KomiksKulturaRecenzje

“Niewidzialni” Granta Morrisona – Entropy in the UK [RECENZJA]

Norbert Kaczała
Kadr z pierwszego tomu "Niewidzialnych"

Jeśli jest jakiś twórca, którego twórczości poświęciłem na łamach naszego portalu zauważalnie więcej czasu, to bez wątpienia będzie to Grant Morrison. Nigdy nie ukrywałem sympatii do jego sposobu tworzenia, którą można chyba nawet nazwać słabością. Niemniej jednak, nawet potężnemu magowi Chaosu zdarzało się czasem potknąć. Choćby Siedmiu Żołnierzy będące raczej niespełnioną obietnicą pokazuje, że żaden status nie jest niepodważalny. Bezpieczniej jest zatem sięgnąć do źródeł i przyjrzeć się dziełom, które ustanowiły pozycje danego twórcy jako klasyka na pokolenia. Idealnym komiksem do tego powinni być Niewidzialni, których niejednokrotnie przywołuje się jako Opus Magnum autora. Pamiętajmy jednak, że będzie to 100% Granta w Morrisonie, na co niektórzy mogą nie być gotowi.

Mówiąc “niektórzy”, mam na myśli siebie, bowiem lektura wbrew pozorom Niewidzialnych nie należy do łatwych. Fabuła prezentuje się dość zachowawczo. Protagonista przebywający obecnie w ośrodku wychowawczym poznaje tajemniczego nieznajomego, który nakłania go do wstąpienia w szeregi tajemniczej grupy, która jako jedyna może powstrzymać koniec świata. Czytaliśmy to dziesiątki razy, słyszeliśmy o tym jeszcze częściej. Niemniej jednak, jak przystało na historię pisaną przez Granta Morrisona, na tym kończy się przewidywalność. Wraz z Danem, zagłębimy się w strukturę rzeczywistości, wywrócimy ją na drugą stronę i spróbujemy na nowo upleść. Materiałem twórczym będą psychodeliki, cytaty z Bestlesów, podziemna sieć tuneli, a przy umiejętnym splocie uda nam się przenieść w czasie. Także wszystko po staremu.

Kadr z pierwszego tomu “Niewidzialnych”

Podczas gdy Doom Patrol intencjonalnie powstawał w sposób na wpół przypadkowy (tutaj nieco na ten temat) tak “Niewidzialni”, choć sprawiając podobne wrażenie, są w pełni przemyślanym zbiorem inspiracji i odniesień. Grant Morrison nie bez powodu jest nazywanx przeze mnie Magiem Chaosu, bowiem faktycznie para się tą praktyką, zmieniając swój komiks w swoisty statement okultystyczny. Pozornie przypadkowo dobrane motywy znajdują swoje oparcie i uzasadnienie w przeróżnych aspektach psychodelicznych czy popkulturowych, tworząc poetycką wręcz całość. Jest to jednak poezja dość awangardowa, wymagająca dość wysokiego progu wtajemniczenia. W przeciwnym wypadku, nie znając i nie rozumieją szeregu zagadnień podejmowanych przez Morrisona, możecie pogubić się w plątaninie wręcz przypadkowych słów czy haseł. Tak jak zdarzyło się to głównemu bohaterowi, ale także mi w czasie lektury.

Przeczytaj również:  Diuna: Część druga - Nic jak krew w piach [RECENZJA]

Mimo tej hekatomby pozornego absurdu, oś fabularna po której poruszmy się przez cały komiks nie prezentuje się równie skomplikowanie. Ot mamy znaleźć kolesia, przenieść się do lokacji, uciec przed bandą dronów, pokonać nieprzyjaciół, zmienić świat na lepszy w naszym mniemaniu. Nic, czego nie znajdziemy w większości komiksów czy historii przygodowych oraz podręczniku dla scenarzystów. Jednakże, to co wyróżnia Niewidzialnych od reszty, to osobisty wkład Granta Morrisona. Retorycznie zapytam w waszym imieniu, jak historia pisana przez Granta ma nie mieć osobistego wkładu? Chodzi tu jednak o coś więcej, niż poruszanie ważnych dla osoby autorskiej kwestii. Grant przekuł swój komiks w sigil. Dla niepraktykujących magii już objaśniam wraz z kontekstem. Sigilem (łac. Sigillum – pieczęć) nazywamy symbol, stworzony na potrzeby konkretnego, magicznego ceremoniału, spełnienia życzenia. Teoria Chaosu upatruje w sigilach sposobu na wpływanie na naszą podświadomość. Jeśli jest ona w stanie wpłynąć na nasze działania i postępowanie, możemy odwrócić ten proces, tworząc wspomniany symbol. Kreśląc nowy znak graficzny, nadajemy mu konkretne znaczenie i w założeniu siłę sprawczą. Następnie niszczymy go, celem zapomnienia o nim, wyprowadzając ze świadomości w podświadomość. Tam sigil żyje sobie aż do momentu, gdy będzie musiał zaingerować w nasze działania, abyśmy osiągnęli cel, w którym ma nam pomóc. Prawda, że proste?

Kadr z pierwszego tomu “Niewidzialnych”

Grant jednak, zamiast kreślić geometryczne esy floresy okalane łacińskimi słowami, postanowiłx wydać swój sigil w kilku tomach, personifikując go w King Mobie. Wprawne oko czytelnika zauważy, że szef tytułowej ekipy, wygląda łudząco podobnie do stwórcy całości. Nieprzypadkowo, bowiem King Mob miał uosabiać wszytko to, co Grant chciałx mieć. Sławę, renomę, piękne panie i swego boku… I dokładnie to dostawał niemal pod nosem, przez cały czas ukazywania się serii. Talent, czy Magia Chaosu? Ba, nawet gdy serii groziło anulowanie, Grant poprosiłx swych wiernych czytelników by za pomocą podobnego ceremoniału obronili Niewidzialnych przed przedwczesnym końcem. Nie mi wyrokować, dlaczego seria ostatecznie nie została zakończona. Biorąc to pod uwagę, że Niewidzialni to nie tyle komiks jako taki, a esej na temat bycia Grantem Morrisonem i takim jak Grant Morrison.

Przeczytaj również:  „Bękart" – w poszukiwaniu ziemi obiecanej

Jeśli brać pod uwagę same ambicje osoby autorskiej i chęć zrobienia czegoś ewidentnie od siebie i dla siebie, Morrison daje tu z siebie absolutne 100%. Patrząc na Niewidzialnych jednak jak na dzieło kultury, a nie magiczny rytuał, ciężej mi już znaleźć w sobie takie pokłady radości i chęci chwalenia. Komiks Granta to pozycja z wielu miar męcząca. Potok chaotycznych dialogów przerywany okazjonalnymi popchnięciem fabuły do przodu to nie jest dobry sposób na spędzenie wolnego popołudnia. Zwiedzanie nieznanych poziomów konstruktu rzeczywistości to bez wątpienia fascynujące zajęcie, jednak wymagające konkretnego zestawu kompetencji. Przyznając się, że ich nie posiadam, nie jestem gotów na dalszą wyprawę. “Niewidzialnych” chwalę za ambicję, niepraktykującym magom odradzam, a ja sam może w wolnej chwili nakreślę sigil, który pozwoli mi zrozumieć geniusz Granta Morrisona który, póki co pojął głównie on sam.

 

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.