KomiksKultura

“Kaczogród. Carl Barks – Latający Holender i inne historie z lat 1958-1959”, czyli klasyka na wyciągnięcie ręki [RECENZJA]

Michał Skrzyński
kaczogród 8 recenzja
Fragment okładki / fot. materiały prasowe

Jak dla sporej części ludzi urodzonych w latach 90, a zwłaszcza w ich drugiej połowie, tak i dla mnie pierwszym zetknięciem z komiksem, był magazyn Kaczor Donald (który jakiś czas temu doczekał tysięcznego numeru!). Dosyć szybko młody ja zorientował się, że ciekawsze od zabawek i łamigłówek są same komiksy, a na ich zdobycie jest lepszy sposób niż niezbyt obszerne pisemko. I tak oto z pomocą mamy stałem się posiadaczem mojego pierwszego tomu z serii Gigant poleca. Był to tom 55 Z bezpiecznikiem bezpieczniej z lipca 2005. Dzisiaj, 15 lat później dalej świetnie bawię się przy kaczych komiksach, zwłaszcza przy takich rarytasach jak ósmy tom Kaczogrodu Carla Barksa!

Zaraz, zaraz jak to ósmy tom?! Spokojnie, tym razem znajomość poprzednich tomów nie jest w żadnym razie konieczna. Wszystko dlatego, że Kaczogród to seria zbierająca wszystkie stworzone przez Carla Barksa komiksy z Kaczorem Donaldem i resztą ekipy, a tych jest ponad 1500! Dlatego też kolekcja ma liczyć, aż 30 tomów. Co do samego Carla Barksa to…

…prawdziwa legenda w kręgu osób jakkolwiek zainteresowanych komiksów z kaczkami. Wystarczy wspomnieć, że powołał do życia ulubienica wielu fanów (w tym również mojego) Sknerusa McKwacza! Oprócz tego dał światu na przykład kuzyna Dolanda Gogusia i Tony’ego Starka Kaczogrodu – Diodaka. Jednak jego wpływ na tę gigantyczną odnogę komiksowego medium nie ogranicza się tylko do stworzenia kultowych bohaterów. Barks na długie lata ustalił kanon tego jak postacie i całe komiksy wyglądają. Kaczki jego autorstwa są bardziej ludzkie od tych tworzonych przez jego poprzedników. Komiksy “The Duck Mana” charakteryzowały się również ogromną schludnością rysunków i dużą dbałością o prawidłowe odwzorowaniu ruchów ludzi i kaczek.

Tom ósmy Kaczogrodu, czyli Latający Holender i inne historie z lat 1958-1959 to ponad 250 stron dłuższych i krótszych historyjek, o Donaldzie, Sknerusie i Siostrzeńcach. Format tych historyjek jest dokładnie taki, jaki znamy z “Gigantów”, czyli korzystają z tych samych postaci o względnie ustalonym charakterze i rolach, ale zwykle nie są one ze sobą w żaden sposób powiązane, chociaż akurat prace Barksa czasami do siebie w mniejszym lub większym stopniu nawiązują.

Przeczytaj również:  „Bękart" – w poszukiwaniu ziemi obiecanej
Kaczogród 8 recenzja
W historyjkach nie brakuje Hyzia, Dyzia i Zyzia / fot. materiały prasowe

Historyjek jest tyle, że szkoda je wszystkie opisywać, więc wspomnę tylko o moich faworytach. Latający Holender to oczywiście jedna z niezliczonych wariacji na temat statku widmo. Tego konkretnego szuka Sknerus i zatrudniana przez niego za głodowe stawki rodzina. Jak łatwo się domyślić w grę wchodzi skarb, a rozwikłanie zagadki jest całkiem interesujące. Żabie skoki to zaś absurdalna historyjka, w której Donald i siostrzeńcy trenują żabę do modnego ostatnio w Kaczogrodzie konkursu. Gigantyczne mrówki są zaś… no tak – o gigantycznych mrówkach niszczących miejski piknik. Świetnie bawiłem się również przy Bożym Narodzeniu w Kaczogrodzie, w którym to przez swoje dobre serce i nieuwagę Donald musi sprzymierzyć się z wujkiem Sknerusem w celu opłacenia wymarzonego przez siostrzeńców prezentu.

Reszta opowieści również trzyma całkiem wysoki poziom, ale czuje, że muszę wytłuścić pewną rzecz. To udane historyjki o kaczorach stworzone przez legendę “gatunku”; aż tyle i tylko tyle. Nie znajdziecie tutaj specjalnie dużo rozbudowanych fabuł, nawiązań, czy celnych spostrzeżeń o otaczającej autora rzeczywistości. To głównie opowiastki przeznaczone oryginalnie dla kilko-kilkunastolatków, które przy okazji powstawały w naprawdę szybkim tempie. Wyobraźnia Barksa robi ogromne wrażenie, ale czasami wyraźnie czuć, że komiksy mają 60 lat na karku i jakie było ich pierwotne przeznaczenie. Zawsze lubiłem w bardziej współczesnych kaczych komiksach nawiązania do konkretnych wydarzeń, trendów czy dzieł kultury. Tutaj tego nie ma, albo prawie nie ma. To urocze, pełne wdzięku opowiadania, przy których świetnie można się zrelaksować, ale musicie pamiętać, że nie znajdziecie tu nic więcej oprócz tego, co obiecuje okładka czy opis wydawcy. Pasuje wam takie podejście? Jeśli tak to będziecie bardziej niż zadowoleni.

Przeczytaj również:  „Cztery córki” – ocalić tożsamość, odzyskać głos [RECENZJA]

Wypada jeszcze wspomnieć, jak sześćdziesięcioletnie komiksy wyglądają! Od razu rzuca się w oczy, jak niewiele się zmieniło przez te 60 lat w kwestii projektów postaci, czy sposobu narracji. Rysunki Barka, jak już wcześniej wspominałem, są bardzo staranne i schludne, przez co nie jesteśmy zaskakiwani jakimiś koślawymi kadrami, czy wewnętrzną niespójnością. Niestety, oprócz staranności Bark słynął również z prostoty tego co widać na drugim planie. Tła i scenografia są bardzo skromne, zwykle otoczenie ogranicza się do pojedynczego koloru i jedynie najpotrzebniejszych elementów otoczenia takich jak okna, czy drzwi. Niestety, przynajmniej mi rzuca się to w oczy i odbiera trochę frajdy z lektury.

kaczogród tom 8 recenzja
Diodak w akcji / fot. materiały prasowe

Po przeczytaniu tego, co napisałem, można odnieść wrażenia, iż strasznie na Kaczogród narzekam, a ja się przecież przy nim dobrze bawiłem! Mój umiarkowany entuzjazm wynika z pełnej świadomości, jak łatwo przy takich tytułach, mocno bazujących na nostalgii i niosących ze sobą wartość historyczną, popaść w huraoptymizm, zapomnieć o potencjalnych wadach i wywindować swoje oczekiwania w kosmos. Sam przy pierwszym tomie kolekcji nastawiłem się na coś zupełnie niezwykłego, co z pewnością z miejsca wskoczy na listę moich ulubionych publikacji wszechczasów. Tak się nie stało i zostawiłem komiks, gdzieś w połowie na długie tygodnie.

Potrzebowałem chwili, żeby dojrzeć do tego, że te urocze, ponad sześćdziesięcioletnie historyjki to wartość sama w sobie. Tutaj nie potrzeba niczego więcej, a spodziewanie się czegoś innego to efekt nałożenie się różnych, ale niezmiennie zgubnych, błędów poznawczych.

Kolekcja Barksa to przykład tego, jak zaoferować produkt, który zadowoli i starszych i młodszych czytelników. Zadowoli prawdopodobnie z całkiem różnych powodów. Jeśli chcecie komiks, który dostarczy wam sporo niezobowiązującej radości i stanie się obiektem zdrowego zainteresowania znajomych i rodziny to chyba nie możecie lepiej ulokować swoich pieniędzy.

Ocena

7 / 10

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.