KomiksKultura

“Kot rabina” – sierściuch z charakterem [RECENZJA]

Michał Skrzyński
Kot rabina recenzja
Okładka obecnego na zbiorczego wydania pierwszych 5 tomów Kota Rabina

Kot, jaki jest, każdy widzi. Futerko, duże oczy, długi ogon i miękkie łapki, które rwą się do ugniatania losowych miękkich powierzchni. To właśnie jednemu z tych dzielących społeczeństwo sierściuch Joann Sfar – aka jeden z moich ulubionych twórców komiksów – poświecił jedno ze swoich dzieł, które sądząc po tym, że właśnie ukazało się jego trzecie polskie wydanie, przypadło do gustu nie tylko mi. Dlatego z radością oznajmiam, że Kot Rabina wrócił na rynek w glorii i chwale Timof Comics.

kot rabina 1 recenzja
Tak zaczyna się pierwszy tom dzisiaj już kultowej serii / fot. materiały prasowe.

Kot jest rabina, konkretnie rabina Sfara no i to trochę też jest to kot jego córki — Zlabii. Kot nazywany po prostu kot, szybko staje się niezwykły nie tylko przez osobę właściciela, ale również przez umiejętność, którą zdobywa dzięki pożarciu papugi. Kot, no cóż, zaczyna gadać, gadać jak najęty. Po początkowym zachwycie to nadnaturalne zjawisko zaczyna przynosić więcej szkód niż pożytku, a sam kot z czasem zaczyna domagać się wyprawieniu mu bar micwy, ponieważ on doskonale Torę zna i w Torze nie ma niczego o tym, że dobrze wyuczony w Torze kot nie nie może mieć bar micwy. Bezradny Rabin Sfar zwraca się, więc z tą zagwozdką do rabina rabina, który niestety niespecjalnie spełnia pokładane w nim nadzieje i wykazuje się brakami w wiedzy, którą jako rabin powinien mieć opanowaną. Taka jest pierwsza połowa pierwszego albumu Kota Rabina i takie jest pozostałe pięć i pół albumu. Ostatnio wznowione zostało wydanie zbiorcze zbierające albumy 1-5, jak i tom 6. Pozostałe tomy tzn., 7-9 są dalej dostępne w sprzedaży.

Przeczytaj również:  TOP 5 najbardziej oczekiwanych produkcji azjatyckich na Timeless Film Festival Warsaw 2024 [ZESTAWIENIE]

Sfar opowiada o trzech największych monoteistycznych religiach i całej masie ludzkich przywar i słabości. I to jest takie opowiadanie uszczypliwe, zadziorne, ale pozbawione jakiejkolwiek złośliwości. Nakreślone przez autora postacie są przede wszystkim ludzkie. To czy są żydami, wyznawcami Mahometa, czy chrześcijaninami to sprawa drugorzędna. Liczą się relację między nimi i to, że niezależnie od dogmatycznych i zwyczajowych zakazów oraz nakazów zawsze można spotkać się w jakimś miejscu możliwym do zaakceptowania dla wszystkich. Politycznie do centryzmu jest mi oczywiście skrajnie daleko, ale tutaj ta idea międzyreligijnego kompromisu brzmi czarująco.

Jedno z lepiej znanych dzieł wyjątkowo artystycznie płodnego Francuza, to komiks z całą pewnością nietuzinkowy i to nie tylko w porównaniu do ogółu obrazkowego świata, ale i innych tytułów jego autorstwa. Tam, gdzie w Donżonie, czy komiksach z wampirem akcja zwykle gna z niezwykłą prędkością i co kilka stron dorzuca do pięćdziesięciostronicowych albumów nowych wątków, tak tutaj wszystko jest znacznie spokojniejsze. Kot-narrator pozwala sobie na różne docinki i dygresje, ale fabuła spokojnie zmierza do zaznaczonego już na początku punktu. Dzięki temu Kot Rabina to lektura niesamowicie odprężająca. Tam, gdzie Donżon, czy Aspirine są wręcz wypchane akcją i elektryzującymi dialogami, Kot Rabina nieśpiesznie zabiera nas na wycieczkę po słonecznej Algierii, z małą przerwą na album przenoszący akcję do Paryża. Tam akurat wraca trochę Sfarowego szaleństwa.

Warto zwrócić uwagę, że między tomem 5., a 6. autor zrobił sobie długą przerwę i dzieli je ponad 10 lat. Po tym jednym “nowofalowym” tomie zatytułowanym Nie będziesz mieć bogów cudzych przede mną nie mogę jeszcze powiedzieć, czy to powrót udany. Ponownie więcej w nim charakterystycznego dla dwóch pierwszych albumów filozoficznego zacięcia, które po drodze zeszło na pierwszym tam, jednak nie jestem pewien, czy całościowo nie jest to jedna ze słabszych kocich przygód. Co nie zmienia faktu, że nawet te spadki formy Sfara dają więcej niż zadowalające efekty.

Przeczytaj również:  Północ – Południe. Trylogia Niemiecka Luchino Viscontiego [Timeless Film Festival Warsaw 2024]
kot rabina 6 recenzja
Kot i jego Pani nie zawsze zgrywają się w kwestii zaangażowania w relacje / fot. materiały prasowe

Kontrowersyjne dla części czytelników będą z pewnością charakterystyczne dla Sfara rysunki. Ta chybotliwa kreska, która zawsze zdaje się kilka maźnięć od zupełnego szaleństwa i intensywne kolory mogą część czytelników zniechęcić. Jednak nie bójcie się, po kilku stronach styl będzie dla Was równie przezroczysty, co typowe superhero lub klasyczny frankofon. Sfar rysuje stylowo, ale w pełni “funkcjonalnie”.

Pewnie zauważyliście, że Kota Rabina pokochałem. Ta pełna szczerego humanizmu wieczorynka świetnie sprawdzi się, jako chwila relaksu po trudnym dniu, a jej wartość wykracza poza bezrefleksyjną rozrywkę, a jednocześnie to mądry komiksy, który nie zapomina, jednak że ma przede wszystkim bawić. Nieważne, czy Sfara znacie, czy nie, niezależnie od tego, ile wiecie o kulturze żydowskiej — Kot Rabina to pozycja, którą warto sprawdzić. Zwłaszcza teraz przy okazji kolejnego wydania. No i nie zwlekajcie. Historia pokazuje, że Kot Rabina lubi uciekać z księgarskich półek.

Ocena

8 / 10

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.