Advertisement
KomiksKulturaRecenzje

“Wujek Sknerus i Kaczor Donald. t. 4: Ostatni z klanu McKwaczów”, czyli wielkie rzeczy [RECENZJA]

Michał Skrzyński
wujek sknerus don rossa 4
Fragment okładki wydania zbiorczego / fot. materiały prasowe

Czwarty tom kolekcji zbierającej wszystkie kacze komiksy autorstwa Dona Rosa wreszcie przeniosła nam niedostępne od jakiegoś czasu Życie i czasy Sknerusa McKwacza! To duże wydarzenie nie tylko dla fanów Kaczogrodu!

Gdy pierwszy raz ujrzałem narysowany przez Dona Rosę komiks, byłem w szoku – „To te kaczki mogą TAK wyglądać?”. Miałem wtedy jakieś 10 lat, a tym komiksem był Więzień Doliny Białej Śmierci wydrukowany w dwóch częściach w numerze 51 i 52 Kaczora Donalda z 2007. Chyba byłem wtedy zbyt mało dociekliwy lub zaangażowany, bo nie zadałem sobie najmniejszego trudu znalezienia podobnie wyglądających komiksów. Jednak całość wyraźnie wyryła mi się w pamięci. Efekt spotęgował również fakt, że te 13 lat temu poznałem tylko pierwszą część historii.

Na jej zakończenie musiałem poczekać aż do roku 2018, kiedy to nastąpił mój triumfalny powrót do czytania komiksów i po takich seriach jak Saga, Gnat, czy Sandman sięgnąłem po wydane rok wcześniej przez Egmont Życie i czasy Sknerusa McKwacza. To eleganckie, jednotomowe wydanie zbierało nie tylko 12 odcinków głównej serii, ale i 5 dodatkowych epizodów w tym Więźnia Doliny Białej Śmierci. Teraz ci, którzy pomimo kilku dodruków nie załapali się na tę edycję, mają okazję nadrobić – i mówię to bez żadnego zawahania – jeden z najwybitniejszych komiksów, jakie czytałem.

Dwunastozeszytowa seria będąca efektem tytanicznej pracy Dona Rosy przedstawia losy Sknerusa od dzieciństwa do “powrotu z emerytury”. By wyjaśnić dlaczego akurat McKwacz zasłużył sobie na taką serię, trzeba nakreślić kim dla autora jest twórca samej postaci, czyli Carl Barks. Ten pierwszy uważa się za największego fana tego drugiego i kogoś, kto w pewnym sensie podąża wytyczoną przez poprzednika ścieżką. Sknerus to bez wątpienia postać ukochana nie tylko przez fanów, ale i obu wspomnianych artystów. Zaowocowało to skrupulatnym wyłapywaniem i odnotowywaniem przez Rosę wszelakich “tropów” z biografii McKwacza, które na przestrzeni lat w swoich komiksach pozostawił Barks., co z czasem przerodziło się w projekt stworzenia spójnej, “akuratnej faktograficznie” historii najbogatszego kaczora na świecie. Jak z resztą wspomina sam Rosa we wstępie recenzowanego tomu “Jeżeli Sknerus wspomniał o swojej młodości w trzecim dymku w piątym kadrze na siódmej stronie drugiego komiksu w jakiś zeszycie z 1957 roku, to – o ile daną opowieść napisał Carl Barks – ten fakt wspominany jest gdzieś w tej serii”.

Przeczytaj również:  „Beetlejuice Beetlejuice”, czyli oficjalnie witamy jesień [RECENZJA]
wujek sknerus tom 4 recenzja
Fragment wspomnianej Pierwszej dziesięciocętówki

A co, to jest za seria! Historia mojego ulubionego kaczora zaczyna się w jego latach młodzieńczych, które spędzał w rodzinnej Szkocji połowy XIX wieku. Sknerus (a wtedy jeszcze Sknerusek) był jedyną nadzieją niegdyś potężnego i bogatego klanu McKwaczów. Fergus – głowa rodu chcąc zmotywować potomka do walki o swoje, podarował mu na urodziny własnoręcznie zrobiony zestaw do pucowania butów. I to z jego pomocą przyszły biliarder zarabia swoją pierwszą dziesięciocentówkę, która w Szkocji jest oczywiście bezwartościowa. To dzięki temu wydarzeniu oszukany Sknerusek wygłasza swoją deklarację, której jak pewnie wiecie, trzyma się cały czas: “Będę najtwardszy z twardych i najsprytniejszy ze sprytnych. Ale pieniądze będę zarabiał uczciwie.” Następne rozdziały to już historia. Dosłownie i w przenośni!

To, co wyróżnia komiks Rosy, oprócz pedantycznej zgodności z dziedzictwem Barksa, to podobna dokładność w implementowanie aspektów historycznych. Pogoń za fortuną prowadzi Sknerusa przez kilka kontynentów i kilka dekad, przez co ostatni z klanu McKwaczów, załapie się między innymi na złote lata transportu rzecznego na Missisipi, gorączkę srebra i czasy wielkich ranczerów hodujących bydło na bezkresnych badlandach. Oczywiście przygód i odwiedzonych miejsc jest więcej, ale nie widzę innej możliwości poznania ich, niż to, abyście odkryli je sami. Co najważniejsze, wszystko opisane jest w kronikarską dokładności, a sam Rosa wręcz chwali się tym w licznych materiałach dodatkowych. Jeśli w 1882 w jakimś mieście, był jakiś znany kowboj, to dokładnie ten jegomość spokojnie mógł się pojawić w historii Sknerusa, gdy ten przebywał akurat w tym mieście. Na dowód mych słów zdradzę, że Sknerus spotyka nawet przyszłego prezydenta USA. Ale to chyba dosyć znana ciekawostka.

Jednak ciekawostki historyczne to jedno, ale dlaczego ta seria jest aż tak dobra? To wypadkowa kilku czynników, a ich wyliczanie trzeba zacząć od podstaw. W swej esencji ŻiCSM to po prostu fenomenalny komiks przygodowy. Dzieje się tutaj dużo, otoczenie zmienia się jak w kalejdoskopie, a postacie niezależnie od tego, czy zostają z nami na dłużej, czy znikają po kilku kadrach, są pełne charakteru. To wszystko podlane jest humorem, odmienianym przez wszystkie przypadki – językowy, sytuacyjny czy postaci. Rosa czasami w jednym kadrze zawiera więcej żartów, trafionych pomysłów oraz smaczków niż amerykański średniak w całym zeszycie i nie jest to opinia na wyrost.

Przeczytaj również:  Kukiełkowy Schulz. Recenzujemy „Sanatorium pod Klepsydrą” prosto z Wenecji!
ostatni z klanu mckwaczów
Do Ameryki Sknerus przybywa jeszcze jako młodzik / fot. materiały prasowe

Wszystko spaja niezwykły klimat, który sugeruje, że naprawdę mamy kontakt z czymś szczerze historycznym i miejscami wręcz podniosłym. Rosa nasycił również swój komiks wartościami może niedzisiejszymi, naiwnymi i sugerującymi, że naprawdę wszystko od nas zależy, to pasującymi świetnie do tej konkretnej historii i postaci. Na co dzień nierówności społeczne i neoliberalne myślenie może nas dobijać, ale raz na jakiś czas można skoczyć w świat, gdzie możliwa jest kariera od pucybuta do najbogatszego kaczora na świecie.

Czwarty tom kolekcji Rossy nazwany Ostatni z klanu McKwaczów zbiera 7 pierwszych rozdziałów ŻiCSM i jedną ściśle związaną z serią historyjkę dodatkową, której zabrakło przy poprzednim wydaniu. Pierwsza dziesięciocętówka to świetna opowiastka z Magiką DeCzar w roli głównej, w której poznamy od innej strony wydarzenia ukazane w pierwszym rozdziale głównej serii. Nie zabrakło oczywiście i kilkudziesięciu stron dodatków, szkiców i tekstów.

Nie pozostaje mi nic innego niż zachęcić Was do poznania Życia i Czasów Sknersua McKwacza samodzielnie. To wspaniała przygoda, która trafi do każdego niezależnie od jego wieku, czy stosunku do komiksowych kaczek. To komiks tak przepełniony pasją i nasycony szczegółami, że trudno oddać to wszystko w jakiejś skondensowanej formie, unikając przy okazji spoilerów. Dlatego niezależnie od tego, w jakim stopniu Was ta recenzja “kupiła”, uważam, że powinniście poznać się ze Sknersuem. Nawet jeśli miałby to być jedyny komiks, jaki sprawdzicie w najbliższym czasie.

Ocena

9 / 10

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.