FilmyKinoRecenzje

“Skinamarink” – MTV Creeps [RECENZJA]

Norbert Kaczała
Skinamarink, mat. prasowe

Niewiele zbitek wyrazowych jeży włosy na karku fana horrorów jak “film, który przeraził TikToka”. Głównie przez to, że od razu przypomni on/ona sobie powrót do łask Megan is missing i ciągłych spekulacji o dark webie, filmach snuff i innych rzeczach, które przestają wydawać się straszne po skończeniu trzynastu lat. Jednak obecny fenomen to dzieło zupełnie innego kalibru. Stworzony za minimalny budżet 15 tysięcy dolarów kanadyjskich Skinamarink to film z wszech miar eksperymentalny, ambitniejszy i ku mojemu zaskoczeniu, absolutnie przerażający. Z kilku ważnych powodów.

Kilkuletni Kevin i Kaylee zostają nocą sami w domu. Poza faktem, że jest tu już sytuacja odgórnie nieprzyjemna dla małego dziecka, okazuje się że z domu znikają wszystkie drzwi i okna. I to tyle. Przez 100 minut będziemy razem z dwójką zdezorientowanych dzieci przemierzać labirynt sporadycznie licho oświetlonych pomieszczeń w poszukiwaniu sensu i pomocy. Jak się jednak nietrudno domyślić, nie są w tym domu sami, bo z ciemności dochodzi ich tajemniczy głos namawiający do bardzo niedobrych rzeczy. Film Bella przede wszystkim stawia ma powolne budowanie napięcia. Osiąga to środkami, które bez wątpienia mogą odstreczyc niejednego widza. Przyjdzie nam oglądać masę statycznych ujęć przeróżnych kątów kolejnych pomieszczeń, podczas gdy w sferze audialnej słysząc tylko statyczny szum czy stare kreskówki z grającego z oddali telewizora. To zabieg pozornie męczący, jednak w kreatywny sposób pogłębiający immersje.

Przypomnijcie sobie najodleglejsze możliwe wspomnienie, gdy rodzice wyszli z domu. Choćby na chwilę. Dam uciąć sobie obie ręce, że nie trwało to kilka minut. W waszych dziecięcych umysłach kwadrans rozwijał się do całych godzin, a powrót miał miejsce pewnie z miesiąc później. Dokładnie tak prezentuje się tutaj diegeza. W filmie nie jest obecne absolutnie nic, co mogłoby udowodnić jakikolwiek upływ czasu. Pośrodku ciemnego domu będziemy siedzieć dokładnie tyle ile podpowie nam zdezorientowana dziecięca jaźń. I każda z upływających minut wydłuży się wręcz niemiłosiernie.

Przeczytaj również:  „Civil War” – Czy tak wygląda przyszłość USA?
Skinamarink, mat. prasowe

Pośród czerni czeka na nas sam strach. Ciężko bowiem inaczej nazwać to co czycha na skonfundowanych dziecięcych bohaterów. Ball sięgnie po najbardziej klasyczne z metod straszenia, które działają od momentu powstania gatunku. Dobiegające z oddali krzyki, kroki nieznanego pochodzenia, nagle zapalane i gasnace światło czy złowieszczy szept nieposiadajacy ucieleśnionego źródła. Ponownie jednak, nie są to zagrywki tanie. Jumpscare potrafi zastosować dosłownie każdy. Nawet nie reżyser horroru, a dosłownie każda istota ludzka. Wykorzystać go umiejętnie, wpleść w ogólną atmosferę filmu i podbić nim nieoczekiwany zwrot fabularny, trzeba jednak potrafić. I ku absolutnemu brakowi zaskoczenia, Ball to właśnie umie. Nie będziemy mieli okazji dowiedzieć się skąd dobiegają te wszystkie audialne i wizualne strachy. Większość dopowiemy sobie sami i to te właśnie domniemywania napędzą nam jeszcze większego stracha. Skinamarink to nieprzerwany stan lękowy, w którym najmniejszy szmer urasta do miana zwiastun rychłej zguby. Nie ma się co dziwić. Reżyser szlifował swój warsztat przez lata adaptując na krótkie metraże senne koszmary swoich subskrybentów oraz własne. Efekty tej działalności możecie znaleźć na kanale Bitesized Nightmare, gdzie prezentował ucieleśnienia naszych najgorszych obaw. Ktoś jest w domu. Nie rozpoznaję tych kroków. Skoro nie ma tu żadnych drzwi, to kto tutaj jest i jak tu wszedł? I dlaczego każe mi robić te złe rzeczy?

Chylę też czoła przed współpracą scenarzysty (również w osobie reżysera) i operatora (Jamie McRae) bowiem ciężko jest skrupulatnie rozpisać film niemal pozbawiony dialogów i linearnej historii, aby ten nie wydawał się zbitkiem przypadkowych scen. W horrorowym chaosie i pozornie przypadkowym doborze kadrów prezentujących ciemne kąty domu bohaterów łatwo się zagubić. Jednak to nie brak zdecydowania u twórców a celowa gra w ciuciubabkę z widzem. Ten budynek wydaje się być poskładany z identycznych fragmentów które zamieniają się tylko miejscami niczym w kostce rubika. Układanej po ciemku, bo nawet cieniami nieoświetlonych pokoi ciągle wodzi się nas za nos. Nawet po kilku minutach usilnego wpatrywania się w czerń nie mamy pewności, że coś nie wpatruje się zeń w nas. Iście nihilistyczny koncept.

Przeczytaj również:  „Zarządca Sansho” – pułapki przeszłości [Timeless Film Festival Warsaw 2024]
Skinamarink, mat. prasowe

Skinamarink to nieustanna wędrówka przez ciągle wydłużający się labirynt, na końcu którego zamiast tryumfu ucieczki, czeka jednak spotkanie z twardą ścianą lub stojącą pod nią minotaurem. Film możemy bez trudu czytać jako bardzo pojemną metaforę. Scenarzysta subtelnie igra z tematem śmierci, przemocy domowej czy traumy, ubierając wszystko w tak wdzięczna w ramach gatunku perspektywę dziecka. W tak trudnej sytuacji jedynie ją możemy przyjąć, bowiem jak dzieci idące przed ciemny korytarz, mamy tylko mgliste pojęcie o tym co nas otacza. Czego nie zobaczymy, dopowie wyobraźnia. Istotnym współtwórcą filmu jest tutaj sam odbiorca, w którego umyśle powstaną rzeczy równie straszne jak te, które niewyraźnie słyszą i widzą Kevin i Kaylee.

Skinamarink to film do pokochania głęboko i szczerze, lub machnięcia nań ręką jako na eksperyment nie dla Was. Mnie film Bella zahipnotyzowal i nawet po przeczytaniu napisów końcowych nie uwalniał z transu. Ewokuje on lęk wykraczający poza “straszny film na ekranie”, bo sięga do dziecięcego przerażenia na myśl o nieznanym i ukrytym. To film, który swoje minimalistyczne i tanie w wykonaniu środki przekuwa w największą zaletę, przez to jak umiejętnie używa ich reżyser. Bell nie będzie potrzebował dużo większych budżetów, by za parę lat stać się jednym z ulubieńców fanów horroru. Tak jak pisałem w zapowiedzi, gdy ucichnie medialny szum, ktoś przypomni sobie o tym niepozornym arcydziele i rozpocznie kolejną fale esejów, recenzji, polecajek i dyskusji o filmie, którego cudownie jest się bać. Bo dokładnie tak samo baliśmy się lata, lata temu i będziemy to robić znowu.

Ocena

8 / 10

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.