Advertisement
Festiwal Filmowy Pięć Smaków 2020FestiwaleRecenzje

“Zagubiony w dymie” – Kulisy sławy z Hongkongu [RECENZJA]

Norbert Kaczała
zagubiony w dymie
Kadr z filmu "Zagubiony w dymie" (Fot. Materiały prasowe)

Festiwal Filmowy Pięć Smaków poza oczywistym dostępem do jakościowych produkcji z calutkiej Azji pełni jeszcze jedną, bardzo istotną funkcję. Oferuje on szeroki kontekst kulturowy dotyczący minionych i obecnych wydarzeń, które diametralnie wpłynęły na tworzone w danych krajach filmy. Dzięki niemu nawet taki szaraczek jak ja jest w stanie lepiej zrozumieć złożone zagadnienie protestów w Hongkongu. Chociaż gdyby moim jedynym źródłem był film „Zagubiony w dymie”, mój poziom doinformowania pozostałby niemal taki sam.

Reżyserka Nora Lam prezentuje nam w swoim dokumencie sylwetkę Edwarda Leunga – aktywisty i studenta, który na przestrzeni kilku lat stał się wyjątkowo gorącym nazwiskiem w świecie krajowej polityki. Oskarżony o udział w prodemokratycznych protestach kandydat do Rady Ustawodawczej Hongkongu ma do pokonania trudną drogę. Zmieniane w ostatnich chwili prawo, nieczyste zagrywki oponentów czy antagonistyczne docinki części społeczeństwa. To bez wątpienia niesprzyjające okoliczności a dzięki dokumentalistycznemu oku Lam mamy możliwość śledzić tę przeprawę ze wszystkimi jej mrokami i aspektami. Niestety nie jest to mrok godny politycznego thrillera, a raczej studia telewizyjnego z wyłączonymi światłami.

Kadr z filmu “Zagubiony w dymie” (Fot. Materiały prasowe)

Forma, na jaką zdecydowała się reżyserka, jest wyjątkowo przezroczysta, miejscami wręcz nieprzystająca do tematu. Kilka ujęć „z miejsca akcji”, parę gadających głów, przegląd prywatnych zdjęć z przeszłości, wstawki z wiadomości czy nawet idealnie wykalkulowane ujęcie protagonisty na początku swojego dnia (w tym wypadku jedzącego lunch) na uniwersalnie estetycznym tle. Biorąc pod uwagę, że śledzimy tutaj historię człowieka działającego niezwykle aktywnie w wyjątkowo trudnych czasach, ciężko nie zdziwić się, jak powoli toczy się filmowa narracja.

Przeczytaj również:  „Ukryta sieć” – Nie mów nikomu, czyli znakomity polski thriller [RECENZJA]

Oczywiście można potraktować to jako intencjonalny wybór artystyczny. Przyjrzenie się osobie stojącej za „awatarem” zmiany politycznej mogłoby zostać okraszone nieco bardziej refleksyjnym tonem, pozwalając widzowi nie widzieć Edwarda tylko jako aktywistę, ale przede wszystkim człowieka. Niestety Nora Lam każe nam patrzeć przez pryzmat tak zgranych rozwiązań, że cała historia wydaje się niemal odczłowieczona. Jak skrupulatnie wykalkulowany produkt mający sprowokować w odbiorcy konkretne reakcje, aby bez mrugnięcia okiem wyrobił sobie określoną opinię i kupił więcej.

Absurdem byłoby umniejszanie zasług i wpływu na lokalną społeczność Leunga. Jednak od filmu dokumentalnego oczekiwałbym czegoś więcej niż przytoczenie szeregu faktów, które odbiorca wyciągnąłby z garści artykułów czy wpisu na Wikipedii. Oba są porównywalnie skondensowane i pozbawione autorskiego zacięcia. Mają w zwięzłej formie przedstawić złożone zagadnienie, a nie prowokować do refleksji. Jedyna bowiem pointa, jaką można wyciągnąć z Zagubionego w dymie, to stwierdzenie, że źli ludzie są źli, a ci dobrzy zawsze mają pod górkę. Jednak przed seansem wiedziałem dokładnie tyle samo.

Kadr z filmu “Zagubiony w dymie” (Fot. Materiały prasowe)

Zaskakująco ciężko jest mi pisać kolejne akapity, bowiem o filmie Nory Lam ciężko jest dużo mówić bez ciągłego zapętlania się. Powściągnę swój cynizm i twierdzenie, że podobnie sprawa ma się w samym dokumencie, jednak muszę zwrócić uwagę, jak niewiele się tam dzieje. Pomimo faktu, jak duże zmiany zachodzące w strukturach prawnych i państwowych miały miejsce w prezentowanym okresie, osobiście nie czuję, aby (przynajmniej dramaturgicznie) zmieniało się cokolwiek. Padną nazwy kilku ugrupowań, pojawią się nagrania z protestów czy szarpaniny, a narracja omówi zachodzące zmiany, ale równie dobrze mogą być to didaskalia. Funkcjonujący na uboczu nużącej narracji przypis, oferujący niewynikający z niej kontekst.

Przeczytaj również:  „O psie, który jeździł koleją” – …ale z happy endem? [RECENZJA]

Autentycznie mi przykro. Jestem pewien, że na Festiwalu pojawiło się więcej osób chcących zagłębić się w temat, o którym wiedzą tyle, co nic. Zagubiony w dymie mógł być kagankiem oświaty, który rozświetli mroki mojej niewiedzy. Niestety, dostałem obligatoryjną laurkę dla kolejnej wpływowej osoby, godną Kulis sławy na TVNie, nieadekwatną do powagi omawianej sytuacji. Zainteresowanych złożonym zagadnieniem protestów w Hongkongu odsyłam do opracowań akademickich, a poszukujących ambitnego kina dokumentalnego zachęcam do dalszych poszukiwań. Bo tutaj sami zagubicie się w dymie.

Ocena

4 / 10

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.