Advertisement
PublicystykaWywiady

»”Króla” można porównać do Marvelowskiego uniwersum, z tym że u nas są gangsterzy w kapeluszach«. Mówi nam Łukasz M. Maciejewski, scenarzysta serialu.

Marcin Kempisty
© Łukasz M. Maciejewski / Canal+

6 listopada na antenie Canal+ pojawi się pierwszy odcinek najważniejszego polskiego serialu 2020 roku. Oparty na powieści Szczepana Twardocha, “Król” jest bolesnym rozliczeniem ze “złotymi czasami” epoki międzywojennej, gdzie, wbrew nadal obowiązującej mitologii, wcale nie żyło się tak dobrze.

Dzięki scenarzyście serialu, Łukaszowi M. Maciejewskiemu, zaglądamy za kulisy produkcji, poznajemy sposób pracy nad kolejnymi odcinkami, a także zastanawiamy się dlaczego epoka między I a II wojną światową jest tak popularnym tematem we współczesnych serialach. Rozmowę przeprowadził Marcin Kempisty.

Przeczytaj również naszą recenzję pierwszych dwóch odcinków serialu “Król”.

W którym momencie dostał Pan propozycję pracy nad scenariuszem serialu “Król”? Długo Pan się zastanawiał nad tą propozycją?

Nie brałem udziału w rozmowach pomiędzy Canal+ a Aurum Film, natomiast byłem pierwszą osobą spoza zespołu zaproszoną do pisania. Nie ma takiego scenarzysty, który zastanawiałby się nad przeniesieniem na ekran powieści Szczepana Twardocha.

Czytał Pan “Króla” przed tą propozycją, prawda?

Tak, ponieważ jak Szczepan wydaje książki, to staram się je czytać na bieżąco.

Lektura “Króla” była tylko literacką przygodą, czy już wtedy, jeszcze przed otrzymaniem propozycji, zastanawiał się Pan nad tym, jak pojedyncze sceny wyglądałyby na ekranie?

Oczywiście podczas czytania nie mogłem się spodziewać takiej propozycji, natomiast “Król” wydawał się najbardziej filmowy spośród wielu książek Szczepana. Rzeczywiście, aż się prosiło o adaptację, więc trudno, będąc scenarzystą, uniknąć odruchu zawodowego i zastanawiania się, co by tu jeszcze można przełożyć na film.

Co jest w “Królu” takiego filmowego?

Powieść Szczepana jest tak rozległa, że w zasadzie można wybudować wokół niej całe uniwersum. To dlatego zwiększyliśmy liczbę postaci, a także dodaliśmy wydarzenia, których nie ma w książce. W “Królu” drzemie potencjał do rozszerzania i eksploatowania tego świata. Można to porównać do współczesnego Marvelowskiego uniwersum, z tym że u nas są gangsterzy w kapeluszach.

Szczepan Twardoch pisze w bardzo charakterystyczny sposób, ze specyficzną składnią i ciągłymi powtórzeniami. Czy nie było problemów, że w “Królu” bardzo dużo dzieje się na poziomie języka, a mało jest akcji?

Na samym początku to było dużym wyzwaniem, jak przenieść powieść Szczepana na ekran. Zakładaliśmy, że chcemy zrobić dobry serial, mieliśmy do czynienia ze znakomitą książką, a bywa tak, że z dobrej literatury rzadko wychodzą dobre filmy, między innymi przez to, że nie udaje się znaleźć filmowego ekwiwalentu języka książkowego. My się tym jednak nie przejmowaliśmy. Po prostu wzięliśmy bohaterów i świat “Króla” 1937 roku, a te zabiegi literackie wykorzystaliśmy jako inspirację do budowania całej rzeczywistości składającej się z oryginałów i ekscentryków.

Proszę opowiedzieć coś więcej na temat sposobu pracy nad scenariuszem. Pracowali Państwo w writer’s roomie, gdzie wymieniano się wieloma opiniami, czy dominowało samotne pisanie, a następnie przedstawianie innym większych partii tekstu?

Zanim zaczęliśmy pracować w większej grupie, w której był Szczepan Twardoch, Janek Matuszyński, Leszek Bodzak i Dana Łukasińska, dostałem zadanie, żeby całą historię zawartą w powieści przełożyć na fabułę. Gdy mieliśmy już taką koncepcję i złapaliśmy dramaturgiczny klucz do adaptacji, to zaczęliśmy pracować w większym, bardzo zgranym gronie. To się czasami zdarza, że uda się zgromadzić ludzi z tak różnym temperamentem w jednym małym pomieszczeniu.

Czy w tej pracy najważniejsze było odnalezienie wspólnego języka, czy wręcz przeciwnie, że było tyle pomysłów i tyle różnych koncepcji, z których można było wybierać?

Nie pamiętam poważniejszych sporów, co nie znaczy, że nie było różnic. Na tym też polegała praca, szczególnie moja, w takim większym gronie autorów koncepcji serialu, a potem w gronie scenarzystów, żeby te wszystkie temperamenty łączyć. Trzeba było zbierać pomysły, ponieważ te wszystkie głowy produkowały dużo pomysłów. To była podejrzanie dobra współpraca. (śmiech)

W amerykańskich realiach scenarzyści i showrunnerzy mają całkiem silną pozycję w trakcie tworzenia seriali. Jak to wygląda w Polsce?

Bywa, że w Polsce spełnia się funkcję showrunnera, natomiast rzeczywiście ona jest mało sformalizowana, bo najwyraźniej rynek jeszcze nie potrzebuje tak wielu profesjonalnych showrunnerów.

Jak z perspektywy scenarzysty najważniejszego tegorocznego polskiego serialu wygląda nasz rynek serialowy?

Na razie to wygląda słabo, ale również dlatego, że trudno przewidzieć, co się wydarzy. Myślę, że będzie to wyglądać dużo lepiej, czego dowodem jest na pewno “Król”, że serwisy streamingowe będą musiały zapełnić swoje przepastne biblioteki filmami i serialami. Będzie ich powstawać coraz więcej, więc zespoły literackie również zaczną się profesjonalizować. Jeżeli chodzi o moją przyszłość zawodową to nie za bardzo się martwię. Tych seriali powstaje dużo, poza tym jest też presja rynku na to, żeby te seriale były coraz lepsze. Leszek Bodzak powiedział, że kończy się w Polsce okres pisania za byle co. Rynek będzie wymagał na polskich nadawcach, żeby te produkcje były coraz większe, bardziej imponujące, droższe, bo po prostu konkurujemy nie tylko z serialami na swoim własnym podwórku, tylko widz polski zawsze się może przełączyć na jakikolwiek inny serial zagraniczny. Naszym obowiązkiem, czy też obowiązkiem producentów, jest pilnowanie, żeby nasze seriale były równie imponujące i żeby nie obawiano się zaangażowania społecznego albo komentarza politycznego.

Czy w trakcie pisania scenariusza były pomysły, żeby mocno odnosić się do współczesności czy to raczej z samej twórczości Szczepana Twardocha wynikało, że gdzieś można te podobieństwa odnaleźć?

Nie zmuszaliśmy się, żeby dostosowywać książkową fabułę do tego, co dzieje się na ulicach, chociaż rozpoczęliśmy pracę w trakcie protestów w obronie sądów i praw kobiet. Siedzieliśmy w Warszawie, a parę ulic dalej odbywały się manifestacje przeciwko rządowi. Nie poszliśmy jednak w tę stronę, ponieważ po prostu takie rzeczy szybko się dezaktualizują. Skupiliśmy się na swojej historii, a że polityka idzie w takim, a nie innym kierunku, to już jest zasługą polityków. Odstąpiliśmy od ingerencji w materię powieści Szczepana Twardocha, czyli opisu radykalnego skrętu w prawo. Potraktowaliśmy ją jako rzecz do zaadaptowania, więc fakt, że “Król” stał się odbiciem polskiej rzeczywistości, jest nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności.

“Król” wpisuje się w pewien trend opowiadania o współczesności przez pryzmat dwudziestolecie międzywojennego. Ten temat jest bardzo nośny zarówno w literaturze, filmie, ale też w serialach, żeby wspomnieć chociaż “Babylon Berlin” i “Spisek przeciwko Ameryce”. Gdzie są według Pana podobieństwa między tamtą epoką a współczesnością? I czy skoro pojawiają się zbieżności, to istnieje szansa zatrzymania rozwoju wydarzeń, czy może jesteśmy skazani na te same konsekwencje?

Jeśli chodzi o przebieg przyszłych wydarzeń w naszej czasoprzestrzeni 2020 roku, to niewiele wiemy, ale rzeczywiście jest taka moda, że międzywojnie jest łatwo wykorzystywane jako lustro dla dzisiejszych czasów. Czasami dzieje się to zbyt automatycznie, bo te mechanizmy są inne. Mierzymy się z innymi problemami i konkluzja tych problemów będzie, miejmy nadzieję, zupełnie inna. Natomiast jest to moment zmiany, społecznego zamieszania, które prowadzą do nie wiadomo jakiego zakończenia. Nasza popkultura ma tendencję opisywania dwudziestolecia międzywojennego w ramach pewnych uproszczeń – “Halo Szpicbródka”, Wieniawa wjeżdżający na koniu do Adriii, historii warszawskiego blichtru, paru sławnych ulic, ułanów i hrabiów – a to przecież nie jest wszystko. Książka i serial pokazują zupełnie inną, zapomnianą Warszawę. Na tym polega stworzone przez nas uniwersum, że to był ogromny świat z wieloma problemami, gigantycznym napięciami społecznymi i politycznymi. Jeśli mamy czasy niepokoju, to też najlepiej jest sięgnąć właśnie po ten barwny, wielokulturowy, wielojęzykowy, wieloetniczny świat, a nie tylko po świat ułanów i “Adrii”. Dzięki temu możemy zrozumieć, gdzie znajduje się nie tylko nasz kraj obecnie, tylko w ogóle cała rzeczywistość dookoła nas.

Z jednej strony pisarstwo Szczepana Twardocha narzuca swego rodzaju fetyszyzowanie tej rzeczywistości, w końcu bardzo lubi długo skupiać na markach zegarków, samochód i ubrań, natomiast z drugiej strony próbowali Państwo bardzo pieczołowicie podejść do przedstawiania ówczesnego świata. Czy w trakcie pisania scenariusza pojawiły się problemy, jak połączyć te dwie pozornie sprzeczne estetyki – gatunkową gangsterską oraz realistyczną?

Byliśmy świadomi, że polska popkultura sama wykastrowała się z opowieści o wieloetniczności, z której wypływają gigantyczne problemy, a to jest konfliktogenne, czyli bardzo filmowe. Można to potraktować jako nieodkopaną skarbnicę pomysłów. Nie bez przyczyny publikowanych jest tyle retro-kryminałów, bo to jest świat z wieloma nieodkrytymi konfliktami. Na przykład u nas po raz pierwszy mamy do czynienia z postacią silnego Żyda, której nie ma w polskiej popkulturze. Z drugiej strony, nie chcieliśmy robić niczego, co rozlicza się z tamtymi czasami, bo dzisiaj nikt tego nie potrzebuje. To już nie jest nasza rzeczywistość. Mieliśmy świadomość skomplikowanego świata międzywojennego, ale po to, żeby posluzyc sie tymi konfliktami i wziąć je do swojego serialu, który jednak jest mainstreamowy. Z tego powodu takie fetyszyzowanie nam nie przeszkadza. W każdym filmie o Batmanie Bruce Wayne przebiera się w strój, w supermanie clark kent, a u nas Jakub Szapiro zakłada garnitury. To jest bardzo gatunkowe i atrakcyjne wizualnie. Także krytyka społeczna swoją drogą, ale “Król” jest serialem popularnym, więc też chcieliśmy pobawić się konwencją. Moją ambicją było zrobienie czegoś, co nie jest tylko rozliczaniem się z tamtymi czasami.

Już po premierze zwiastunów wielu widzów zaczęło porównywać “Króla” do “Peaky Blinders”. Próbowali Państwo na którymś etapie prac podrzucać nawiązania do innych dzieł popkultury?

“Peaky Blinders” jest lubianym serialem, w którym mężczyźni noszą ładne garnitury, więc siłą rzeczy mogą pojawić się takie skojarzenia. My jednak mieliśmy z tyłu głowy, żeby o tym zapomnieć, bo de facto robimy inną produkcję. “Król” jest serialem, w którym jest dużo scen akcji, ale to nie jest serial kryminalno-gangsterski. W sferze wizualnej posługujemy się tego rodzaju sztafażem, natomiast serial Canal+ jest o czymś innym. Nasza przewaga nad “Peaky Blinders” polega na tym, że nie skupiamy się tylko na tym. Poza tym książka Szczepana wystarczy, ona sama w sobie czerpie z popkultury, więc nasączenie jej jeszcze czymś innym oprócz tego, co z niej wynika, byłoby niepotrzebne. Naszym zadaniem było wykreować ten świat “Króla” bez inspirowania się czy odbijania się od innych seriali

Rozmawialiśmy o tym, że “Król” jest opowieścią gangsterską, w której pojawiają się wątki dotyczące napięć narodowościowych. Które jeszcze wątki z serialu są dla Pana najważniejsze?

Rzadko zastanawiam się nad kontekstem. Jako twórca i odbiorca seriali nie idę nigdy w tematy. Liczy się to, żeby historia była atrakcyjna i interesująca. W tym momencie, tak naprawdę najciekawsze dla mnie jest to, w jaki sposób zostaniemy odebrani, co się wydarzy po premierze 6 listopada. Konfrontacja z widownią jest tym, co mnie przyciąga do robienia filmów.

Szczepan Twardoch zdążył już napisać kolejną część losów Szapiro, a czy istnieje szansa na to, że pojawi się także kontynuacja serialu?

Nie ma jeszcze decyzji. Ona zależy od tego, jaka będzie reakcja widowni po premierze, natomiast pomysł na kontynuację istnieje. Nie znam go, dlatego że to jest pomysł Szczepana. Wszyscy liczą, że się uda, ale zobaczymy jak będzie.

Bardzo dziękuję za rozmowę. Trzymam kciuki, żeby widzowie pozytywnie ocenili serial, ponieważ mam nadzieję, że w polskiej serialowej rzeczywistości pewne drzwi zostaną wyważone, dzięki czemu zaczną regularnie powstawać ambitniejsze projekty.

Też mam taką nadzieję, że zmusimy wszystkich tym serialem, by zaczęli przeskakiwać wyższe przeszkody.

+ pozostałe teksty

Nie potrafi pisać o sobie w błyskotliwy sposób. Antytalent w dziedzinie autokreacji. Fan Antonioniego, Melville'a i Kurosawy. Wyróżniony w Konkursie im. Krzysztofa Mętraka w roku 2018 oraz 2019.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.