KulturawkaPublicystyka

Kulturawka #14 – Per aspera

Marcin Kempisty

I

Kubrick, Malick, Coppola. Miejmy już te nazwiska za sobą i odstawmy na bok wszelkie kinofilskie romanse Jamesa Graya. Nie trzeba bowiem zawsze, choć najczęściej słusznie, wypominać twórcom kina science-fiction nawiązań do dzieła mistrza Stanleya; nie trzeba również w każdej produkcji, choć odrobinę ulatującej w metafizyczne rejony, doszukiwać się echa kazań bogobojnego pastora Terrence’a. Również nazbyt oczywiste wydają się nici łączące Ad Astra z Czasem Apokalipsy: ten sam cel wędrówki,  bliźniaczo brzmiąca narracja głównego bohatera z offu, nawet zdjęcia przedstawiające “antagonistów” – Tommy’ego Lee Jonesa i Marlona Brando – układane są w podobny sposób. Skupmy się zatem na samej przyczynie podróży odbytej przez Brada Pitta, na fragmencie jego życia odpowiadającym za wszystkie, a przynajmniej tak się wydaje, dobre i złe decyzje przez niego podjęte. Na dawcy jego życia i zarazem jego największym przekleństwie. Na Ojcu.

“Ad Astra” w reżyserii Jamesa Greya

II

W wyprodukowanym dla Amazona serialu Undone głównej bohaterce, po ledwie przeżytym wypadku samochodowym, objawia się duch jej zmarłego ojca. Trik to znany, z Hamleta wzięty, ale nadal działający, gdy zostaje obrobiony w odpowiedni sposób. Zadanie, jakie rodziciel stawia przed Almą, jest z gatunku życia i śmierci, ale czego nie zrobi kochające dziecko, byle tylko zadowolić tatę. Majacząca postać ojca, widmo przychodzące z zaświatów, jest jak Szekspirowska wiedźma, która swoimi przepowiedniami skazuje protagonistkę na zagładę. Bo przecież bohaterka Undone, gdy podejmie wyzwanie postawione przez papę, całkowicie oderwie się od rzeczywistości i uleci w rejony nieznane zwykłym śmiertelnikom. Pochłonie ją wędrówka po krainie wyobraźni wyzbytej z ram czasowo-przestrzennych, przez co odsunie się także od najbliższych ludzi, funkcjonujących obok niej, a nie w jej umyśle popadającym w obłęd. Ale cóż z tego, skoro tęsknota za zmarłym jest tak silna, że chęć przywrócenia go do życia staje się kuszącą, możliwą do zrealizowania perspektywą. Przynajmniej pragnie go odzyskać, a nie tylko zemścić się na oprawcach. Słucha głosu ojca i chce za nim podążać.

Zobacz również: “Undone” – Ciąg dalszy [RECENZJA – SEZON 1]

III

Roy McBride nie słyszy głosu ojca, ale i tak chce za nim podążać. Gdy tylko dowiaduje się, że mógł on przeżyć, nie waha się ani przez chwilę i zgłasza akces w misji, której celem jest odnalezienie H. Clifforda McBride’a. Syn idzie śladami taty, by rozwikłać zagadkę jego tajemniczego zniknięcia w okolicach Neptuna sprzed wielu laty. Postępuje niczym bohater wcześniejszego filmu Graya Zaginione miasto Z – który z kolei podejmuje misję eksploracji niezbadanych lasów Ameryki Południowej, byle tylko wymazać grzechy przodka i oczyścić swoje nazwisko. Nad oboma mężczyznami wiszą widma nierozwiązanych spraw, każdy z nich chce na swój sposób doprowadzić do symbolicznego ojcobójstwa i otwarcia nowego rozdziału pozbawionego traumatycznych naleciałości. W tym kontekście podróż przez dżunglę i kosmos jest dobrze znaną metaforą przebieżki po rubieżach duszy, autorefleksyjnym zderzeniem z długo skrywanymi emocjami oraz wyznaczeniem środka do ich przezwyciężenia.

IV

Przeczytaj również:  Nieme, a dźwięczne. Dźwięk w kinie niemym [Timeless Film Festival Warsaw 2024]

“I nie miłować ciężko, i miłować nędzna pociecha…” chciałoby się napisać za Mikołajem Sępem-Szarzyńskim, gdy pomyśli się o bolesnych starciach bohaterów z ich ojcami. Trudno nawet wskazać, czy lepsza jest ich obecność, czy zniknięcie z tego świata. Na przykład w Sukcesji od HBO głowa rodziny jest niczym Lear, który nie chce jednak podzielić królestwa między liczną dziatwę. Wprawdzie ciągle wodzi trójkę dzieci za nosy, kolejnym obiecując przejęcie zarządzanej przez niego medialnej korporacji, ale im więcej mija czasu, tym większa pewność, że dopóki śmierć go nie rozłączy z tronem, dopóty nic się nie zmieni. Ojciec jest niczym Fiodor Karamazow od Dostojewskiego – apodyktyczny, samolubny, przedmiotowo traktujący najbliższych. Wszyscy czekają na jego odejście, a on jak na złość planuje kolejne biznesowe kroki. Wydaje się, że ktoś mu w końcu będzie musiał “pomóc”, by wreszcie doszło do oczekiwanej przez wszystkich zmiany.

“Sukcesja” od HBO

Inaczej ma się sprawa z Mową ptaków wyreżyserowaną przez Xawerego Żuławskiego. Tam ojciec jest, ale jakby go nie było, niby się odzywa, ale tak naprawdę tylko obserwuje poczynania głównego bohatera Mariana, zapewne porte parole samego autora. Syn ekranizuje scenariusz napisany przez tatę-artystę, składając mu hołd i realizując się w wypracowanej przez niego estetyce. Wypełnia przestrzeń kadru wieloma odniesieniami do wcześniejszych produkcji – choćby Opętania i Diabła – przepracowując łączące ich więzy, zarówno emocjonalne, jak i artystyczne. Kończy zaś wszystko performansem uwieńczonym spojrzeniem na milczącego, znieruchomiałego papę, oczekując na jego reakcję. Jej być nie może, bo prawdziwy tata nie żyje, więc pozostaje jedynie milczenie. Brak ojcowskiej rady, głosu potwierdzającego słuszność podejmowanych przez latorośl poczynań, odbijać się będzie echem wraz z ostatnią sceną Mowy ptaków.

Zobacz również: “Mowa ptaków” – Dlaczego wszystko musi się rymować? [RECENZJA]

V

Roy McBride utracił ojca w wieku szesnastu lat, wiele wiosen przeżył przy akompaniamencie wspomnianej wyżej ciszy, dlatego gdy tylko nadarza się okazja, to chce ją przerwać. Zrobi wszystko, by “kropka nad i” w ich relacji została wreszcie postawiona, by białe plamy zostały wreszcie zakreślone konkretnymi słowami, choćby i najboleśniejszymi.

Zawsze fascynują mnie tytuły wyrwane z kontekstu. Gdy w ucho wpada Ex Machina, to aż chce się dopowiedzieć początek, dopełnić świadomie pozostawioną lukę. Ot, taki nawyk, zwłaszcza że ta wolna przestrzeń aż brzęczy od znaczeń. Co to tak właściwie oznacza, że ktoś świadomie rozrywa całość łacińskiej sentencji i pozostawia tylko jej jedną część? Brak w tym kontekście jest tak naprawdę nadmiarem, aż prosi się o przyjrzenie i zrozumienie. 

Zobacz również: “Ad Astra” – Bo to gwiazd naszych wina [RECENZJA]

Pominięcie fragmentu “per aspera” jest tym znamienne, że przecież McBride musi pokonywać na drodze wiele przeciwności, by nareszcie dotrzeć do ojca. Porusza się do gwiazd – ad astra – symbolicznie i dosłownie, ale najpierw przechodzi przez trudności, z którymi sobie radzi tylko dlatego, że jest świetnie wyszkolonym astronautą. Ucieka przed księżycowymi piratami, walczy ze zmutowaną małpą, przeciwstawia się żołnierzom chcącym go w pewnym momencie usunąć z zaplanowanej misji. Gray nie poświęca jednak więcej czasu tym wydarzeniom. Wykorzystuje je instrumentalnie, żeby pchać fabułę do przodu, ale porzuca je w pierwszym możliwym momencie. Niby umieszcza kilka tropów – urynkowienie podróży kosmicznych, łupieżcza polityka galaktycznych pionierów – ale tak naprawdę interesuje go tylko jedna sprawa – relacja ojca z synem. 

Kadr z filmu “Zaginione miasto Z”

Wydaje się, że to bodaj jeden z najbardziej pozytywnych filmów, jakie w ostatnich miesiącach pojawiły się w polskich kinach. Reżyser nie fetyszyzuje przemocy, nie prowadzi banalnych dywagacji nad naturą zła. Stwierdza jego istnienie, lecz interesują go tytułowe gwiazdy, walka o załatanie dziury w sercu męskiego bohatera. Po co w końcu biadolić nad ostrością cierni, skoro można wreszcie dumnie podnieść głowę i zakończyć przeprowadzaną terapię.

VI

Zaginione miasto Z kończy się pogodzeniem bohatera ze swoim synem. Ad Astra również kończy się szczęśliwie, choć to szczęście ufundowane jest na tragicznym wydarzeniu. McBride zdobywa upragnione gwiazdy, by zrozumieć, że jego miejsce jest na Ziemi. Dryfuje po dziewiczych przestrzeniach kosmosu, by zrozumieć, że ma przed sobą znacznie ciekawszy kosmos – serce ukochanej kobiety – do odkrycia. Gray jest w swojej refleksji zbliżony do przesłania Grawitacji, celebrując “zwyczajne” życie i ziemskie przyjemności. Jednocześnie ugrywa znacznie więcej, bo ponownie daje szansę bohaterowi na symboliczne zakończenie relacji z ojcem. W przeciwieństwie do wielu obecnie powstających produkcji, pozwala na przeprowadzenie ostatecznej rozmowy, dzięki której wszystko się wyjaśnia. Jest dobrotliwy wobec swojego protagonisty, dając mu dokończyć jego misję. 

Gwiazdy wreszcie zostały zdobyte, ciernie pokonane, ojcobójstwa nie stwierdzono. To szansa na nowy początek dla bohatera, tak nierzeczywisty, jak i bardzo upragniony dla wielu widzów.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.