“Czarne nenufary”, czyli zbrodnie z namiętności też potrafią być piękne [RECENZJA]
Dzięki Wydawnictwu Marginesy na polskim rynku wydawniczym pojawił się komiks jedyny w swoim rodzaju – niby klasyczny i prosty w obsłudze, a mimo to zaskakujący na wielu płaszczyznach. Twórcy Czarnych nenufarów wciągają czytelników w swoje sidła, oferując pozornie zwykłą rozrywkę, która w ostatecznym rozrachunku okazuje się niezwykle przejmującą, emocjonalnie uczciwą opowieścią o tym, jak ludzie czasami potrafią utknąć w kleszczach miłości, nienawiści i upływającego czasu.
Giverny, małe francuskie miasteczko znane jest z tego, że niegdyś w jego granicach urzędował Claude Monet. To wśród malowniczych pól, starodawnych kamieniczek i pod promieniami wiecznie świecącego słońca rozgrywa się tragedia trzech kobiet uwięzionych w tym pozornym raju na ziemi. Najmłodsza dziewczynka uwielbia malować i marzy o tym, by jej talent został doceniony przez odpowiednie gremia. Nauczycielka w średnim wieku nie zawsze potrafi dogadać się z mężem, mimo że szczerze go kocha i nie wyobraża sobie, by ich ścieżki losu miały się kiedykolwiek rozdzielić. Tymczasem pewna tajemnicza staruszka przechadza się uliczkami miasteczka, przygląda się wszystkiemu i wszystkim, snując pewne plany, przez które dojdzie do totalnej wolty, a w Giverny nic już nie będzie takie same. Najstarsza kobieta trzyma rękę na pulsie, podczas gdy młodsze nie wiedzą, że życie przygotowało dla nich wydarzenia, które zapamiętają do końca swoich dni, które będą nosić na sercu niczym znamiona po nieuważnych zabawach.
Wszystko rozpoczyna się od makabrycznego morderstwa jednego z mieszkańców miasteczka, którego zwłoki zostają porzucone w teatralny sposób. Tu nie ma przypadków – ktoś w celowy sposób zaaranżował całą scenerię, by przekaz został odpowiednio odczytany. Na miejscu pojawia się dwójka detektywów, których celem jest oczywiście odnalezienie sprawcy. Mijają kolejne dni, brak poszlak zaczyna frustrować przyjezdnych funkcjonariuszy, a na domiar złego jednemu z nich podoba się nauczycielka. Jako że jej mąż może być nawet zamieszany w zbrodnię, powstaje niespodziewany trójkąt miłosny, a powodzenie policyjnej misji wisi na włosku.
Sposób wydania Czarnych nenufarów wpływa na odbiór dzieła. Wydawnictwo Marginesy postarało się o duże wymiary komiksu, dzięki czemu wydaje się, jak gdyby w rękach leżał album malarski. Tak też zresztą wygląda wnętrze pracy – kolejne kadry układają się w impresjonistyczne obrazy miasteczka uwzględniające przede wszystkim jego krajobrazy i architekturę. Są one [kadry] rozświetlone światłem słonecznym, rysowane delikatną kreską, miękko wypełniane jasnymi kolorami. Ale niech nikogo nie zwiedzie sielankowa aura kolejnych obrazków autorstwa Didiera Cassegraina. W pięknie, zgodnie zresztą z fabularnym wydźwiękiem komiksu, tkwi ziarno przyszłego upadku.
Choć omawiana praca została oparta na powieści Michela Bussiego, jej znajomość nie jest konieczna, by docenić wartość komiksowej adaptacji. Scenarzysta Fred Duval bardzo sumiennie przeprowadza widzów przez kolejne wydarzenia, podrzuca kolejne tropy, by następnie wprowadzić w ślepy zaułek, udowadniając, że w matni ludzkich emocji prawda bywa jedynie nieuchwytnym mirażem, czymś, za czym można gonić całe życie, a w ostatecznym rozrachunku i tak się rozczarować. Sposób prowadzenia narracji został fantastycznie zespolony z puentą historii, co tylko świadczy o tym, że twórcy kompleksowo przemyśleli sposób, w jaki pragną zaprezentować dzieło odbiorcom.
W Czarnych nenufarach nie ma niepotrzebnych kadrów, miejsc przestoju, niepotrzebnych pogadanek, nietrafionych decyzji estetycznych. Wszystko jest dokładnie na swoim miejscu, płynie w niezakłócony sposób od początku do końca, gdzie wszystko zostaje zwieńczone zaskakującym finałem. To najmocniejszy punkt opowieści, działający tylko dzięki temu, że najpierw wcześniej w odpowiedni sposób zbudowano napięcie, poprowadzono bohaterów, a przede wszystkim zbudowano ich uczucia i motywacje, bez których trudno byłoby zrozumieć, dlaczego w słonecznym miasteczku musiało dojść do zbrodni.
Komiks mogą docenić zarówno miłośnicy wizualnej strony komiksów, jak i fani dobrze skonstruowanych historii, w tym przypadku związanej z zagadką kryminalną. Francuskie dzieło stanowi syntezę powieściowej wnikliwości w stan uczuć z impresjonistyczną estetyką, gdzie nie słowa, lecz obrazy przyrody opowiadają losy świata. Z tego powodu nie należy traktować omawianej pracy jako hołdu dla twórczości Moneta, takie zawężenie tematu byłoby niezwykle krzywdzące dla pracy Bussiego, Duvala i Cassegraina. To coś znacznie więcej: to uniwersalna opowieść, ale na tyle dobrze napisana, że zasadza się na indywidualnych emocjach czytelnika, każąc mu raz za razem zastanawiać się, co on/ona by zrobił/zrobiła w danej sytuacji. A przecież o to chodzi w tej zabawie, by sztuka cały czas nas stymulowała, prawda?
Nie potrafi pisać o sobie w błyskotliwy sposób. Antytalent w dziedzinie autokreacji. Fan Antonioniego, Melville'a i Kurosawy. Wyróżniony w Konkursie im. Krzysztofa Mętraka w roku 2018 oraz 2019.