“Czasami, czasami” – W domu po staremu [RECENZJA]
Filmy to naprawdę ciekawa sprawa. Seria wyświetlanych po sobie obrazów z odpowiednim audio potrafi przenieść ich odbiorcę w najdalsze zakamarki ludzkiej fantazji. To medium piękne i eskapistyczne, ale potrafiące też bardzo boleśnie sprowadzić na ziemię. Ukazać problemy, z którymi borykają się ludzie na całym świecie, a czasem i my sami. Nawet jeśli nie jest to realna tragedia, a choćby fakt, że w twoim życiu zwyczajnie coś cię wkurza. I o takiej właśnie frustracji opowiada Jacky Yeap w swoim fabularnym debiucie “Czasami, czasami”.
Czasami, czasami to historia niezwykle kameralna w swym założeniu. Śledzimy tu losy młodego Zi Kiena, który próbuje za wszelką cenę odkleić od siebie łatkę dzieciaka. Oczywiście nie jest to zadanie łatwe, biorąc pod uwagę jego młodzieńczą aparycję oraz trudności ze znalezieniem pracy. A gdyby życiowych kłopotów było mało, jego matka miała czelność znaleźć sobie nowego partnera. Ta kolosalna zniewaga oczywiście nie uchodzi uwadze Zi, co powoduje szereg spięć i konfliktów między domownikami. I to właśnie na tej płynnie zmieniającej się relacji opierać się będzie cały film. Napięcie będzie budowane za pomocą pojedynczych zgryźliwości, małych kłótni i wymownych spojrzeń. To jednak w zupełności wystarczy, bowiem Jacky Yeap posiada niebywały talent do uchwycenia uroków i mroków codzienności.
Gdybym miał streścić wydarzenia prezentowane w Czasami, czasami, zajęłoby to pewnie mniej miejsca, niż dwa pierwsze akapity tej recenzji. Co ironiczne jednak, to ogromna zaleta filmu. Historia w nim opowiedziana jest czymś, z czym mierzyć mógł się każdy z nas, bez względu na pochodzenie. Nawet z autopsji możemy przyznać, że codzienność rzadko kiedy przejmuje się zwrotami akcji. Dzięki temu niezwykle łatwo przejąć się losami bohaterów i pojąć ich cele. Nawet jeśli nie zawsze będziemy tak samo skłonni im kibicować.
Wynika to z faktu, że żadnej z postaci nie wykreowano na idealną. Ba, nawet na wyłącznie pozytywną. Wielokrotnie w czasie seansu mamy okazję wkurzyć się na kogoś z nich, chcąc cisnąć czymś w ekran. Zi Kien bywa niezwykle niedojrzały, matka jest skrajnie niedostępna lub przesadnie wylewna, koledzy gadają głupoty, a ten nowy facet zupełnie nie rozumie, o co nam chodzi. Ponownie, samo życie. Najciekawsze jest jednak to, że żadna z tych postaci nigdy nie przekracza granicy, nie popełnia zbrodni czy chociażby nie działa intencjonalnie na czyjąś niekorzyść. Po prostu nie jest to odpowiedni dzień, by wchodzili w naszą nienaruszalną przestrzeń, bo wtedy eskaluje to do miana kolosalnej obelgi.
Produkcja ta zawdzięcza też swój realistyczny charakter interesującej stronie wizualnej. Wiele ujęć przypomina nagrane ukradkiem zajścia, zupełnie jakby operator przypadkowo zastał żywiołową sytuację. Kręcąc gdzieś w bramie, wychylając się zza rogu czy umiejscawiając kamerę w kącie pokoju, byle nikt nie zwrócił na nią uwagi. Dzięki temu odnosimy wrażenie, jakbyśmy przypadkiem wpadli w sam środek rodzinnej awantury, ale niezręcznie jest od razu się ewakuować. Współgra z tym również paleta kolorystyczna. Wszystkie obecne na ekranie barwy są bardzo przygaszone i stłumione. Każde źródło światła jest zastane, przez co niektóre lokacje wydają się być niedoświetlone, a inne wręcz przeciwnie. Ponownie, pełny realizm pomagający w immersji.
Czasami, czasami to w pewnych aspektach wyjątkowy film. Debiutujący za kamerą Jacky Yeap posiadł niezwykły talent oddania codzienności w całej swojej niezręczności i przyziemności, co wbrew pozorom nie jest tak łatwe. Każda wybrzmiewająca tu nuta jest szczera i nie ma w niej cienia fałszu. Sęk w tym, że z tych nut nie powstaje poruszająca symfonia, a co najwyżej poprawna i klimatyczna przygrywka. Yeap ma zadatki na świetnego twórcę, jeśli tylko pozwoli sobie na historię o nieco większej stawce. Film ten jest doświadczeniem raczej jednorazowym, bowiem ukazana w nim proza życia dzieje się równie często poza ekranem. Powiedziałbym, że nawet częściej.
Absolwent łódzkiego filmoznawstwa, entuzjasta kina wszystkich wysokości, regularny czytelnik historii obrazkowych, cierpiący na stały niedobór książek, aspirujacy AFoL.