KomiksKulturaRecenzje

“Death or Glory” – Wasz ulubiony komiksowy blockbuster [RECENZJA]

Norbert Kaczała
Fragment okładki wydania zbiorczego "Death or Glory" (rys. Bengal)

Komiksy, o których miałem okazję ostatnio pisać pomimo wysokiego poziomu, jaki prezentowały, nie były raczej historiami rozrywkowymi. Nie było tu zbyt wiele eskapistycznej frajdy i nawet gdy była to historia osadzona w większym superbohaterskim uniwersum, podejmowała poważniejsze tematy, dalekie od wręcz dziecięcej frajdy płynącej z lektury historii obrazkowej. Na szczęście rynek ten jest wyjątkowo zdywersyfikowany i na każdą obyczajówkę przypada też kilka „blockbusterów”. Co więcej, takich najwyższej próby.

„Death Or Glory” to historia niepokornej, ale i dobrotliwej dziewczyny o imieniu Glory. Na co dzień prowadzi warsztat samochodowy wraz z ojcem, żyje na uboczu biurokratycznej machiny, najlepiej czuje się w trasie, a przy okazji wplątuje się w międzynarodową aferę kryminalną. Z powodu problemów zdrowotnych jej taty, przy jednoczesnym zerowym wsparciu ze strony systemu, postanawia zdobyć pieniądze na leczenie w inny, ewidentnie nielegalny sposób. Korzystając z dawnych romantycznych powiązań z handlarzem narkotyków, Glory postanawia okraść grupę gangsterów, a za pozyskane środki uratować życie ojca. Oczywiście nic nie idzie po myśli bohaterki, a próba kradzieży jest dopiero pierwszą przewróconą kostką domina.

Kadr z “Death or Glory” (rys. Bengal)

Rick Remender jest twórcą o niezwykłym wyczuciu w budowaniu napięcia. Przez cały czas trwania lektury, akt po akcie i scena po scenie stawka ciągle rośnie, a emocje nie maleją. Właściwie już od pierwszych stron przyciskamy razem z Glory pedał gazu, który coraz głębiej zagłębia się w podłogę. Jednak gdyby samej eskalacji napięcia było mało, intryga robi się coraz dziwniejsza, a stawka płynnie się zmienia. W grę wejdzie handel ludźmi, nielegalna imigracja, nowoczesna broń i meksykańskie kartele. A to i tak dopiero szczyt góry lodowej.

Przeczytaj również:  „Czasem myślę o umieraniu” – czy slow cinema może stać się too slow? [RECENZJA]

Czy jest to historia ambitna? Nie sądzę. Choć nie znam jeszcze całej opowieści, wszak to tom pierwszy, zakładam z dość dużą dozą pewności, że nie odkryjemy na stronach „Death Or Glory” sensu życia i nie pojmiemy złożoności ludzkiego istnienia. Ale zrobimy coś równie ważnego. Będziemy się fantastycznie bawić. Komiks Remendera to bezpretensjonalna rozrywka, która traktuje swojego odbiorcę z szacunkiem. Nie jest to zlepek krzykliwych sekwencji powiązanych luźno kiepską osią fabularną. Widzimy, jak bohaterowie się rozwijają, wiemy, do czego dążą i naprawdę chcemy, by im się udało. To fantastyczna przygoda, która jakimś cudem raz za razem potrafi zaskoczyć.

Kadr z “Death or Glory” (rys. Bengal)

Na całe szczęście w tę komiksową podróż wyruszamy w świetnym towarzystwie. Glory to przesympatyczna postać, która oczywiście nie jest pozbawiona wad. No bo jaki pożytek miałby czytelnik z idealnej postaci, której wszystko wychodzi? Nasza protagonistka bardzo często udowadnia, że czegoś nie potrafi. Że robi coś pierwszy raz i wbrew sobie. I o to właśnie chodzi. Decyzja, którą podejmuję już w pierwszym akcie naszej opowieści, nie przychodzi łatwo. Postawiła wszystko na jedną kartę i zwyczajnie zbyt późno jest na odwrót, a naszym obowiązkiem jest ją wspierać, lub chociaż obserwować jej działania. Glory musi dojść do wszystkiego sama i będzie to bez wątpienia trudna droga. Ale jakże chętnie się w nią wyrusza!

Naprawdę dawno nie czułem już takiej werwy przed wyruszeniem na przygodę. Niczym w ostatnim „Mad Maksie” wjeżdżamy rozpędzeni na drogę od razu i nie mamy szansy, by się zatrzymać. Bez względu na to kogo będziemy musieli potrącić, podwieźć czy wyminąć. Jednak plusem ciągłej jazdy jest możliwość porozmawiania z drugą osobą w szoferce, dowiedzieć się czegoś o sobie i jak typowy amerykański trucker odnaleźć się na nowo na otwartej drodze.

Przeczytaj również:  „Cztery córki” – ocalić tożsamość, odzyskać głos [RECENZJA]
Fragment okładki wydania zbiorczego “Death or Glory” (rys. Bengal)

Ale jak tu rozkoszować się przejażdżką jeśli nie mamy czego podziwiać? Na szczęście za stronę wizualną „Death or Glory” odpowiada fantastyczny artysta. Owen Bengal to wyjątkowo charakterystyczny twórca, który idealnie wpasował się w świat stworzony przez Remendera. Sprawdza się i w plenerach ukazujących amerykańskie miasteczka, futurystyczne stroje i pojazdy, ale oczywiście i dynamiczne sceny walki. Bez względu na to, czy toczą się na pięści, broń białą czy całe konwoje ciężarówek. W sekcji dodatków wydawnictwo Non Stop Comics pokazuje nam również część szkicownika i grafik koncepcyjnych Bengala, dzięki czemu jeszcze łatwiej będzie nam docenić nakład pracy włożonej w każdą stronę „Death or Glory”.

Jeśli w tym dość ponurym okresie potrzebujecie lektury, która skutecznie oderwie Was od bolączek współczesności, Rick Remender zaprasza na pokład swojej rozpędzonej ciężarówki. Dostaniecie tu wszystkie najlepsze składowe, jakie definiują udany blockbuster. Jest intryga, jest akcja, są bohaterowie, jest wyborna oprawa. Gdyby nie ryzyko uświnienia kartek, do lektury zaproponowałbym jeszcze wiadro popcornu. Zaufajcie Glory i wyruszcie przed siebie razem z nią.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.