które pozwolą ich sakiewkom przybrać trochę na wadze. Podczas jednej z całkiem rutynowych ekspedycji wyjątkowo trafiają na coś interesującego – mapę prowadzącą do legendarnego skarbu. Ta mapa staje się oczywiście wstępem do największej przygody ich życia. Czy istnieje jakikolwiek bardziej “erpegowy” motyw?
Wydana przez imprint Wydawnictwa Kboom, t.j. Kboom Kids Kraina Ruin, to tytuł wyraźnie kierowany do młodszego odbiorcy. Przemoc jest podana w sposób możliwie mało obrazowy, język jest grzeczny, a cała fabuła raczej prosta i opowiedziana bardzo wprost. Brzmi jak coś, co znudzi nie tylko Was, ale i przebodźcowane internetem dzieciaki, prawda? Na szczęście tak nie jest! W komiksie dzieje się naprawdę dużo. Głównie za sprawą dialogów, których jest naprawdę masa, a w skrajnych przypadkach zajmują one większą część kadrów. Takie rozwiązanie z początku zaskakuje, ponieważ spora ilość tekstu nie kojarzy nam się raczej z komiksem dla dzieci, ale wypada naprawdę dobrze. Dialogi są sprawnie napisane i trzymają się lekkiego, zabawnego tonu i klimatu zbliżonego do współczesnych animacji z Cartoon Network. Tekst uatrakcyjniają kolorowe fonty podkreślające od czasu do czasu istotność danego słowa.
Oprócz dialogów mamy również sporo akcji. Trochę walki, trochę ucieczek, a to wszystko poprzeplatane eksploracją nowych światów, czyli ponownie – wypisz, wymaluj żelazny kanon RPG. Mamy nawet budowanie drużyny i futrzane “party” powiększa się o wiewiórczą złodziejkę i żabkę czarodziejkę.
Podoba mi się to, jak obszerny jeśli chodzi o treść, jest ten komiks. Niby to niecałe 150 stron, a dzieje się tutaj więcej niż w niektórych dwukrotnie grubszych tomiszczach. Jednocześnie nie czułem żadnego przeładowania i to “nasycenie” Krainy Ruin, to raczej efekt dobrego wykorzystania dostępnej przestrzeni niż próba zarzucania nasz przesadnie dużą ilością informacji.
To jak wygląda komiks Laufmana widzicie na załączonych przykładowych kadrach – jest świetnie. Cartoonowa, ale nie dążąca do skrajnego uproszczenia stylistyka, żywe kolory i bardzo plastycznie zilustrowany ruch; Krainę Ruin świetnie się nie tylko czyta, ale i ogląda, niezależnie od tego ile macie lat.
Jak już kilka razy wspomniałem przygody Pogo i spółki pełne są celowo wykorzystanych schematów i klisz, które pełnią różne role dla różnych grup potencjalnych odbiorców. Dla starszych będzie, to okazja do uśmiechnięcia się pod nosem na wspomnienie o tych wszystkich dziełach kultury, w której znaleźliście podobne motywy. Ci młodsi natomiast będą mieli okazję poznać je po raz pierwszy i zaznajomić się z nimi, podobnie jak z cała fantastyczną, bardzo erpegową otoczką, by rozbudzić apetyt na więcej.
Na koniec pozostaje powiedzieć mi jedno – przy Krainie Ruin bawiłem się świetnie! To uczciwa, dobrze skrojona rozrywka, która zadowoli i starszych i młodszych. Pełna świadomie wykorzystanych klisz, kolorowa i pełna energii lektura. Przygody futrzanej drużny, dały mi więcej nieskrępowanej radości niż wielu moich faworytów wśród czysto rozrywkowych komiksów. Kupcie sami i podrzućcie potem komuś młodszemu lub ewentualnie kupcie w prezencie, a potem przeczytajcie sami. W każdym razie – trzeba wychowywać następne pokolenie czytelników komiksów!