Hellblzer t. 3 Jamie Delano – powitania, pożegnania i królewska krew [RECENZJA]


Czy seria, i to wydana dekady temu, może jeszcze zaskoczyć po trzech długich tomach? Niekoniecznie. Jest to jednak miejsce na jakieś refleksje i podsumowania. Zwłaszcza że Hellblazer tom 3 Jamiego Delano sam z siebie jest mocno refleksyjny. Jak wypada pożegnanie ulicznego maga z jego pierwszym scenarzystą?
Trzeci, najgrubszy i niestety najdroższy tom najdłużej ukazującego się komiksu Veritgo ze scenariuszami, niekryjącego się se swoimi poglądami, Jamiego nie przynosi żadnej rewolucji. To dalej te same klimatyczne, przegadane i niespecjalnie wesołe przygody Constantina. Dalej akcja posuwa się do przodu raczej powoli, dalej główny bohater jest świetnym przykładem antybohatera i dalej rysownicy zmieniają się prawie co zeszyt. To, co rzuca się w oczy już od początku, to fakt jak bardzo zniszczony życiem jest tutaj Johny. Zniknął zawadiacki uśmiech i pewność siebie, a zagrożenia stały się bardziej realne niż wcześniej. Constantine przestał być żyjącym raz tu raz tam punkiem-lekkoduchem, a stał się prawdziwym szczurem uciekającym z jednego tonącego okrętu na drugi.
To zaszczucie świetnie oddane jest w pierwszej długiej historii. W niej Constantine próbuję jako tako utrzymać się na powierzchni i schować przed kłopotami, ale to one tym razem go znajdują. Pewien seryjny morderca sieje popłoch w Anglii i szybko okazuje się, że jego celem jest właśnie nasz blondynek. Constantine czujący, że ktoś zaczyna na niego polować, podejmuje oczywiście pewne kroki, ale ich nieporadność tylko utrudnia sytuację.


Te traumatyczne doświadczenia chyba popchnęły maga ku pewnym zmianą, ponieważ zdecydował się powrócić do porzuconych jakiś czas temu Marj i Mercurcy, znanych z poprzednich tomów. Ta zmiana sytuacji i próba ustabilizowania do tej pory samotnego życia okazuje się z czasem pretekstem do zajrzenia w przeszłość Constantina. Dowiadujemy się, jak przebiegało jego dzieciństwo, jak wyglądały relacje z siostrą i ojcem, a także jak to wszystko wpłynęło na dalsze zwichrowane życie maga. Mamy też okazję rzucić okiem na alternatywną rzeczywistość i kilka introspektywnych wypraw wgłąb świadomości głównego bohatera.
Przy okazji tych wszystkich dziwnych historii pierwszy raz dotarł do mnie pewien problem z Hellblazerem, który jak się zastanowić drażnił mnie już wcześniej. Scenariusz Delano jest dosyć ubogi w jakieś literacko-kulturowe odniesienia. Nie zrozumcie mnie źle, nie każdy scenarzysta z Wysp musi rzucać nawiązaniami, jak Gaiman, czy Moore, ale niektóre prezentowane w przygodach Constantina motywy, aż się proszą, by jakieś ukorzenić się w kulturowym dziedzictwie. U Delano potwór to po prostu potwór, jakaś sekciarska wiara, jakąś sekciarską wiarą, karta maga w tarocie oznacza po prostu maga i tak dalej. Brak tego dodatkowego znaczeniowego ciężaru mocno spłyca całe doświadczenie. Nie to, że zabiera to przyjemność z lektury. Przy poprzednich tomach bawiłem się dobrze i to pomimo ogromu tekstu, do czego w komiksach mam dużą rezerwę. Mimo wszystko czuć, że czasami czegoś tutaj brakuje.
Na osobne wyróżnienie zasługuje jeszcze specjalna miniseria Zła krew, która jest dosyć luźną i zabawną historią, w której w bliskiej (w stosunku do teraźniejszości) przyszłości podstarzały Constantine wplątuję się w aferę związaną z rzekomą dziedziczką zwolnionego jakiś czas temu tronu Wielkiej Brytanii. Jest zabawnie i wciągająco, ale to satyra polityczna niebawiąca się w żadne niuanse. Chociaż śledząc “medialne życie” sprawy śmierci królowej Elżbiety II, to może autor wcale nie przesadził w pewnym kwestiach, zwłaszcza że telewizja ma w tej historii niebagatelną rolę.


Rysunki tradycyjnie stoją na przyzwoitym, czasami lepszym, czasami gorszym poziomie, ale przez liczbę rysowników pozwolę sobie nie opisywać każdego z nich osobno. Wyjątkiem jest Philip Bond, który w całości narysował Złą krew i te rysunki bardzo odbiegają od reszty. Są cartoonowe, znacznie mniej poważne od pozostałych, co bardzo dobrze działa z w sumie lekkim i zabawnym scenariuszem miniserii.
I taki właśnie jest trzeci tom Hellblazera ze scenariuszami Jamiego Delano. Dalej polityczny, dalej klimatyczny, dalej przegadany. Delano nie jest prawdopodobnie najlepszym scenarzystą branży, ale ma to coś i trudno nie dać się wciągnąć w kolejną przygodę Constantina. Jeśli pozostałe dwa tomy Wam pasowały to tym razem też nie będziecie zawiedzeni, chociaż warto pamiętać, że mniej tu duchów i demonów, a więcej samego głównego bohatera i jego rozterek. Na szczęście wspierany przez ciekawie poprowadzone postacie drugoplanowe scenariusz pozwala wybaczyć brak kolejnej wyprawy do piekła.