Advertisement
KomiksKultura

Nocturnals – melancholia straszydeł [RECENZJA]

Michał Skrzyński
Nocturnals komiks recenzja
Okładka polskiego wydania / fot. materiały prasowe

Gdy byłem młodszy, bałem się horrorów. Zawsze myślałem, że bałem się wizualiów. Krwi, flaków i skrytej za czarnymi włosami twarzy Samanty Morgan… Z czasem, gdy dorosłem, zrozumiałem, że oprócz obrazów i dźwięków bałem się również tej głębszej warstwy horroru — obcości, niezrozumienia, poczucia zagrożenia. Lata mijały, a moje podejście przeszło od wyparcia do miłości i od jakiegoś czasu z przyjemnością nadrabiam tę bogatą część kultury. Z tym że od horrorowych wizualnych klisz bardziej pokochałem to wszystko, co kryje się za nimi. Wspominam o tym dlatego, że początki Dana Breretona, amerykańskiego scenarzysty i rysownika, z horrorem były bardzo podobne, ale jego twórczość poszła w inną stronę niż moje preferencje.

Nocturnals to amerykańska seria komiksów, która z początku ukazywała się w Malibu Comics — wydawnictwie skupionym wokół rozrywkowych tytułów o nieskrywanych pulpowych inspiracjach. Superbohaterowie, dinozaury, tajni agenci i szereg tym podobnych motywów. Pierwsza mini seria — Czarna Planeta, doprowadziła do kilku następnych, paru one-shootów i całej masy różnych wydań. Warto też pamiętać o skali dzieła. Tych około 750 stron razem z dodatkami, podzielonych teraz na dwa obszerne tomy, powstawało przez ponad 20 lat, ponieważ Nocturnals miały swój początek już w 1994 roku. Nie było to więc uniwersum, które z roku na rok puchło o coraz nowszą zawartość. Mimo to Brereton dbał, by fani co jakiś czas coś dostali, pilnując, by jego passion project nie ucichł na zbyt długo. Co jakiś czas pojawiały się kolejne miniserie, numery specjalne, a w 2015 odbyła się udana zbiórka crowdfundingowa Nocturnals: The Sinister Path, ale te lektura czeka nas w drugim tomie wydania zbiorczego.

Nocturnals recenzja
Klimat czuć od pierwszych stron / fot. materiały prasowe

 

Nocturnals to w założeniu naprawdę prosty komiks. Mamy uniwersum, w którym istnieje — magia, technologia sci-fi, inne wymiary, duchy, zombie i wykorzystywane do walki hybrydy ludzko-zwierzęco-potworofrankenstainowe oraz wszystko, co możecie sobie wyobrazić, co jako tako kojarzy się z kliszami z całego horrorowego spektrum. Głównym bohaterem jest niejaki Doc. Horror i jego córka Eve, znana też jako Halloween Girl. Dziewczynki, która włada duszami zaklętymi w zabawki, pilnuje zombie niemowa Gunwitch, a sam doktor ma również kilku sojuszników, którzy pomagają mu albo z przekonania, albo by spłacić swoje długi. Fikcyjnym Pacific City rządzi przestępczy półświatek, w którym ostatnio pojawił się tajemniczy gość z zasłoniętą twarzą i towarzyszące mu małe, czerwone ośmiornice.

Przeczytaj również:  Loki: Agent Asgardu - Skąd cię znam, skoro widzę pierwszy raz? [RECENZJA]

Fabuła komiksu Breretona jest w sumie nieskomplikowana. Nie ma tutaj ogromnych zaskoczeń, nagłych zmian sojuszy, czy niespodziewanych scenariuszowych zakrętów. Wszystko dzieje się jakby od niechcenia, aż trudno uwierzyć, że przedstawione wydarzenia są w ogóle istotne dla świata przedstawionego. I to wcale nie jest problem. To powolne tempo i senna atmosfera sprawiają, że Nocturnals to zaskakująco kojąca i melancholijna lektura. Po kolei poznajemy kolejne dobrze przemyślane postacie i dowiadujemy się o nich na tyle dużo, by móc się zaangażować w ich historię i na tyle mało, że nie musimy zagłębiać się w meandry ich psychiki. Po pierwszych stronach nie byłem zbyt zadowolony, bo nie tego się spodziewałem, ale im dalej w las, tym bardziej zatapiałem się w spokoju oferowanym przez wyobraźnię autora. Jest w tym zaskakujący kontrast, że wszystkie elementy komiksowego superhero i pulpowo-horrorowa estetyka prowadzi do czegoś tak relaksującego. Tyczy się to jedynie tych miniserii i oneshootów pisanych i rysowanych przez Breretona. Zawrte w pierwszym tomie “speciale” z rysunkami innych autorów to typowe błahe historyjki, które nie wywołały u mnie żadnych emocji.

Atmosferę podkręcają ilustracje autora. O ile malowane komiksy kojarzą się raczej z Alexem Rossem, czy późniejszym Rosińskim, tak i Brereton dołożył do tematu swoje prace. Zwykle uważam, że komiks rządzi się swoimi prawami i ten klasyczny, malarski styl się nie sprawdza, ale przy Nocturnals jestem zadowolony z efektu, tym bardziej że wszystko, co tyczy się projektów postaci czy otoczenia jest naprawdę świetne. Piękne są kolory, a charakterystyczny półmrok połączony z czarnymi przerwami między kadrami przywołują myśl, że jesteśmy gdzieś pomiędzy popołudniową, zimową drzemką a pierwszą przerwą reklamową w filmie na TV4.  Ze wspomnianym Rossem autor dzieli niestety dużą wadę tego komiksowego malarstwa — zupełny brak dynamiki. Nawet sceny akcji wypadają statycznie i brakuje trochę poczucia, że świat żyje między kadrami. To spora, ale właściwie jedyna wada, jaką mogę Nocturnals przypisać.

Przeczytaj również:  Wszystkie barwy Siergieja Paradżanowa [RETROSPEKTYWA]
Nocturnals recenzja
Tekstu bywa sporo, ale raczej nie jest to komiks przegadany / fot. materiały prasowe

Wracając do wstępu i rozjechania się mojego gustu z pracami Breretona. W horrorze kocham najbardziej to, czego nie widać, to co wymyka się gatunkowym kliszom, a samą estetykę po prostu lubię, ale nie jest dla mnie wartością samą w sobie. Tymczasem Brereton ograniczył się tylko do niej, zostawiając całą potencjalną warstwę znaczeniową innym autorom i ich dziełom. Jak sam pisze, kiedyś bał się horrorów, a rysowanie ich w szkicowniku dawało mu nad nimi pełną kontrolę. Stał się władcą kolejnych, powołanych do życia stworów. I gdy wreszcie miał możliwość stworzenia z nimi historii, nie napisał czegoś specjalnie strasznego, ale nie poszedł też w “spooky” estetykę, np. jak w Miatseczku Halloween. Efekt jest taki, że Nocturnals, pomimo że na pierwszy rzut oka wydaje się czymś bardzo oczywistym, jest tytułem oryginalnym i mocno trzymającym się wyznaczonej estetyki (przynajmniej w głównych odsłonach serii). To naprawdę dobry, relaksujący tytuł, który chce się czytać dzięki atmosferze i budzącym sympatię postaciom. Nagle! znowu trafiło i kolejny raz kupiło mnie tytułem, o którym wcześniej nie słyszałem. Nie mogę doczekać się drugiego tomu, a pierwszy ciepło polecam, zwłaszcza na te spokojne zimowe miesiące.

Przetłumaczyła Paulina Braiter, a wydało Nagle!
Egzemplarz komiksu został dostarczony przez wydawcę. Wydawca nie miał żadnego wpływu na treść recenzji.
Korektę i redakcję wykonała Anna Sawrycka.

+ pozostałe teksty

Po lekturze pierwszego tomu "Sagi" wiedziałem, że komiksy zostaną ze mną na dłużej. Miałem rację i do dzisiaj są one największą częścią mojego kulturalnego życia. Teraz staram się popularyzować tę piękną sztukę, by nie musieć się za każdym razem tłumaczyć, że tu wcale nie chodzi tylko o superbohaterów. W życiu mniej kulturalnym studiuje, bardzo dużo gadam i myślę o tym, jak się opisać, by nie brzmiało to pretensjonalnie.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.