FelietonyPublicystyka

“Lot nad kukułczym gniazdem” i problem z szaleńcami

Marcin Kempisty
Lot nad kukułczym gniazdem
Źródło: Variety

Zapewne wielu widzów Lotu nad kukułczym gniazdem pamięta “kurację” zaaplikowaną McMurphy’emu (Jack Nicholson), gdy ten buntował się przeciwko władzy siostry Ratched (Louise Fletcher). Film Milosa Formana, należący do grona klasyków oglądanych najczęściej po raz pierwszy w młodym wieku, ujmuje szczerym anarchizmem, gdy okazuje się, że podmiotowość pacjentów jest zduszona przez sztywne reguły. Serce widza automatycznie staje po stronie jednostek uciskanych systemową przemocą, tylko utwierdzając się w przekonaniu, że wszelka władza ze swej istoty dąży do rozszerzania kompetencji i możliwości coraz większego wpływu na podlegających jej obywateli. Choć krytyczne poskrobanie po powierzchni ujawni niedoskonałości scenariusza, a przede wszystkim niejednoznaczności interpretacyjne, to jednak seans Lotu… otwiera niezwykle istotne, nadal aktualne tematy, z którymi z różnych przyczyn społeczeństwo nie chce się zmierzyć.

W teorii wszystko jest proste: oto bohater trafia do szpitala psychiatrycznego w celu sprawdzenia, czy może odpowiadać za gwałt na nieletniej czy jednak powinna być w jego przypadku orzeczona niepoczytalność. Wydaje się, że mężczyzna udaje, traktując pobyt w zakładzie jako formę ucieczki. Zaczyna żyć w zamkniętym środowisku, dowiadując się nowych informacji na temat panujących tam zasad i obostrzeń. Jego bunt wobec tych ograniczeń, zakończony brutalną pacyfikacją, jest najczęściej odczytywany przez widzów dwojako: zarówno w kontekście niegdyś opresyjnej opieki psychiatrycznej, jak również poprzez analogię do sposobu funkcjonowania krajów totalitarnych. Drugi element pozostawmy bez komentarza, zajmijmy się dosłownym odczytaniem Lotu…, a zwłaszcza iluzją, na mocy której gremialnie wierzymy, iż udało się “uczłowieczyć” pacjentów z zaburzeniami psychicznymi, chroniąc ich przed brutalnością opiekunów.

Drobna uwaga na wstępie: będę niekiedy posługiwać się terminem “szaleńcy”, mając świadomość, że nie jest to termin medyczny. Podobnego określenia używa Michel Foucault w Historii szaleństwa w dobie klasycyzmu i wydaję mi się, że jest ono adekwatne do tego, w jaki sposób władza myśli o ludziach borykających się z zaburzeniami psychicznymi. Depresja, zaburzenia typu borderline, a kiedyś homoseksualizm i nimfomania – podobne jednostki chorobowe były i nadal są niestety przyjmowane w kategoriach szaleństwa, tj. patologicznego odstępstwa od normy. Moim zamiarem bynajmniej nie jest obrażanie tych osób.

Mimo że Lot nad kukułczym gniazdem tak naprawdę nie jest o sytuacji pacjentów zakładów psychiatrycznych, to jego wymowa znakomicie koresponduje z tezami zaproponowanymi przez Foucaulta. Warto bowiem przypomnieć, że prezentowani przez Formana bohaterowie w zdecydowanej większości nie są zdiagnozowani jako szaleńcy, których należy izolować od reszty społeczeństwa. W jednej z ważniejszych scen filmu McMurphy dowiaduje się, że jest jedną z niewielu osób przetrzymywanych siłą w murach szpitala. Reszta znajduje się tam na podstawie samodzielnie podjętych decyzji, z powodu traumatycznych wydarzeń doświadczonych w świecie zewnętrznym, przed którym w efekcie chcą się ukryć. Mogliby swobodnie funkcjonować, ale wybierają zamknięcie jako formę wyswobodzenia się z niewoli wyboru. Dla nich lepiej jest oddać wolność, pozbawić się przymusu decydowania o sobie, aniżeli wciąż ponosić koszty kierowania swoim losem. 

Co również istotne, najczęściej ich kłopoty wiążą się z relacjami z kobietami. Pierwszy z pacjentów dzielący się w trakcie terapii grupowej przeżywanymi lękami, opowiada o podejrzeniach żony o zdradę, inny mówi o zaręczynach przy okazji ujawniając, jak bardzo jest zależny od swojej matki, w międzyczasie w życiu pacjentów pojawiają się prostytutki ściągane przez McMurphy’ego, a nad wszystkim czuwa apodyktyczna siostra Ratched. Więcej jest w filmie dyskusji o kłopotach w obcowaniu z płcią przeciwną, aniżeli ogólnych tez na temat zaburzeń psychicznych. W tym kontekście szpital jawi się jako azyl, w którym można się ukryć przed niezrozumianą kobiecością, choć paradoksalnie to kobieta sprawuje nadzór nad pacjentami. 

Ratched
Źródło: Netflix

Jednocześnie Formanowi udaje się uchwycić “ducha” izolatoriów przeznaczonych dla szaleńców. Znamienne, że bohaterka grana przez Louise Fletcher nie jest w żaden sposób scharakteryzowana pod kątem psychologicznym. Jest cielesną emanacją władzy nieposiadającą ludzkich właściwości. To znakomicie wpisuje się w tezy stawiane chociażby w Nadzorować i karać przez Foucaulta. Według francuskiego filozofa, ideą przyświecającą twórcom nowoczesnych więzień jest wykorzystanie konceptu panoptykonu. W kwestii architektonicznej chodzi o takie zaprojektowanie przestrzeni, w której nadzorca widzi każdego przetrzymywanego, lecz nikt go nie widzi. W przypadku spraw natury mentalnej sprawa jest trudniejsza do uchwycenia: chodzi bowiem o wykreowanie takiego niewidzialnego terroru, że nie jest już potrzebne zatrudnianie strażników. Wystarczy, że pacjent czuje powinność lub zakaz danego postępowania, a cel władzy zostanie osiągnięty. “Zatrudnienie” wewnętrznego strażnika mniej kosztuje, a na pewno jest skuteczniejsze. 

Seans filmu Formana skłania ku dyskusji na temat obecnego systemu opieki psychiatrycznej. Mogłoby się wydawać, że złe czasy minęły. W końcu nie stosuje się już wobec pacjentów elektrowstrząsów, wreszcie lobotomia nie jest traktowana jako metoda ujarzmiania, istnieje nawet w Polsce funkcja Rzecznika Praw Pacjenta Szpitala Psychiatrycznego, dlatego też można byłoby stwierdzić, że sytuacja jest lepsza aniżeli jeszcze czterdzieści pięć lat temu, kiedy kręcono Lot nad kukułczym gniazdem.

Na potrzeby niniejszego wywodu pozostańmy tylko przy polskim podwórku, by nie zamącić sprawy i nie wprowadzać niepotrzebnych utrudnień. Niestety, ale regularnie publikowane raporty Rzecznika Praw Obywatelskich jednoznacznie wskazują na to, że nadal w naszym kraju władza dyskryminuje osoby z zaburzeniami psychicznymi. Oglądanie wiele lat po premierze filmu Formana może uśpić czujność obywateli, ponieważ wykorzystywane narzędzia opresji stały się o wiele subtelniejsze. Nie ma już “terapii” tak jawnie agresywnych wobec ciała, ale za to dzięki nowym zdobyczom farmakologii można nadal znacząco wpływać na stan ducha pacjentów. To zresztą istotny wątek: według Foucaulta, mineły już czasy kaźni, tj. jawnego, “prostego” wymierzania sprawiedliwości na ciałach pacjentów. Batożenie i kary śmierci przestały być “straszakami” na niepokornych ludzi pragnących przekraczać granice prawa. Przy pomocy takich kar przestępca namacalnie odczuwał ciężar przewinienia. Tymczasem z biegiem czasu władza odeszła od kar cielesnych na rzecz zniewolenia duszy. Nadzorować i karać jest pełne przykładów dyscyplinujących praktyk, za pomocą których więzienni/szpitalni funkcjonariusze sprawują kontrolę nad osadzonymi. Zagospodarowanie dusz, zamiast fizyczne odciśnięcie władzy na ciałach, jest zgodne z filozofią współczesnej władzy, która tylko na pokaz deklaruje humanitarne podejście do osób izolowanych od reszty społeczeństwa.

We wspomnianych raportach RPO pojawiają się dziesiątki przykładów nadużyć wobec osób z zaburzeniami psychicznymi, często trudne do jednoznacznego piętnowania, jako że mieściły się w ramach obowiązujących przepisów. Już w kodeksie cywilnym pojawia się słowna represja, ponieważ ustawodawca korzysta z terminów “choroba psychiczna” i “niedorozwój intelektualny” w kontekście ubezwłasnowolnienia, tj. odebrania wielu praw w celu “ochrony” osób zmagających się ze schorzeniami psychicznymi. To nic, że powyższe określenia są sprzeczne z medycznymi sformułowaniami i są obraźliwe, a sama instytucja ubezwłasnowolnienia mogłaby być zastąpiona w inny, mniej inwazyjny, dostosowany do indywidualnych przypadków sposób.

Lot nad kukułczym gniazdem
Źródło: Senses of Cinema

Wobec pacjentów szpitali psychiatrycznych można stosować środki przymusu bezpośredniego: przytrzymanie, przymusowe podanie leków bez zgody pacjenta, unieruchomienie i izolację. Dlaczego akurat wobec osób z zaburzeniami psychicznymi? Każdy człowiek pod wpływem trudnych emocji może stanowić potencjalne zagrożenie wobec personelu medycznego, a jednak tylko lekarzom opieki psychiatrycznej przyznano kompetencje dalece wykraczające poza kwestie leczenia.

Warto także przypomnieć, że powszechnie przyjęta teza o konieczności izolowania osób z zaburzeniami psychicznymi od społeczeństwa jest zakorzeniona w oświeceniowych praktykach usuwania elementów irracjonalnych sprzed oczu “zwykłych” obywateli. Wyrugowanie tej grupy społecznej z życia społecznego służyło kultywowaniu ideału człowieczeństwa, w który szaleństwo ewidentnie się nie wpisywało. Choć w XIX wieku rozpoczął się proces masowej medykalizacji, to nadal uważano, że trzeba sprawować pieczę nad ludźmi z założenia niebezpiecznymi. Sęk w tym, że często właśnie permanentna izolacja i podglądanie pacjentów może wpływać negatywnie na ich stan zdrowia. W myślach ludzi apriorycznie zainstalowano stereotyp agresywnego szaleńca, potrafiącego w nieprzewidzianym momencie dokonać szkód na ciałach i rzeczach. Powstały nawet badania na temat tego, jak często osoby z zaburzeniami psychicznymi przedstawiano w negatywny sposób w popkulturze. Dość powiedzieć, że nawet pobieżne przejrzenie katalogu filmowych morderców unaoczni tezę o zaburzeniach jako katalizatorach zbrodni. Co gorsza, czasami to jest pokazywane jako coś “fajnego”, intrygującego, vide Joker i Harley Quinn.

Być może z tego powodu dochodzi w polskim systemie do patologii pokroju przetrzymywania osób przez dziesięć lat w zakładach psychiatrycznych tylko za to, że w trakcie kradzieży roweru za 500 złotych były niepoczytalne, a owa niepoczytalność została stwierdzona na mocy biegłego psychiatry, który nawet nie miał bezpośredniego kontaktu z osadzonym. Być może to mentalna dyskryminacja osób z zaburzeniami prowadzi do stosowania środków zabezpieczających w postaci kierowania do zakładów psychiatrycznych na 11 lat za znęcanie się nad członkami rodziny, mimo że kara więzienia byłaby krótsza, a na posiedzeniu nie stawił się podejrzany i nie mógł się bronić, ponieważ był w tamtym czasie zamknięty w zakładzie psychiatrycznym. Być może gdyby zmieniło się nastawienie ludzi, to nie istniałoby prawo, na mocy którego kierownik zakładu psychiatrycznego w ramach środka zabezpieczającego może zakazać spotkań między osadzonymi a członkami rodziny, ponieważ, jak napisał w swojej opinii wiceminister zdrowia, mogłoby to doprowadzić do pogorszenia stanu zdrowia albo przekazania alkoholu.

Szpitale psychiatryczne nadal nie są zwykłymi szpitalami. Z absurdalnych powodów zaburzenia psychiczne wciąż są traktowane jako schorzenia szczególnej kategorii, wobec których należy podchodzić z większą ostrożnością, stosując bardzo mocne narzędzia sprawowania kontroli. Lot nad kukułczym gniazdem nie jest zatem li tylko pocztówką z dawnych, zamordystycznych czasów. Niestety, także w 2020 roku jest uniwersalnym obrazem nierównych relacji na linii pacjenci – lekarze, przypominającym, że problemem nie są czasami agresywne zachowania osadzonych, lecz potrzeba sprawowania nad nimi jak największej kontroli.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.