Advertisement
49. Festiwal Polskich Filmów FabularnychFilmyKinoRecenzje

„Biała odwaga” – Taternika licentia poetica [RECENZJA]

Norbert Kaczała
„Biała odwaga"
Fotos z filmu „Biała odwaga“ (fot. materiały prasowe Monolith FIims)

Co jakiś czas w polskim kinie musi pojawić się produkcja, która wzbudzi kontrowersje i wprawi w łopotanie kilka światopoglądowych czerwonych flag. Zazwyczaj temat oscyluje gdzieś wokół motywu „prawdziwi Polacy kontra reszta” i podobną formę przybiera rozgorzała wokół premiery dyskusja. Choć najczęściej do głosu dochodzą ci, którzy filmu nie widzieli, warto jednak być na taką dyskusję otwartym, choćby stała w sprzeczności do posiadanego przez nas zapatrywania na historię czy faktycznej wiedzy. Nie sądzę, żeby w najbliższym czasie był do tego lepszy pretekst niż premiera Białej odwagi Marcina Koszałki, która będzie w stanie pogodzić dwa zwaśnione obozy. Jakim cudem?

Lata 30, Podhale. Dwaj bracia – Jędrek (Filip Pławiak) i Maciej (Julian Świażewski) popadają w konflikt, gdy ukochana tego pierwszego (Sandra Drzymalska) zostaje wydana za mąż za starszego z nich. Opuszczając na lata rodzinne strony rozczarowany brat wraca dopiero po spotkaniu tajemniczego Wolframa von Kamitza (Jakub Gierszał), który upatruje w rdzennych mieszkańcach Tatr nadziei dla Trzeciej Rzeszy. To właśnie pośród rodzącego się Goralenvolk śledzić będziemy ludzkie dramaty, bowiem na tym przede wszystkim skupiają się Koszałka oraz drugi scenarzysta Łukasz Maciejewski. Jak sami przyznali na spotkaniu po pokazie premierowym, nie zamierzali tworzyć filmu historycznego. To fabuła czerpiaca pełnymi garściami z realnych wydarzeń, modyfikująca przebieg wielu z nich celem oddania odpowiedniej dramaturgii. Owszem, nie zgadzają się nazwiska, mundury, liczby oraz okoliczności, ale czy jakkolwiek ujmuje to całej opowieści? Bynajmniej. Scenarzyści dokonali syntezy tego co najważniejsze w opowieści o ludziach uwikłanych w niezwykle złożone sytuacje.

Fotos z filmu “Biała odwaga” (fot. materiały prasowe Monolith Films)

To przeogromny atut Białej odwagi. Niemal żaden z bohaterów nie jest jednoznacznie napiętnowany lub pochwalony za swoją postawę i zachowania. Zmiany zachodzące w życiu konkretnych postaci, ich rodzin, czy sąsiadów nie są możliwe do binarnego zaklasyfikowania na dobre i złe. Wiemy czemu podejmują konkretne decyzje i ciężko z nimi polemizować, bo zawsze jest to w imię czyjegoś dobra. Tym sposobem wszystkie niosące się echem po Tatrach głosy krytyki o jednoznaczne napiętnowanie konkretnych grup powinny zamilknąć. Twórcy znajdują człowieka właściwie w każdym, bez względu na to, co znaczy krzyżyk na jego ubraniu. Nawet w granym przez Rafaela Stachowiaka Bruno Bergu, możemy odnaleźć zaangażowanego w swoje zawodowe aspiracje profesjonalistę, chociaż to właściwie jedyny „jawny” złoczyńca w całym filmie.

Przeczytaj również:  Sophie – „Sophie” [RECENZJA]

Najwyraźniej zarysowane są jednak charaktery obu braci oraz ich stopniowa przemiana. Ukłony należą się zarówno autorom scenariusza, jak i odtwórcom obu ról. Perspektywa naszego wyboru protagonisty i antagonisty zmieni się diametralnie w czasie seansu, ani przez chwilę nie sięgając po dramaturgiczny banał. Droga, którą przebywa każdy z nich ma świetnie rozpisaną strukturę i nie sposób ich w tej przeprawie nie wspierać. Nawet jeśli będziemy stać w opozycji do ich postaw. Jest w tym pewien pierwiastek antycznej tragedii, a zarówno Pławiak, jak i Świeżewski dźwigają jej ciężar z niemałą finezją. Nawet gdy wymieniają ze sobą tylko spojrzenia zamiast kolejnych linijek dialogu o odpowiedzialności i dziedzictwie, emocje nie opadają. Życzę sobie aby zostali jeszcze kiedyś postawieni na jednej scenie, bo wybornie odnajdują się przy sobie.

Fotos z filmu “Biała odwaga” (fot. materiały prasowe Monolith FiIms)

Wspomnieć należy również o tym, że Filip Pławiak daje naprawdę świetny występ zarówno od strony aktorskiej, jak i wytrzymałościowej. Roczne przygotowania pod okiem doświadczonego taternika Andrzeja Marcisza, przyniosły wymierne rezultaty. Pozbawione efektów specjalnych ujęcia, w których Jędrek wspina się po najtrudniejszych ścianach Tatr autentycznie zapierają dech w piersiach. Pięknie oddaje to zarówno szacunek górala wobec sił natury, ale i jego małość wobec jej ogromu. Koszałka sam przyznał, że jako zapalony taternik marzył o nakręceniu filmu górskiego, ale to jeszcze za mało na wciągającą fabułę. Piękne okoliczności przyrody pośród których napisana była mroczna karta w historii Polski, stanowiły dobry punkt wyjścia do opowieści o moralności, trudnych wyborach i sile rodzinnych więzi. Cala strona realizacyjna odznacza się prawdziwą maestrią i jednoczesnym poszanowaniem prezentowanych okolic. Ekipa skrupulatnie planowała dni zdjęciowe, aby nie tylko minimalizować zagrożenie wobec siebie, ale by nie zakłócić naturalnego trybu życia lokalnej zwierzyny. Szacunek do Tatr czuć nie tylko na ekranie, ale i poza nim.

Przeczytaj również:  „Ludzie” – Dobre intencje to za mało | Recenzja | 49. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych

Koszałka daje jednak upust swoim operatorskim umiejętnościom nie tylko kręcąc majestat polskich gór. Również pośród góralskich chat, krakowskich kamienic i dusznych pokoi zajmowanych przez niemieckich oficjeli reżyser/operator skutecznie pokazuje panujący pośród bohaterów klimat. Wie, kiedy kamera powinna spocząć i bez ruchu rejestrować rozmowę, a kiedy należy wziąć ją w obroty jak kolejnego z tancerzy pośród wystawnej ceremonii. Biała odwaga to wizualna przyjemność, która nie boi się śmiałych rozwiązań, by osiągnąć dramaturgiczny cel.

Fotos z filmu “Biała odwaga” (fot. materiały prasowe Monolith FiIms)

Film Koszałki to bardzo pozytywne zaskoczenie. Po premierze sam przyznał, że prawda historyczna nie jest tym, co najbardziej interesuje go przy tworzeniu swoich filmów. To swoboda twórcza jest tutaj priorytetem, a entuzjastów tropienia pomyłek i nieścisłości raczej odsyła do archiwów i książek naukowych. W ramach swojego filmu, stworzył uniwersalną opowieść, która nie zamierza nikogo rozliczać, a ukazać złożoność ludzkiej natury. Z perspektywy upływu lat każdy może sobie spekulować czego na pewno by w takich okolicznościach nie zrobił, kogo nie wydał, ani przeciwko komu nie wystąpił. Jednak w naszym języku historia to nie tylko zbiór faktów podparty źródłami, ale również opowieść. I to wyłącznie za nią będzie można go chwalić. Co więcej, powinno się.

+ pozostałe teksty

Absolwent łódzkiego filmoznawstwa, entuzjasta kina wszystkich wysokości, regularny czytelnik historii obrazkowych, cierpiący na stały niedobór książek, aspirujacy AFoL.

Ocena

7 / 10

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.