“Koszmary” Michele’a Penco – Krótkie opowieści w pięknych obrazach [RECENZJA]
Trudno zliczyć artystów działających przed laty i współcześnie, na których wpływ miała twórczość Howarda Phillipsa Lovecrafta. Niepowtarzalny klimat, jaki roztaczał wokół swych wyimaginowanych światów Samotnik z Providence oraz przepastna mitologia Cthulhu na stałe umieściły go w panteonie najznamienitszych pisarzy swoich czasów. Nic zatem dziwnego, że lovecraftiański horror stale próbuje wnikać w media pozaliterackie, w tym oczywiście w komiksy.
„Koszmary” Michele’a Penco to autorska wariacja na temat kilku kultowych opowiadań Lovecrafta. Choć żaden z rozdziałów nie jest bezpośrednią adaptacją konkretnego tytułu, fani Mistrza bez problemu odnajdą tu szereg nawiązań i cytatów. Będziemy mieli okazję spotkać malarzy, nawiedzanych przez nieopisaną grozę, samotnych podróżników trafiających do widmowych miast, oraz zwykłych mieszczan, próbujących uciec przed powracającym snem – czyli to co tygryski z R’yleh lubią najbardziej. W punkcie wyjścia, wszystkie te historie są naprawdę klimatyczne i bardzo dobrze oddają ducha oryginalnej prozy. Widać, że Penco wielokrotnie przeczytał cała lovecraftową bibliografię i doskonale wie, czego poszukują w niej czytelnicy.
Niestety jednak mistrz słowa jest w tym duecie tylko jeden. Bo choć od strony wizualnej Penco prezentuje niezwykle wysoki poziom, tak z prowadzeniem narracji bywa różnie. W niektórych historiach (choćby „Autoportrecie”), niemal pozbawionych linii dialogowych czy nawet monologów wewnętrznych bohatera, prześledzenie fabuły jest niezwykle proste. Następujący po sobie ciąż wydarzeń klarownie zaprezentowany na kolejnych rysunkach nie wymaga tekstowego uzupełnienia. Jednak gdy fabuła rozciąga się nieco w czasie, sjużet też powinien zyskać na objętości. Niestety bardzo często zdarza się, że Penco zapełnia całą stronę tekstem, streszczającym co wydarzyło się między kolejnymi stronnicami. Nie wątpię, że narysowaniu wszystkich opisanych wydarzeń znacznie wydłuża czas powstania albumu, jednak w komiksie silnie opartym na sferze wizualnej, nie chciałbym dopowiadać sobie tylu elementów. Tym bardziej widząc jak dobrze z obrazowaniem literackiej grozy radzi sobie autor.
Umyka nam wiele ucieczek, gubienia się w labiryncie alejek czy epizodów powolnego popadania w obłęd. To dziwne o tyle, że takie właśnie sceny osobiście kojarzę z horrorem niemal nierozerwalnie. Na szczęście inny istotny element zostaje nam zaprezentowany za pośrednictwem kreski Penco o wiele, wiele lepiej. To odpowiednie ukazanie skali całej opowieści. Zarówno gdy obserwujemy zamkniętego w ciemnej piwnicy malarza, jak i człowieka odnajdującego jedność z otaczającym go kosmosem pośrodku pustkowia. Umieszczenie człowieka w przestrzeni jest godne samego Friedricha (chociaż estetycznie jesteśmy w rejonie bliższym Dürerowi), a uczucia towarzyszące jego obserwowaniu mogą spokojnie popchnąć odbiorcę w rejony bliskie agora- jak i klaustrofobii. Wymarłe miasta, ciemne piwniczki, pola i chmury czy wzburzone morze. To wszystko tutaj jest i każdorazowo prezentuje się przepięknie. Nawet gdybyśmy chcieli traktować „Koszmary” wyłącznie jako artbook, z pominięciem warstwy fabularnej, będzie to bez wątpienia wartościowy zakup.
I to głównie pod tym kątem jestem skłonny chwalić dzieło Penco, bowiem jego historie mają jeszcze jedną zauważalną bolączkę. Zaczytując się w „Koszmarach”, czułem się kilkukrotnie jak dziecko, któremu rodzic opowiada bajkę z dreszczykiem na dobranoc. Chłonąc każdy obraz i słowo, coraz bardziej rozpala się moją ciekawość, by w kulminacji kazać mi iść spać i czekać na jutrzejszą kontynuację. Która oczywiście nigdy nie nadchodzi. Z nieznanego mi powodu autor zaciera cienką granicę między zakończeniem otwartym, a jego zupełnym brakiem. Na szybko wyjaśnia się nam co się stało, lub szybko pokazuje przerażającą kreaturę, wokół której roztaczana była atmosfera strachu na wcześniejszych stronach. Jednak odkrycie wizerunku potwora nie jest dobrą pointą To niezwykle estetyczne rysunki, co do tego nie ma wątpliwości, jednak stają się one zwykłym komiksowym jumpscarem pozbawionym warstwy audialnej. Straszydło przyszło, postraszyło, a co stało się dalej? Nie wie nikt, ale pewnie ktoś umarł. Kurtyna, dobrej nocy!
Ciężko jest mi jednoznacznie wydać werdykt odnośnie „Koszmarów”. Wszystko zależy czego będziecie oczekiwać od dzieła Penco. Jeśli wystarczy Wam mistrzowska kreska, duży format i twarda oprawa, które razem pięknie prezentują się na półce, nie wahajcie się ani chwili. To niezwykle ciesząca oko i duszę fana horroru publikacja. Gdybyście jednak szukali tutaj przerażających fabuł, zamiast ich fragmentów lub zarysów, przemyślcie zakup. Michele Penco to zdecydowanie lepszy rysownik niż scenarzysta, przez co tylko jeden z walorów jego rzemiosła można bezsprzecznie pochwalić. A czy to wystarczy? Musicie przekonać się sami.