Advertisement
NetflixRecenzjeSeriale

“White Lines”, albo narkotyczne bachanalia na Ibizie [RECENZJA]

Marcin Kempisty
White Lines
Źródło: IMDB

Dom z papieru okazał się ogromnym sukcesem, dlatego też Netflix kontynuuje współpracę z showrunnerem hiszpańskiego serialu Álexem Piną. Zaowocowało to powstaniem dziesięcioodcinkowej produkcji White Lines, dzięki której widzowie przekonają się, że życie na rajskiej Ibizie może wyglądać niczym narkotyczne bachanalia, wieczna orgia, a także nieznośnie lekkie bytowanie, na końcu którego zawsze czeka tylko smutek, rozczarowanie oraz poczucie wypalenia.

Angielsko-hiszpański serial jest gorzką historią o młodzieńczych marzeniach, przez które ludzie są w stanie zniszczyć całe swoje życie. Oto w latach 90. w Manchesterze żyje paczka znajomych fantazjujących o karierze muzycznej. Wśród nich jest szczególnie uzdolniony DJ Axel (Tom Rhys Harries), tworzący tak chwytliwe taneczne utwory, że dzięki nim jest w stanie porwać tłumy w trakcie prowadzonych przez niego imprez. W wyniku różnych okoliczności bohaterowie wylatują na Ibizę, gdzie rozpoczyna się dla nich prawdziwa rewolucja. Młodzi wreszcie nie mają nad sobą strażników w postaci rodziców, mogą żyć tak, jak im się podoba. Dzięki poznaniu bogatej hiszpańskiej rodziny otwierają kluby, gdzie grają, bawią się, biorą narkotyki i wikłają się w kolejne namiętne romanse. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie tajemnicze zniknięcie Axela, które kończy tę idyllę.

Álex Pina miesza porządki chronologię, pokazując zarówno perypetie młodych bohaterów, jak i świat 20 lat po tych wydarzeniach, gdy zakopane ciało Axela zostało odnalezione w Almerii. Jako że na jaw wyszło morderstwo, na miejscu pojawia się siostra chłopaka Zoe (Laura Haddock), która zrobi dosłownie wszystko, by odnaleźć sprawcę, co pomoże jej w uporaniu się z traumą po stracie członka rodziny. Kobieta zostawia męża i córkę, by zamieszkać na Ibizie. Prywatne śledztwo to nie jedyna kierująca nią motywacja. Ucieczka przed rzeczywistością jest też szansą na podsumowanie dotychczasowego życia i poszukanie odpowiedzi na pytanie, czy spokojna egzystencja jest właśnie tym, czego pragnie. Na pewno w docenieniu uroków małżeńskiego życia nie pomoże jej poznanie Boxera (Nuno Lopes), z którym połączą ją skomplikowane więzy.

Przeczytaj również:  Klasyka z Filmawką: „Atlantyda: Zaginiony ląd” (2001)
White Lines
Źródło: IMDB

Początek White Lines jest bardzo zły. Scenarzyści silą się na tworzenie scen, które pewnie w założeniach mają bawić, lecz głównie wywołują ciarki zażenowania. Trudno inaczej wytłumaczyć przyczynę pokazywania tańczących rumuńskich gangsterów w rytm nieśmiertelnego hitu Dragostea din tei, albo serię niewybrednych żarcików, jakimi raczą się bohaterowie. Ma być cool, ma być na luzie, a tymczasem człowiek zastanawia się, po co to wszystko. Niechęć jest o tyle uzasadniona, że Pina naprawdę ma znacznie więcej do zaoferowania, gdy tylko porzuca śmieszkowy ton na rzecz przyjrzenia się skrywanym przez postacie emocjom. To właśnie dlatego White Lines jest tak nierównym serialem, nawet na przestrzeni konkretnych odcinków. Bywa tak, że zupełnie niepotrzebne orgie, żarty-suchary i nadymanie muskułów przez niektórych mężczyzn bandytów niszczą pozytywny wydźwięk wcześniejszych scen. Jak gdyby produkcja Netflixa była dwoma oddzielnymi opowieściami połączonymi na siłę pod wspólnym tytułem.

Najlepiej White Lines ogląda się wtedy, gdy twórcy poświęcają czas na pokazywanie efektów zderzenia młodzieńczych fantazji z twardą rzeczywistością, ewentualnie na udowadniania, że wolność czasami prowadzi do niewoli. Seksualne ekscesy młodych bohaterów może dają im chwile przyjemności, ale także skutkują cierpieniem, gdy okazuje się, że ekstaza ciał nie jest w stanie zapewnić tyle pozytywnych wrażeń, co komunia dusz. To samo tyczy się “współczesnej” płaszczyzny fabularnej, kiedy to Zoe traci zainteresowanie mężem. Ibiza staje się miejscem umożliwiającym realizację najskrytszych pragnień, ale też więzieniem, gdy okazuje się, że folgowanie im przynosi też problemy. Z tego względu elementy gangsterskie są w serialu kwiatkiem do kożucha. Wystarcza odrobinę telenowelowe prezentowanie emocjonalnych zawiłości, by skutecznie przyciągnąć uwagę odbiorców. Álex Pina wraz ze współpracownikami w takich momentach skutecznie balansują na granicy kiczowatej nostalgii i szczerej opowieści o uciekającej młodości i braku gotowości na wstąpieniu w dorosłe życie.

Przeczytaj również:  Zasłużony Złoty Lew? „W pokoju obok” – wenecka recenzja nowego Almodóvara

Bez wątku gangsterskiego ta historia byłaby zdecydowanie ciekawsza. Skoro jednak znowu postawiono na handel narkotykami, to w efekcie White Lines okazuje się być miałką historią kryminalną ze zdecydowanie bardziej interesującym tłem społecznym. Może gdyby środek ciężkości zostałby postawiony na innych wątkach, więcej widzów pochyliłoby się nad tą produkcją. Tymczasem wydaje się, że serial przechodzi bez echa (co skądinąd zrozumiałe) i nawet nazwisko twórcy Domu z papieru nie jest skutecznym wabikiem, gdy produkt jest momentami tak źle zrealizowany.

Ocena

5 / 10

Warto zobaczyć, jeśli polubiłeś:

Dom z papieru

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.