FilmyKinoRecenzje

“Nasza mała Polska” – Trawa po drugiej stronie płotu [RECENZJA]

Norbert Kaczała
Nasza mała polska
fot. materiały prasowe / Mayfly

Choć zabrzmią one banalnie, pozwolę sobie przytoczyć słowa wiecznie 12-letniego internetowego fenomenu, który stwierdził kiedyś, że „każdy lubi jak ktoś zagraniczny mówi po jego języku”. I choć sprawa dotyczyła tutaj występu Ich Troje na Eurowizji, ciężko zarzucić Klocuchowi kłamstwo. Bowiem, czy komuś z nas nie zdarzyło się w duchu odczuwać nieznacznej dumy, gdy obcokrajowiec płynnie komunikuje się z nami w naszym ojczystym języku? Lub z drugiej strony, czy nie irytuje nas gdy osoby z zewnątrz nie opanowały jeszcze podstaw werbalnej komunikacji naszego kraju? Bez względu na to, czy nasza reakcja na takie sytuacja jest pozytywna czy negatywna, pamiętać należy, że polski nie należy do języków najłatwiejszych. A szczególnie, gdy uczysz się go na liczącym 15 osób kierunku na uniwersytecie w Japonii, by potem przekuć go w sztukę teatralną.

Bo o tym właśnie jest film Matěja Bobříka od strony formalnej. Ni mniej, ni więcej. Na Tokijskim Uniwersytecie Studiów Zagranicznych co roku grupa młodych studentów stawia wszystko na jedną kartę i podejmuje studia na kierunku polonistycznym. Kolejne lata ich akademickiego życia mijają na nauce gramatyki, wymowy, deklinacji i innych części składowych naszego języka. I nie odkryję przed wami nowego kontynentu, jeśli powiem, że wywołuje to dokładnie te pozytywne reakcje, o których mówiłem w pierwszym akapicie. Nie sposób nie podziwiać młodych ludzi, którzy na przekór wielu różnicom dzielnie brną przez wszystkie „sz” i „cz”, których próżno szukać w Japonii i z jak dużym zapałem wzajemnie wspierają się w tej nauce. Jednak na dłuższą metę, jest to radość porównywalna z filmikami pokroju „obywatele danego kraju testują polskie przysmaki”. Jedni zniosą konfrontację z nową kulturą lepiej, jedni będą bezskutecznie brnąć przed długie słowa przekręcając ich wymowę, a inni wysnują jakieś fonetyczne skojarzenia. Tylko czy wystarczy to na zbudowanie interesującej narracji? Gdybyśmy poprzestali tylko na stronie edukacyjnej, zapewne tak. Na szczęście nieuchronną monotonię skutecznie niweluje krótki wątek powodów stojących za całym studiowaniem i ich konsekwencji.

Przeczytaj również:  „Zarządca Sansho” – pułapki przeszłości [Timeless Film Festival Warsaw 2024]

Mamy tutaj do czynienia z motywacjami na tle historycznym, antropologicznym, ale także z wyborami zupełnie impulsywnymi, dyktowanymi choćby samym brzmieniem języka. Pozwala to poznać charakter niektórych z bohaterów, co z czasem przełoży się też na ich zaangażowanie w sztukę teatralną. Podobnie sprawa ma się z subiektywnym wyborem tematu przedstawienia, gdzie propozycje wahają się od nastoletniego klasyku Małgorzaty Musierowicz, po faustowskie pakty i lot na księżyc. Jednak to nie same wywody o powodach podjęciu danych decyzji są ciekawe, a to do czego prowadzą. Dane nam będzie bowiem obserwować studentów również i w warunkach „polowych”, gdzie spróbują zwiedzić wycinek Polski, dogadując się z otoczeniem. I to właśnie ten fragment pozwala nam chociaż przez chwilę poczuć się jak na obczyźnie. Polska przestaje być naszą codziennością, a nawet najprostszy kebab z kapustą czy niewielki dworzec kolejowy zaczynają urastać do miana małych fenomenów. Takich, na które spojrzymy z porównywalną ciekawością, co na przysmaki i nieduże mieściny na drugim końcu świata.

Nasza mała Polska
fot. Materiały prasowe / Mayfly

Naszą małą Polskę ponad banał wynosi jeszcze jeden element, świadczący o pewnej wrażliwości artystycznej po stronie twórców. Chodzi mi tutaj o czytelne wizualne inspiracje, które zauważy każdy, kto oglądał w życiu chociaż dwa anime, lub filmy Yasujiro Ozu. Ujęcia budynków z żabiej perspektywy, sielanka w miejskich ogródkach, pociągi sunące po przedmiejskich torowiskach… Każde z takich ujęć nadaje się na idealną pocztówkę z pozdrowieniami z Japonii. Wypisaną po polsku oczywiście.

Niestety pomimo kilku zauważalnych zalet, film Matěja Bobříka można nazwać co najwyżej poprawnym. Bo choć wizualna część filmu naprawdę cieszy oko, od strony fabularnej i poznawczej, nie oferuje sobą nic, czego nie dowiedzielibyśmy się już z opisu dystrybutora. Obserwowanie ludzi z zewnątrz, starających się pojąć nasz kraj najlepiej jak potrafią, jest doświadczeniem niemal nobilitującym, lecz wyjątkowo ulotnym. Jestem przekonany, że intencją twórców było zasianie w nas poczucia autentycznej ciekawości i potrzeby eksplorowania własnego dziedzictwa. No bo skoro powodem do zadumy może być najzwyklejsza lektura szkolna, a pszenny placek z surówkami najciekawszym kulinarnym doznaniem, to czy nie warto na chwilę zastanowić się, czy u nas nie jest tak samo fajnie jak w tym mitycznym „gdzieś indziej”? Może właśnie w tej chwili pewien Japończyk ogląda film o małej Japonii zastanawiając się, czy nie powinien przyjrzeć się lepiej własnemu otoczeniu i docenić to co ma… Nawet jeśli tym czymś są przeciętne dokumenty o studentach japonistyki.

Ocena

6 / 10

Warto zobaczyć, jeśli polubiłeś:

vlogi Krzysztofa Gonciarza o Japonii

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.