Premiera “Króla” w dobie protestów społecznych – BEZSPOILEROWA RECENZJA odcinków 1-2
Warszawa, rok 1937. W mieście panuje niemalże wojna domowa między dwoma przeciwnymi obozami politycznymi. W niektórych miejscach rządzą faszyzujące bojówki ONR-u “oczyszczające” ulice z przeciwników politycznych, w innych dzielnicach władzę sprawują żydowscy gangsterzy kierowani przez charyzmatycznego przywódcę Kuma Kapicę (Arkadiusz Jakubik). Na ulicy wrze od nienawiści, co prowadzi do masowych rozruchów.
Polska, rok 2020. Wyrok Trybunału Konstytucyjnego dotyczący zakazu dokonywania aborcji ze względu na nieuleczalne wady płodu prowadzi do eksplozji złości wśród osób popierających prawo kobiet do wyboru w tej kwestii. Zakwestionowanie wieloletniego kompromisu sprawia, że setki tysięcy osób w całym kraju wychodzą na ulicę zaprotestować przeciwko obecnej władzy. Na ulicy wrze od wkurwienia, co lada chwila może skończyć się wojną domową między zwaśnionymi stronami debaty politycznej.
Szczepan Twardoch dubeltowo wpisał się w obowiązujące nastroje społeczne. Nie dość, że swoją powieścią Król znakomicie dołączył do nurtu tekstów kultury, których autorzy podejmują tematykę międzywojenną i szukają podobieństw między tamtymi czasami a współczesnością, to jeszcze premiera pierwszego odcinka serialu na podstawie tej prozy odbywa się w trakcie masowych protestów ulicznych, do jakich od dawna nie dochodziło w Polsce. W rodzimej prozie ostatnimi czasy podobny sztafaż gatunkowy wykorzystali Michał Zygmunt i Ziemowit Szczerek, spośród tytułów telewizyjnych warto przypomnieć choćby wybitne Babylon Berlin albo Spisek przeciwko Ameryce.
Autorzy produkcji przygotowanej na zlecenie Canal+ odżegnują się od potrzeby jawnego komentowania współczesności przy pomocy przygotowanego dzieła, aczkolwiek jasnym jest, że sam Twardoch dostarczył wystarczająco dużo wątków, by dzięki nim można było wypowiedzieć się na temat doskonale znanych napięć społecznych. Już pierwsze sceny zdradzają, że Król ma działać na wielu płaszczyznach – zarówno poważnego moralitetu na temat chaosu rządzącego ludzką egzystencją, ale również jako zabawa gatunkiem kina gangsterskiego okraszonego nutką komizmu i artystycznego sznytu widocznego zwłaszcza w sposobie kompozycji kadrów.
Od początku widać, że za kamerą stoi człowiek myślący nie tylko serialowymi kryteriami, ale także filmowymi pryncypiami. O ile przedpremierowe zapowiedzi o tworzeniu “długiego filmu podzielonego na części” warto potraktować z przymrużeniem oka, o tyle od razu można zauważyć, że nie tylko akcja interesuje Jana P. Matuszyńskiego. Choć są sceny mordobicia, wieców z rozpalonymi uczestnikami i gagi związane z brygadą głównego bohatera, to reżyserowi wszystkich odcinków równie mocno chodzi o oddanie klimatu czasów międzywojennych. Wykorzystuje długie mastershoty, by przypatrzeć się z wielu stron przedstawianej, pieczołowicie przygotowanej rzeczywistości i stworzyć wrażenie “oddychania” tamtym okresem historycznym. Komponuje malownicze kadry, często skąpane w półmroku. Pozwala wielu bohaterom rozmawiać w języku jidysz, co w polskiej kulturze zdarza się niezwykle rzadko. Dba o detale, bo ów serial jest także wyimaginowaną pocztówką z wielokulturowej Polski sprzed II wojny światowej, gdzie, chcąc nie chcąc, mieszkali obok siebie przedstawiciele różnych kultur oraz wyznań.
Z tego względu Król jest produkcją o świecie, którego już nie ma. Bohaterowie chodzą po mieście-widmie, walczą ze sobą, kochają i zdradzają, zaś dwudziestopierwszowieczni odbiorcy doskonale wiedzą, że oglądane zrywy namiętności są tylko nic nieznaczącymi igraszkami, skoro zaraz nadjedzie totalitarny walec i wszystkich sprowadzi na dno. Z tego powodu Matuszyński dba o to, by między aktami przemocy a drobnymi komicznymi epizodami pojawiała się aura nostalgii. Oczywiście reżyser, zgodnie z intencjami Twardocha, nie idealizuje przeszłości, ale z delikatnym rozrzewnieniem spogląda na zupełnie inną epokę, której obywatele nie zdawali sobie sprawy z nadciągającej tragedii. Niezależnie jednak od wspomnianych zabiegów, chodzi o zaprezentowanie kalejdoskopu postaw wobec brutalizacji życia społecznego, gdzie politycy funkcjonują na smyczy gangsterów, a faszystowskie bojówki pragną przeprowadzić przewrót społeczny, byle tylko oczyścić Warszawę z niepożądanego przez nich elementu. Fundamentem rzeczywistości w Królu jest chaos, wola zniszczenia, niechęć do zrozumienia drugiej strony, przemożna potrzeba odniesienia politycznego zwycięstwa za wszelką cenę, choćby całkowitej destrukcji miasta i kraju. Na początku była Przemoc, a Przemoc była u Boga i Bogiem była Przemoc. Bo jeżeli chodzi o takiego metafizycznego Boga, to go nie ma, tylko my jesteśmy.
Niestety, propozycja Canal+ nie do końca stoi kreacjami aktorskimi, nie zawsze znane nazwiska gwarantują wysoki poziom. Wprawdzie Michał Żurawski, odtwórca roli Jakuba Szapiro, powiedział w specjalnym nagraniu przygotowanym przez stację z okazji premiery, iż od razu po premierze książki zaczął marzyć o możliwości zagrania tej postaci, niemniej jednak efekt końcowy nie jest już tak ekscytujący. Problem w tym, że Twardoch pozostawił nie aż tak dużo wskazówek na temat życia wewnętrznego protagonisty (a przynajmniej, nie zdradzając szczegółów fabularnych, nie zrobił tego w oczywisty sposób), dlatego też aktor nie miał materiału potrzebnego do stworzenia roli z krwi i kości. Jest bardzo minimalistyczny w swojej kreacji, za co warto go docenić, ale jednocześnie nie wydaje się, by zawsze podejmowane wybory były umiejętnie uzasadnione. Bohater miota się między różnymi emocjami, ale Żurawskiemu nie zawsze nadąża za tymi wahaniami nastroju.
Znacznie lepiej to wychodzi Arkadiuszowi Jakubikowi, który chyba został stworzony do roli Kuma Kapicy. Choć to bardzo wyrazista postać, aktorowi udaje się zatrzymać przed granicą karykatury. Jest wulgarny, obleśny, patologicznie pewny siebie, gdy terroryzuje niewinnych ludzi, ale nadal czuć, że poważnie podchodzi do powierzonego mu zadania. Nigdy przesadnie nie szarżuje, żeby nie zrobić z siebie kreskówkowego złoczyńcy. Znacznie bliżej śmieszności jest Borys Szyc wcielający się w Radziwiłka, aczkolwiek również jemu udaje się jeszcze nie przekroczyć linii dobrego smaku. Co do postaci kobiecych – Magdaleny Boczarskiej, Leny Góry i Aleksandry Pisuli – trudno się jednoznacznie wypowiedzieć na podstawie dwóch obejrzanych odcinków, jako że na razie nie miały dla siebie wielu scen, w których mogłyby się w pełni zaprezentować. Choć scenarzyści świadomie starają się wzmocnić ich pozycję, to jednak wyraźnie widać, że w tym świecie nie ma za bardzo miejsca dla przedstawicieli płci innej niż męska. Zapewne to się będzie zmieniało wraz z kolejnymi częściami, natomiast na początku Król, nawiązując do książki, jest dość jednostronnym studium męskości – często rozumianej poprzez zdolność do przemocy i przekraczania kolejnych granic moralnych w imię uzyskiwania indywidualnych korzyści. Zaczyna się od całkowitego przyzwolenia na zło, aczkolwiek z biegiem czasu da się dostrzec swego rodzaju pęknięcia w duszy Jakuba Szapiro, jak gdyby nawiedzające go wizje zaczynały go przerażać obrazami nadciągających konsekwencji popełnianych grzechów.
Na pewno zapowiedzi włodarzy Canal+ i twórców okazały się uzasadnione – dawno w polskiej telewizji nie było serialu przygotowanego z takim rozmachem. Zadbano dosłownie o każdy detal – wyjątkową ścieżkę dźwiękową, realistyczną scenografię, stroje (niestety zawsze czyste, niezależnie od tego czy trwa bijatyka, czy raut) – przy okazji wyraźnie odżegnując się od dominującej w rodzimych produkcjach kryminalnej estetyki. Oczywiście, nie należy też przesadnie zachwycać się nowatorską stroną przedsięwzięcia, wszak w innych krajach już dawno wyważono te drzwi, żeby przypomnieć tylko o Peaky Blinders oraz wybitnym Babylon Berlin. Z pierwszym tytułem łączy Króla fetyszyzowanie świata przedstawionego przy pomocy gatunkowych klisz, natomiast z drugim dostrzegalna jest więź na poziomie koncepcyjnym, gdzie zagadka fabularna służy pokazaniu realiów lat poprzedzających nadejście wojennego kataklizmu. Co trzeba nadmienić, scenarzyści, na czele z Łukaszem M. Maciejewskim, idą własną drogą, tworząc w miarę możliwości jak najbardziej oryginalne i osadzone w polskiej kulturze uniwersum, dlatego też nie trzeba na siłę poszukiwać nawiązań do innych produkcji.
Na poważniejsze podsumowania przyjdzie czas, gdy pojawi się możliwość obejrzenia wszystkich ośmiu odcinków. Po obejrzeniu ¼ całości należy stwierdzić, że Król jest serialem interesującym, pieczołowicie zrealizowanym, niepozbawionym wad, aczkolwiek niezwykle potrzebnym na naszym rynku. Być może jest tak, że sukces Canal+ przyczyni się do otwarcia drzwi dla innych twórców pragnących realizować autorskie dzieła przeznaczone dla szerokiej telewizyjnej widowni, w których nie będzie trzeba się kłaniać w pas masowym gustom. Jakość jakością, ale Król będzie ważny z powodów politycznych, bo każdy będzie chciał obejrzeć dzisiejszą rzeczywistość w historycznym zwierciadle Twardocha/Matuszyńskiego, ale również z powodów biznesowych, gdyż po premierze rozpoczną się badania, czy polski widz jest gotowy na poważniejsze, bardziej wymagające seriale.