Advertisement
NetflixRecenzjeSeriale

“Siły kosmiczne”, albo czy Carell z Danielsem powtórzą sukces “The Office”? [RECENZJA]

Marcin Kempisty
Siły kosmiczne
Źródło: IMDB

Maj należy do Grega Danielsa. W jego pierwszych dniach na platformie Amazon Prime pojawiła się komedia science fiction Upload, z kolei koniec miesiąca zamyka się najnowszym dziełem przygotowanym dla Netflixa. To wyjątkowy tytuł, zważywszy na osobę współtwórcy całego przedsięwzięcia – Steve’a Carella. Artyści pracowali już ze sobą przy okazji kultowego The Office, stąd też wobec Sił kosmicznych narosły wysokie oczekiwania. Fani przygód Michaela Scotta i spółki marzyli o powrocie do komicznej przeszłości. Cóż, kto wyczekiwał cudownej powtórki z rozrywki, niech lepiej wróci do wcześniejszego dziecka Danielsa i Carella, bowiem Siły kosmiczne są kosmicznym rozczarowaniem.

Na papierze wszystko wygląda w porządku: autorzy znają się od lat, w obsadzie wiele znakomitych gwiazd, pewnie też platforma streamingowa sypnęła trochę pieniędzy na ten projekt. W dodatku, jak możecie przeczytać w Filmawkowej recenzji Upload, Daniels był ostatnio w formie i umiejętnie połączył smutną opowieść o cyfrowym życiu po życiu z humorystycznymi rozwiązaniami fabularnymi. Najwyraźniej wszystkie żarty wysypały mu się z rękawa przy okazji pracy dla Amazona, ponieważ Netflixowy serial jest pełen nietrafionych gagów. 

Wydaje się, jak gdyby na siłę próbowano powtórzyć sukces osiągnięty przy okazji tworzenia The Office. Dziesięcioodcinkowa produkcja jest historią o generale Nairdzie (Carell), któremu prezydent Stanów Zjednoczonych powierza misję stworzenia nowej jednostki odpowiedzialnej za zorganizowanie podboju kosmosu. Pierwszym przystankiem ma być księżyc, ale oczywiście plany są o wiele ambitniejsze, tym bardziej że konkurencja nie śpi, ponieważ inne kraje również z odwagą i chciwością spoglądają w niebo. Sęk w tym, że Naird nie jest do końca traktowany poważnie przez innych generałów, a i sam postrzega swoje zadanie w kategoriach kary. Nie tylko on, ale także jego żona (Lisa Kudrow) i córka (Diana Silvers) marzyli o mieszkaniu w willi, a nie na pustyni w Kolorado. Ale czego się nie robi dla kraju?

Siły kosmiczne
Źródło: IMDB

Oczywiście, praca nad budową całego przedsięwzięcia nie jest łatwa, gdy czas goni, a współpracownicy popełniają błędy. Placówka nowo powstałych Sił Kosmicznych jest zasiedlona dziwakami, narcyzami, nieprzygotowanymi merytorycznie oszustami, a także innego rodzaju osobami kompletnie nieprzydatnymi do pracy pod presją oczekującego na sukcesy rządu. Z tego powodu Naird jest skazany na bujającego w obłokach sekretarza (Don Lake), wierzącego w swoją nieomylność konsultanta (John Malkovich), śmieszkowego speca od Twittera, a także podejrzanie zachowującego się młodzieńca o rosyjskich korzeniach. Co gorsza, sam generał nie za bardzo zna się na sprawach technicznych, nie potrafi docenić młodych talentów jak Angela (Tawny Newsome), przez co lekkomyślnie podchodzi do kolejnych przeszkód pojawiających się na jego drodze. Mówiąc inaczej, bohater twierdzi, że “chłopski rozum” zawsze mu pomoże.

Przeczytaj również:  „Nawiedzona spółka. Przygody poza ciałem” – czyli jak debiutować w ciekawym stylu [RECENZJA]

Siły kosmiczne są serialem niespełnionym dosłownie na każdej płaszczyźnie. Z powodu źle napisanego scenariusza prawie żaden aktor nie jest w stanie zaprezentować się w dobry sposób. Carell męczy swoim pseudotwardym drylem, Malkovich dopiero co urwał się z planu Nowego papieża, ale również inne postacie są skonstruowane w tak prosty sposób, są typowymi reprezentantami jakichś cech charakteru, że w zasadzie w każdym odcinku są identyczni. Nie ma co atakować aktorów, gdy nie mają szans rozwinąć skrzydeł. Wszystko tu bowiem rozbija się o bezcelowość projektu. Z trudem można zgadnąć, po co w zasadzie powstała produkcja Netflixa.

Taki zarzut jest może poniżej pasa, niemniej jednak jest czymś oczywistym, że sztukę tworzy się w jakimś konkretnym celu. Nawet, jeżeli deklaruje się brak tego celu, to również jest to swego rodzaju manifest. Tymczasem Siły kosmiczne są opowieścią ciągnącą się w sobie tylko znanym kierunku. Nakłuwanie amerykańskiego imperializmu, miernoty na szczytach władzy, ekscentryczne wydawanie publicznych pieniędzy – te wszystkie elementy pojawiają się gdzieś w tle, ale scenarzystom brakuje świeżego spojrzenia i większej odwagi do ataku, by te sprawy wybrzmiały w odpowiedni sposób. Obrana przez Danielsa konwencja nie jest realistyczna, twórcy zależało na karykaturalnym przedstawieniu bohaterów i wydarzeń, ale kolejne sceny są tak absurdalnie oderwane od rzeczywistości, że cały plan kończy się niepowodzeniem. Ani to nie jest śmieszne, ani nie mówi niczego więcej o naszej rzeczywistości.

Przeczytaj również:  O rzeczach niezbędnych w życiu, w filmie i na planie. Rozmawiamy z Kamilą Taraburą
Siły kosmiczne
Źródło: IMDB

Jest tylko jeden odcinek Sił kosmicznych wart uwagi. Choć nawet w nim twórcy nie idą na całość, to jednak bardzo trafnie zarysowują problemy, z jakimi już niedługo mogą się zderzyć nie tylko Stany Zjednoczone, ale także cały świat. Owe zagadnienie z powodów oczywistych – niechęci do spoilerowania – nie zostanie wprost nazwane w tej recenzji. Pozostaje tylko napisać, że omawiany odcinek jest iskierką nadziei, że serial Netflixa ma potencjał do bycia zjadliwą satyrą zakorzenioną w prawdziwym świecie. Wystarczy odrzucenie marzeń o stworzeniu drugiego The Office i odważne podążanie własną ścieżką. Wtedy okaże się, że historia o podboju kosmosu zdradzi znacznie więcej szczegółów na temat bezlitosnych mechanizmów polityki, niż ktokolwiek mógłby się na początku spodziewać.

Siły kosmiczne bardzo przypominają serial Avenue 5 od HBO. Obie produkcje miały być komediami z wielkimi nazwiskami, twórcy obu mieli odzierać fantazje o lotach w kosmos z całego patosu, a tymczasem widzowie otrzymali tylko serię mało wysublimowanych żarcików, częściej wywołujących ciarki zażenowania aniżeli salwę śmiechu. Jeżeli ktoś nie chce stracić wiary w scenariopisarski talent Danielsa, niech lepiej sięgnie po Upload

+ pozostałe teksty

Nie potrafi pisać o sobie w błyskotliwy sposób. Antytalent w dziedzinie autokreacji. Fan Antonioniego, Melville'a i Kurosawy. Wyróżniony w Konkursie im. Krzysztofa Mętraka w roku 2018 oraz 2019.

Ocena

4 / 10

Warto zobaczyć, jeśli polubiłeś:

Upload, The Office

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.