Nokutrno – impresja ze szkicownika nastoletniego metala [RECENZJA]


Seck, samotnik, sierota pewnego dnia postanawia odejść od znęcającej się nad nim rodziny zastępczej i poszukać szczęścia w mieście. Tam spotyka się z dawnym kolegą z zespołu, staje się lokalną sensacją muzyczną, poznaje piękną dziewczynę, a gdzieś po drodze zamienia się w zamaskowanego mściciela. Jego długie, atramentowo czarne włosy rozwiewają się podczas potężnej solówki na gitarze, a jego wokal ma moc, która zdaje się budzić do życia pradawne, potężne siły. Brzmi jak historyjka, którą dwunastoletni Wy napisalibyście w zeszycie podczas wakacji u babci? Tak i to jest piękne u Sandovala.
O Tonym Sandovalu trudno pisać tylko w kontekście właśnie wznowionego przez Timof Comics Nokturno, ponieważ meksykański komiksiarz i rysownik tworzy różne historie, ale ich DNA jest bardzo podobne. Gitary, muzyka, miłość, coś nadnaturalnego czekającego w lesie za miastem, wiele pożegnań i sporo powrotów. Razem z tym wszystkim i konkretnym zestawem emocji, które Tony stara się wywołać, dostajemy w Nokturno, a także w innych jego scenariuszach, nie tyle koherentną dobrze napisaną historię, ile raczej impresję. Zatrzymaną w słowach i rysunkach nastoletnią nostalgię oraz strach przed tym, że dorosłość okaże się nieznośnie przeciętna. Bez grania metalu w małych salkach, bez pięknej dziewczyny zerkającej na nieśmiałego basistę, który na scenie zmienia się w boga zniszczenia. Bez wróżek i leśnych boginek płatających figle śmiertelnikom i bawiących się ich kruchymi życiami.


W Nokturno cała fabuła służy raczej przekazaniu tych wszystkich emocji, stworzeniu pretekstu dla kilku niesamowitych scen. Jeśli starać się ocenić ten scenariusz tradycyjnymi kryteriami to trudno byłoby go obronić. Zwroty akcji są słabo osadzone w historii, logika świata przedstawionego nie ma żadnych zasad, a tempo jest nieznośnie chwiejne. Z tym że bardzo łatwo podejść do Nokturno inaczej — jak do impresji właśnie. Logika świata przedstawionego zastąpiona jest (nie)logiką snu, a nierówne tempo, mimo zaburzonych ram historii, daje więcej miejsca na wybrzmienie poszczególnym emocjom. Na pogrążeniu się w smutku, pomedytowaniu nad rozłąką i celebracji radości z ponownego spotkania. Z tego też powodu zwyczajnie nie czuje potrzeby szukaniu w Nokturno kontekstów, nawiązań, czy konkretnych zakorzenionych w kulturze symboli. Gdy śnimy, to też raczej nie próbujemy tego zrozumieć, tylko pozwalamy ponieść się historii i emocjom.
Jednocześnie tego wszystkiego można po prostu nie kupić. Można nie wczuć się w nostalgię i nastoletnią naiwność, zwłaszcza że wszystko jest tutaj bardzo chłopięce i męskocentryczne. Nie mówię tu w żadnym razie o toksycznej męskości. Wręcz przeciwnie — chłopcy u Sandovala są uczuciowi, delikatni, skłonni do emocji. Po prostu myślę, że cała narracja ma wyraźnie męski punkt widzenia i gdy mowa o emocjach czy nawiązywaniu do nastoletnich pragnień to ten fakt może znacząco zmienić odbiór.


O tym jak świetnym rysownikiem jest Tony Sandoval powiedziano chyba wystarczająco, ale trochę rzadziej czytam, o tym jak dobrym jest komiksiarzem, jak pięknie przedstawia sceny akcji, jak wdzięcznie zmienia style, by pokazać różne płaszczyzny swoich historii. Gdy nawet pomimo impresyjnego wczucia się scenariusz gdzieś się zatnie, to obrazkowa narracja dalej ciągnie całość i nie pozwala się nam zgubić.
Nokuturno i całą twórczość Sandovala bardzo łatwo pokochać. To niesamowicie wdzięczny komiks. Szczery i naturalny, a może nawet piękny. Często zdarza mi się czytać komiksy dobre. Piękne zdecydowanie rzadziej, więc tym bardziej warto pomarzyć sobie przez te kilka stron, jakby to było, gdyby świat byłby trochę, jak w szkicowniku nastoletniego metala.
Nokutrno przetłumaczyła Katarzyna Sajdakowska.
Egzemplarz Nokutruno został dostarczony przez wydawcę. Wydawca nie miał żadnego wpływu na treść recenzji.