KomiksKultura

“Stumptown”, czyli twarde serce i zaciśnięte pięści [RECENZJA]

Marcin Kempisty
Fragment okładki "Stumptown"
Fragment okładki "Stumptown"

W amerykańskiej telewizji wyemitowano serial z Cobie Smulders w roli głównej, tymczasem na polskim rynku dzięki wydawnictwu Mucha Comics pojawił się pierwszy tom komiksowych przygód prywatnej detektyw Dexedrine “Dex” Parios. Napisane i narysowane przez Grega Ruckę i Matthew Southwortha Stumptown to znakomity przykład opowieści detektywistycznej ze społecznym zacięciem, w której jednocześnie nie unika się szans na delikatnie komiczne poszarżowanie. 

W trakcie lektury Stumptown najbardziej zaskakuje sposób, w jaki scenarzysta łączy elementy wybitnie konwencjonalne z zaskakującymi twistami fabularnymi. Opisywana Dex jest bowiem typową zwichrowaną bohaterką, jakich wiele w tego typu historiach. Każdy detektyw/policjant obowiązkowo musi pić, bić się, nie mieć pieniędzy, a dodatkowym atutem jest posiadanie dziwacznego hobby. W przypadku Dex sprawa wygląda podobnie: kobieta pije (choć się nie upija), staje w szranki z większymi od siebie, jest winna właścicielce kasyna siedemnaście tysięcy dolarów, ale tym razem nie ma predylekcji do specyficznego sposobu spędzania wolnego czasu. Może dlatego, że go nie ma, ponieważ jest detektywem do wynajęcia 24/7, a w domu musi opiekować się niepełnosprawnym bratem.

Szansa na ucieczkę przed długami pojawia się przy okazji zlecenia odnalezienia zaginionej dziewczyny, wnuczki właścicielki kasyna. Wystarczy dowiedzieć się, czy za jej zniknięciem stoi chęć spokojnego życia z partnerem, czy może porwanie, by wreszcie Parios stanęła finansowo na nogi. Mimo początkowych wahań, kobieta podejmuje tę pracę i udaje się w głąb portlandzkiego labiryntu pełnego szumowin, by poznać prawdę na temat dawno niewidzianej Charlotte. Na drodze Dex pojawią się mało ogarnięte rednecki, tajemnicze kobiety, a także posiadający ogromną władzę gangsterzy, których jedno pstryknięcie palcem jest warte więcej niż tysiąc słów.

Fabuła brzmi sztampowo, ale lekkość w prowadzeniu historii wraz ze znakomitymi rysunkami przemieniają wady w zalety. Obowiązkowe picie to tylko piwo przed snem, odpędzające ból po kolejnych otrzymanych przez nią ciosach. Bije się, bo przy okazji jest w stanie ugrać coś innego, zastosować dywersję w celu przechytrzenia wroga. Marnotrawi pieniądze przy grze w kości, ale mimo to udaje jej się utrzymać dom. Przy okazji, prawie nigdy nie traci uśmiechu. Z charakterystyczną dla niej ironią podchodzi do kolejnych wydarzeń, z którymi wprawdzie nie radzi sobie w idealny sposób, ale to nie zmienia faktu, że zawsze spada na cztery łapy.

Mucha Comics Stumptown recenzja
Melancholijna kreska świetnie kontrastuje ze scenariopisarskim poczuciem humoru. fot. Mucha Comics

W kreacji Dex jest coś oczyszczającego. Bohaterka nie jest kolejną heroiną bez wad walczącą z męskim patriarchatem. Ma momenty słabości, gdy szczerze mówi o swojej trudnej sytuacji, ale mimo to walczy o poprawę rodzinnego bytu. Jej siła nie jest kreowana kosztem całego świata, scenarzyści pozwalają na to, by komiks był zaludniony postaciami, które również chciałoby się bardziej poznać. Kobieta jest po trosze idealistką, ale też twardo stąpa po ziemi, dzięki czemu zamiast długich monologów na temat znikomości ludzkiej egzystencji, czytelnicy otrzymują portret osoby z krwi i kości. Prawej, pragnącej przywrócenia poczucia sprawiedliwości, ale też cwaniaczki szukającej wszędzie szansy dla siebie. 

Niech jednak “luzackość” Parios nie przysłoni nikomu sedna omawianych w komiksie kłopotów. Stumptown to nadal zagadka kryminalna z wykorzystywaniem kobiet w tle. Rucka prezentuje trudny świat uczuć, gdzie jeden fałszywy ruch może doprowadzić do bycia wykorzystanym i wyjścia poza granice prawa. Choć kryminalne jądro historii wcale nie jest najważniejsze, to nie warto go pomijać. Szkoda jedynie, że tak szybko dochodzi do rozwiązania tajemnicy. Bohaterka na swojej drodze spotyka tyle ciekawych osobistości i walczy z takimi przeciwnościami losu, że warto byłoby tę podróż chociaż odrobinę wydłużyć.

O ile w dialogach skrzy się od cynicznego humoru, o tyle w sferze rysunku dominuje ujmująca melancholia. Southworth często pozwala sobie na “puste przebiegi”, tj. ukazywanie tylko spacerów bohaterki, jej samotnego leżenia na sofie i gapienia się w sufit z butelką piwa w ręku. Grafik daje dużo przestrzeni prezentowanej protagonistce, podglądając ją w prawdziwie intymnych chwilach. W momentach nie cielesnego, lecz emocjonalnego in flagranti. Chyba każdy ma takie chwile, gdy czuje, że nie jest podglądany/podglądana, więc nagle pozwala sobie, by na twarzy ujawniła się paleta realnych uczuć, nie tych przygotowanych dla publiczności. Takie właśnie sytuacje są ważne, by uchwycić psychologiczną pełnię Parios. Poczucie melancholii jest dodatkowo wzmacniane poprzez stosowanie niewielkiej palety barw. W zależności od miejsca akcji, kolejne strony są pokryte tymi samymi kolorami. Wieczory są mocno ultramarynowe, salon Dex szarozielony, zaś knajpy czarnoróżowe. Nie ma tu przestrzeni na kolorystyczne wyróżnianie pojedynczych elementów. 

Wielka szkoda, że wymogi wydawnicze wpłynęły na szybkie zakończenie sprawy dziewczyny, która zabrała ze sobą szampon (ale zapomniała o mini). Chciałoby się więcej pospacerować z Dex po wyludnionych uliczkach nocnego Portland. Oby jak najszybciej Mucha Comics zaprezentowało polskim czytelnikom kolejne tomy przygód bohaterki z ciętym językiem i smutnym sercem.

Ocena

7 / 10

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.