“Niepoczytalna” – Recenzja
Eksperymentowania Stevena Soderbergha ciąg dalszy. Była już współpraca ze znaną w niektórych kręgach Sashą Grey, był zrealizowany dla stacji HBO interaktywny serial pozwalający widzowi na wyznaczanie kierunku śledztwa w sprawie morderstwa, a teraz przyszedł czas na film nakręcony iPhone’em. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że amerykański reżyser stworzył dobrze znaną opowieść utrzymaną w konwencji thrillera, ale wystarczy delikatnie poskrobać po powierzchni, by odnaleźć wiele innych, niekiedy zaskakujących, płaszczyzn, po których porusza się twórca Erin Brockovich.
Niepoczytalna to historia Sawyer Valentini (Claire Foy) starającej się odbudować normalne życie po traumie, jakiej zaznała w wyniku maniakalnych działań stalkera. Bohaterka pragnie uciec jak najdalej od bolesnej przeszłości, dlatego też przeprowadza się do innego miasta i rozpoczyna pracę w firmie, gdzie “analizuje i interpretuje dane”. Wspomnienia wciąż jednak wracają, więc udaje się ze swoją przypadłością do specjalisty, a następnie w wyniku nieporozumienia ląduje na obserwacji w szpitalu psychiatrycznym.
Początkowo perypetie kobiety przypominają koszmar senny rodem z prozy Franza Kafki. Sawyer trafia bowiem do miejsca, w którym nie jest w stanie odnaleźć odpowiedzi na podstawowe pytania. Przyjęcie na oddział wynika z podpisania nieprzeczytanych dokumentów (kto by przecież zapoznawał się z toną papierów podstawianych pod nos), a lekarze nie potrafią stwierdzić, jak długo może potrwać terapia. Z minuty na minutę protagonistka popada w coraz większy obłęd i desperację, co w takim przybytku może źle wróżyć na przyszłość.
Steven Soderbergh po raz kolejny w swojej twórczości dotyka problemu służby zdrowia i patologii, do jakich notorycznie dochodzi w tym środowisku. W jego ujęciu wszechwładne korporacje skupione są głównie na zysku, w poważaniu mając sytuację pacjentów. Reżyser przedstawia te struktury na wzór bezdusznego lewiatana unoszącego się ponad prawem i poza zdrowym rozsądkiem. Pracownicy są jedynie widmowymi trybikami nieposiadającymi wolnej woli, zaś pacjenci na tyle mocno wsiąkają w tkankę systemu, że jeszcze bardziej zbliżają się na skraj szaleństwa.
Poruszanie się po pustych i chłodnych korytarzach (mimo że skąpanych w brązowym świetle) przywodzi na myśl Stanleya Kubricka czy późnego Yorgosa Lanthimosa, w popadaniu bohaterki w paranoję można odnaleźć echo prac Romana Polańskiego, a “kropką nad i” jest panujący absurd w stylu Davida Lyncha. Wystarczy tylko przypomnieć sobie scenę rozmowy stróżów prawa z recepcjonistką szpitala na temat kawy, by lampka zaświeciła się przy tytule Twin Peaks.
To są jednak dosyć luźne skojarzenia, ponieważ Soderberghowi udaje się w pewnym momencie całkowicie zerwać z etykietami. Twórca wikła film w sieć paradoksów, co finalnie prowadzi do interesującego efektu. Buduje bowiem swoje dzieło na kliszach gatunkowych, stawiając fundamenty na dobrze znanych i ogranych motywach, by później ironicznie potraktować konwencję, zaprzeczyć jej prawidłom, a następnie wejść na zupełnie inne tory. Sugeruje inne spojrzenie na “filmowość” dzieła filmowego, co może w historii kinematografii nie jest niczym nowym, lecz w kontekście wykorzystanych narzędzi nader błyskotliwym i wartym odnotowania.
Wykorzystywany przez reżysera telefon komórkowy nie jest zbyt szanowany przez artystów. Wprawdzie u Michaela Hanekego już sama istota przedstawianego obrazu bywa podważana (Funny Games), lecz dodatkowo to medium bywa najczęściej ekranem oddzielającym podmiot od rzeczywistości (Happy End). W pierwszym filmie Austriak ostrzega przed łatwą wiarą w potęgę wzroku, ponieważ kontrolę nad sferą widzialną mają antagoniści uprawiający perwersyjną grę nie tylko z maltretowaną przez nich rodziną, ale również z widzem. Natomiast w drugim filmie najmłodsza latorośl rodziny Laurentów spogląda na traumatyczne wydarzenia poprzez smartphone’a, bo to otwiera eskapistyczną furtkę i pomaga “zabić” emocje, zanim one jeszcze dotrą do jej młodzieńczego serca.
Mówiąc inaczej – bohaterowie jego dzieł przestają dostrzegać różnicę między mapą a terytorium. W tym kontekście iPhone jawi się jako urządzenie produkujące znaki same dla siebie, pozbawione sensu i związku ze światem zewnętrznym. Jednocześnie, mimo wątpliwości zgłaszanych przez Hanekego, wciąż istnieje wiara, nie tylko wśród dokumentalistów, w siłę kamery filmowej, za pomocą której możliwe jest wniknięcie w “prawdziwą” rzeczywistość.
Tymczasem Soderbergh spektakularnie zrywa z tą tradycją. Przede wszystkim rozczarowuje widzów i stosunkowo wcześnie wykłada wszystkie karty na stół, ujawniając prawdziwą przyczynę problemów męczących bohaterkę. Tajemnica go w ogóle nie interesuje, co prowadzi do pozbycia się “filmowych” elementów filmu. Wszelkie plot twisty byłyby zbędnym naddatkiem, dlatego też nawet przedstawiciele korporacji są demonizowani delikatnie z przymrużeniem oka. Podstawowym celem jest ukazanie prawdziwego dramatu bohaterki. Wydaje się, że założenie Amerykanina jest takie – wprawdzie korzystanie z iPhone’a prowadzi do obscenicznego pozbawiania intymności i służy potencjalnej inwigilacji, lecz jednocześnie jest jedynym medium wykorzystywanym do szybkiej interwencji i ukazania tej “prawdziwej prawdy” na temat rzeczywistości. W telefonie komórkowym tkwi zarówno siła niszcząca, jak i oczyszczająca. To dlatego kadrowanie bywa przedziwne, a twarze postaci niedostatecznie oświetlone. Warsztat nie jest przecież istotny w zestawieniu z dramatem bohaterki, a to właśnie problemy Sawyer Valentini, świetnie zresztą zagranej przez Claire Foy, są tutaj najważniejsze.
Zobacz również: “Dziedzictwo. Hereditary” – Najstraszniejszy film roku? – Recenzja
Gest Soderbergha nie jest rewolucyjny, ale na pewno wybitnie autorski. Autor idzie w poprzek przyjętym opiniom i odsłania ukryty potencjał tkwiący w tworzeniu za pomocą telefonów komórkowych, nadając nową wartość cyfrowym obrazom. Niepoczytalna jest bardziej esejem z pogranicza filozofii mediów i filmoznawstwa, dlatego też znacznie lepiej pasuje jako przyczynek do dyskusji, a gorzej “działa” jako film, zwłaszcza gdy widz jest przyzwyczajony do funkcjonujących w świecie filmowym prawideł. Może produkcja Amerykanina jest tylko ciekawostką, ale wydaje się, że tkwi w niej siła, która w przyszłości będzie analizowana i rozwijana przez kolejnych artystów.
Nie potrafi pisać o sobie w błyskotliwy sposób. Antytalent w dziedzinie autokreacji. Fan Antonioniego, Melville'a i Kurosawy. Wyróżniony w Konkursie im. Krzysztofa Mętraka w roku 2018 oraz 2019.