NetflixRecenzjeSeriale

Czwarty sezon “Domu z papieru”, czyli strzelaniny, miłości i walka z kapitalizmem [RECENZJA]

Marcin Kempisty
Dom z papieru
Źródło: materiały prasowe Netflixa

Dom z papieru jaki jest, każdy widzi. Na początku hiszpański serial zbierał mnóstwo pochwał ze strony widowni i bił wszelkie rekordy popularności. O zuchwałym napadzie na mennicę dużo się mówiło, o tym się pisało, ale tak naprawdę dobra nowina była szerzona pocztą pantoflową, w kolejnych koleżeńskich rozmowach. Wydaje się jednak, że po ostatecznym przejęciu produkcji przez Netflixa i zaprezentowaniu trzeciego sezonu dobra passa została przerwana. Zaczęły pojawiać się głosy o niepotrzebnej kontynuacji, zmonetyzowaniu spontanicznego fenomenu, żerowaniu na wyczerpanej już formule. Zapewne po premierze czwartego sezonu te głosy tylko nabiorą na sile. I trudno, twórca Alex Pina wraz ze swoją karawaną jadą dalej, nie bacząc na utyskiwania widowni.

Czwarty sezon rozpoczyna się w tym samym momencie, w którym kończy się poprzednia odsłona przygód bohaterów. Profesor myśli, że Lizbona została zastrzelona przez policję, więc planuje zemstę, Nairobi leży na stole operacyjnym z nabojem w klatce piersiowej, a Tokio także znajduje się na na zimnej posadzce po tym, jak chwilę wcześniej wystrzeliła pocisk z bazuki w kierunku nadciągającego pojazdu opancerzonego. Dzielna brygada przebrana w czerwone stroje z maskami Salvadora Dalego nadal tkwi w Banku Hiszpanii. W piwnicach przetapiają złoto, więc muszą grać na czas, pilnując zakładników i broniąc się przed kolejnymi atakami hiszpańskiej policji oraz wojska. 

Dom z papieru
Źródło materiały prasowe Netflixa

Scenarzyści działają zgodnie z zasadą “więcej, szybciej, mocniej”. Wszelka logika i zasady prawdopodobieństwa zostają zawieszone, by dać przestrzeń absurdalnym przewrotkom fabularnym, a także kolejnym mistrzowskim zagraniom wszechwiedzącego Profesora. Gra toczy się o najwyższą stawkę – to już nie jest zabawa w policjantów i złodziei, gdy banda narwańców próbuje zdobyć kilkaset milionów euro. Trofeum w tej wojnie jest uratowanie życia oraz zapewnienie sobie ucieczki przed bezlitosnym wymiarem sprawiedliwości, uosabianym przez stróżów prawa, którzy nie cofną się przed niczym, byle tylko dopiąć celu. Nikt już w tej rozgrywce nie ma skrupułów, bowiem wystarczy chwila nieuwagi, by jakaś ważna postać przeszła na tamten świat. 

Jak to bywało wcześniej, także czwarty sezon Domu z papieru pełen jest telenowelowych fragmentów, między innymi wtedy, gdy Rio i Tokio rozmawiają na temat kierunku, w którym zmierza ich związek, lub wtedy, gdy Denver zaczyna wątpić w wierność Sztokholm. To na swój sposób urocze, jak te sceny są budowane – wokół świszczą kule, kostucha tylko czeka na wykonanie ostatecznego cięcia, powodzenie napadu wisi na włosku, ale to nie przeszkadza w wyznawaniu sobie miłości, zrywaniu, proszeniu o kolejne szanse. Bodaj “najzabawniejszym” momentem jest scena, gdy Rio i Denver rozmawiają o kobietach i relacjach damsko-męskich w trakcie pościgu za jednym z zakładników-uciekinierów. Przecież nie ma złych chwil do tego, by pogadać z kumplem, prawda?

Nie ma co ukrywać – hiszpański serial wystawia na próbę cierpliwość wielu odbiorców. Obrana konwencja jest kontrowersyjna, o ile podchodzi się do niej z analitycznymi narzędziami. Kto jednak zaakceptuje zabawę gatunkiem, kto zmruży oko rozumu, ten na pewno odnajdzie przestrzeń do przyjemnej zabawy w rytm kolejnych muzycznych hitów. A ile tu teatralnych gestów, ile patosu, ile wzniosłych haseł! By w pełni to wszystko zaakceptować, wystarczy tylko posłuchać Profesora, który w pewnym momencie prosi towarzyszy o porzucenie zdrowego rozsądku, bo zaraz wyjawi część swojego absurdalnego planu.

Dom z papieru
Źródło materiały prasowe Netflixa

Trudno zrozumieć wszelkie utyskiwania na najnowszy sezon netfliksowej propozycji, gdy przecież nie odbiega on znacząco od wcześniejszych odsłon. Nadal twórcy balansują na granicy parodii, nadal budowane napięcie próbują rozładowywać mniej lub bardziej udanymi żartami. Jedyne, co może męczyć, to powtórka z rozrywki i sięganie po sprawdzone metody. Bez większego problemu można przewidzieć, gdzie czają się plot twisty, gdy chociaż trochę pamięta się o tym, jakie niespodzianki wcześniej przygotowywał Profesor. Jednakże brak zaskoczenia nie powinien być traktowany od razu jako wada. Dom z papieru nie jest tworzony w celu zaserwowania ambitnej analizy stanu ducha hiszpańskiego społeczeństwa. To nadal jest bajka o Robin Hoodach walczących ze złym systemem, to nadal jest pełna rozrywki i lekkości opowieść o zwichrowanych emocjonalnie ludziach, którzy nie potrafią zejść z przestępczej ścieżki. 

Z tego też względu do serialu Netflixa należy podchodzić z przymrużeniem oka. To propozycja dla ludzi chcących oderwać się od trudnej rzeczywistości, którzy mogą na jawie śnić sen o wykiwaniu państwa i zwycięstwie szalonych jednostek nad biurokratyczną maszyną. To wreszcie historia o emancypacji biedniejszych i wykluczonych, ale bez socjologicznego zacięcia, tylko z popkulturowym rozmachem. Przedefiniowanie oczekiwań wobec Domu z papieru wyjdzie obu stronom na dobre – hiszpańska produkcja nie zostanie niepotrzebnie skrzywdzona, zaś widzowie pobawią się wraz z bohaterami w ich absurdalną grę.

Ocena

6 / 10

Warto zobaczyć, jeśli polubiłeś:

"Plan doskonały", "Ocean's Eleven: Ryzykowna gra"

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.