Advertisement
KulturaMuzykaZestawienia

Czego słuchaliśmy w sierpniu? Muzyczne rekomendacje Filmawki

Redakcja Filmawki

Ostatni w pełni wakacyjny miesiąc za nami – nadeszła więc pora, aby go podsumować pod kątem muzycznych nowinek. W sierpniu nasi redaktorzy wybrali siedem albumów z szerokiego zakresu gatunków – od rapu, przez liczne odmiany popu i rocka, aż po synth punk – spośród licznych premier, które ukazały się na streamingach. Zapraszamy Was do lektury i, przede wszystkim, do słuchania!


Alice Cooper – Road | rock

Okładka płyty Alice Cooper – Road

Nowy Alice to święto. Natomiast rodzi się pytanie – czy otrzymaliśmy wymarzony prezent? A może to węgiel drzewny lub rózga? Ja, jako fan jegomościa, wyczekiwałem na tę premierę niemiłosiernie, a każdy dzień w kalendarzu skreślałem pełen euforii, lecz z małą dozą dystansu po falstarcie jakim były Detroit Stories. Historie Detroit odeszły w niepamięć, ale jak zapamiętamy Road? Czy tytułowa droga jest wyboista jak polskie wojewódzkie? A może wspaniała jak niemieckie autostrady? Czy jednak ciągnie się niemiłosiernie jak słynna trasa 66?

Oczywiście nie spodziewałem się Coopera rodem z najsłynniejszych albumów, na których grał rzeczy około heavy metalowe. Nie liczyłem, że otrzymam drugiego Constrictora, Rise Your Fist and Yell czy kolejne Trash. Niemniej nie zawiodłem się. Mający siedemdziesiąt pięć lat jegomość udowodnił, że nie wybiera się na emeryturę oraz odrobił lekcje względem Detroit Stories. Jest tu sporo energii, charakterystycznych i mocnych gitar, a brzmienie najłatwiej przypisać do brudnego rocka lat 70. Cóż, nie spodziewałem się czegoś co dorówna wyżej wymienionym tytułom i tego nie dostałem. Mamy do czynienia z solidnym produktem, który jednak nie jest też czymś z linii premium. Odnosząc się do klasyki Sylwestra Chęcińskiego – to jest taka middle middle class. (Mikołaj Lipkowski)


Pol – Pol | new wave

Okładka płyty Pol – Pol

Muzyka nowofalowa przeżywa ostatnimi czasy swój renesans. Charakterystyczne brzmienia, których prekursorami były takie zespoły jak Joy Division, New Order, The Cure czy Japan, wciąż odnajdują swoich entuzjastów, co skutecznie wpływa na samych twórców, komponujących muzykę wewnątrz tego gatunku. Wśród nich znaleźli się holenderscy bracia Ruben i Matthijs Pol, którzy pod koniec sierpnia wydali swój debiutancki album.

Choć aż trzy z pięciu obecnych na wydawnictwie utworów ukazały się wcześniej w postaci singli, tak dwie nowe piosenki znakomicie uzupełniają brzmienie całego krążka. Twórczość zespołu można bowiem określić w bardzo prosty sposób – jako stare, wszystkim dobrze znane brzmienie w wyraźnie unowocześnionej odnowie. Choć inspiracje w muzyce Pol są więcej, niż po prostu słyszalne, tak już od pierwszych dźwięków na albumie wyczuwalny jest delikatny powiew świeżości w tym „nowofalowym”, momentami postpunkowym brzmieniu, a utwory takie jak Modern Strange Love czy Boys Are z powodzeniem odnalazłyby się na szczytach list przebojów z przełomu lat 80. i 90. W efekcie Pol stanowi znakomitą propozycję przede wszystkim dla entuzjastów tego nurtu, którzy nostalgicznie wspominają jego najlepszy okres. (Bartłomiej Rusek)


U.D.O. – Touchdown | heavy metal

Okładka płyty U.D.O. – Touchdown

Sporo słuchaczy heavy metalu w Polsce na pewno zna taki zespół jak Accept – kapela zagrała kultowy koncert w Gdańsku w latach 80. Wówczas wokalistą zespołu był niejaki Udo Dirkschneider, który później zainicjował projekt U.D.O. Niemiec jest niezwykle aktywny twórczo i, podobnie jak Scorpions czy Judas Priest, nie planuje zejść jeszcze ze sceny, wypuszczając kolejne albumy, czego Touchdown jest efektem.

Przeczytaj również:  Żyć wiecznie. Oasis – „Definitely Maybe” [RETROSPEKTYWA]

Aranżacyjnie jest dobrze, lecz żadna nuta nie zapada mocno w pamięci. Mamy tu klasyczne, heavy metalowe brzmienie starej, niemieckiej szkoły – ostre parte gitarowe tną swoim ostrym brzmieniem słuchaczy jak żyletki, a perkusja nawet na chwilę nie zwalnia tempa. W trakcie słuchania aż chce się skoczyć w pogo. Nie ma co się dziwić, gdyż produkcją ponownie zajął się Martin Pfeiffer. Osobom zagłębionym w świat metalu jest to znana postać, bo maczał palce w tworzenie albumów Anvil czy Mob Rules.

Teksty faktycznie są niezwykle imponujące i buntownicze. Agitują do stawiania się osobom, które chcą nas zdominować swoją sił. Udo namawia nas do walki z nimi, byśmy nie dali się zdominować. Teksty mają także drugie dno, w których wybrzmiewa wyraz wsparcia dla Ukrainy. Mimo swojego wieku Udo dalej potrafi śpiewać tak samo jak na starych płytach z Accept. Dziś ten album może nie zapadnie nam w pamięć, lecz gdyby ukazał się ze trzy dekady temu, byłby znakomitym klasykiem. Teraz jednak brzmi dość wtórnie, tonąc w oceanie heavy metalowych albumów. Płyta raczej na kilka odsłuchów, aniżeli na dłużej. (Mikołaj Lipkowski)


Genesis Owusu – Struggler | synth punk

Okładka płyty Genesis Owusu – STRUGGLER

Kariera Australijczyka nie potoczyła się tak jak przewidywałem. W marcu 2021 roku (https://www.filmawka.pl/puls-filmawki-03-2021-rekomendacje-muzyczne/) wróżyłem mu wielką karierę, co nie do końca się ziściło. Jednak Genesis Owusu zdobywa stopniowo cred i potwierdza na nowej płycie, że sukces Smiling with No Teeth to nie był przypadek. STRUGGLER jest co prawda mniej eklektyczny w porównaniu z poprzednim albumem, lecz w tym wydaniu jest to zdecydowanie jego zaleta.

Australijczyk skupia się na konkretnym brzmieniu, manifestującym się już na otwierającym płytę Leaving The Light. To zbudowany na wijącym się synthowym motywie pop punkowy banger z zaraźliwym hookiem. Piosenka, którą chce się opisać jako „żywą” i tę „żywość” słyszę na niemal każdym kawałku – w chwytliwym jak cholera Freak Boy, albo funkującym That’s Life (A Swamp). Niemal każdym, bo Owusu również czasami zwalnia. Na See Ya There tak operuje falsetem, że aż robi się gorąco. Moim faworytem jest jednak What Comes Will Come, gdzie z dynamicznego indie rocka w drugiej połowie Owusu wyciąga wzruszajacy, epicki closer, oparty na połamanym rytmie bębnów. Dajcie temu numerowi odsłuch, myślę, że może przekonać was do sprawdzenia całej reszty. (Wiktor Małolepszy)


Tove Lo – Dirt Femme (Extended Cut) | pop

Okładka płyty Tove Lo – Dirt Femme (Extended Cut)

Tove Lo powróciła z reedycją swojego zeszłorocznego albumu Dirt Femme. Na krążku znajdziemy trzy zupełnie nowe utwory: sensualne i nagrane w spowolnionym mid–tempie Elevator Eyes, taneczne oraz inspirowane hitami eurodance i like u, a także ejtisowe Borderline, pierwotnie skomponowane na potrzeby ostatniej płyty Duy Lipy. Na trackliście znalazły się również trzy remixy znanych wcześniej piosenek oraz rozszerzona wersja No One Dies From Love, wzbogacająca utwór o krótki bridge.

Reedycja, dokładnie jak standardowa wersja krążka, tworzy zbiór świetnych tanecznych piosenek, które wbijają się w umysł i na długo nie potrafią się z niego wydostać. Problemem obu wersji jest jednak fakt, że nie tworzą one koherentnego dzieła. Dodatkowe trzy kawałki, choć same w sobie doskonale uzupełniają brzmienie Dirt Femme, zostały niedbale wrzucone na sam początek tracklisty. Zabrało tu umiejętnego wblendowania je w resztę utworów, by wspólnie tworzyły spójną historię.

Przeczytaj również:  „Żeń-szeń. Zgniłe korzenie” – braku zaufania [RECENZJA]

Choć struktura albumu nie jest idealna to znalazło się na nim kilka naprawdę idealnych popowych piosenek. Tove Lo jak mało kto potrafi tworzyć dopracowany do perfekcji dance pop. Jednocześnie artystka po raz kolejny urzeka w warstwie lirycznej swoim beznadziejnym romantyzmem, impresjami życia uczuciowego oraz środkowym palcem, wymierzonym w każdego, kto zakwestionuje jej bezgraniczną kobiecą siłę. Jak mówi tytuł jej playlisty na Spotify: “walk in, pussy first”. (Jakub Nowociński)


SPELLLING – SPELLLING & THE MYSTERY SCHOOL |  chamber pop

Okładka płyty SPELLLING – SPELLLING & THE MYSTERY SCHOOL

Chrystia Cabral po wydaniu monumentalnego albumu The Turning Wheel w 2021 roku dobrnęła do momentu swojego artystycznego peaku. Z niecierpliwością wyczekiwałam kolejnego wydawnictwa spod szyldu SPELLLING, a mając na uwadze widoczny wraz z każdym kolejnym albumem progres, wiedziałam, że na pewno będę zaskoczona.

SPELLLING od wydania swojego pierwszego longplaya przeszła niesamowitą przemianę, zarówno wokalnie jak i aranżacyjnie, czego efektem jest porzucenie surowych, eksperymentalnych syntezatorów, nieinwazyjnie kojarzących się z Halfaxą (2010) Grimes, na rzecz czarującej atmosfery i baśniowego liryzmu. SPELLLING & THE MYSTERY SCHOOL to kompilacja odświeżonych wersji utworów z ostatnich trzech albumów – wspomnianego The Turning Wheel, Mazy Fly (2019) oraz Phanteon of Me (2017). Cabral posługując się motywami z poprzedniego wydawnictwa nadaje starym utworom nowy kształt, rozwijając tym samym ich zniekształcony potencjał.

Tytułowe The Mystery School to zespół muzyków koncertowych, którzy towarzyszą SPELLLING podczas występów na żywo. Skład wprowadził do aranży minimalistyczny instrumental z pianinem, skrzypcami oraz wyważonymi partiami gitarowymi, co przy akompaniamencie niezwykłej wokalizy Cabral składa się na fenomenalne akustyczne brzmienie. Fantastycznie było usłyszeć Cherry (oryginalnie Choke Cherry Horse) z wyeksponowanym głosem SPELLLING wraz z ciężkim beatem akustycznej perkusji, czy też Under the Sun w kaskadzie porywczych klawiszy. Genialne Boys at School, zarówno tutaj jak i w oryginale stworzone w duchu najlepszego art rocka, przyprawia o dreszcze, choć  wpisana w utwór ekstatyczna kulminacja właściwie wybrzmiewa na wersji z The Turning Wheel. Jeśli nie mieliście jeszcze do czynienia ze SPELLLING to ten album będzie jedynie namiastką tego, co oferuje jej audialna kraina. (Magda Wołowska)


Ziomcy – Dolla Mixtape | rap

Okładka płyty Ziomcy – Dolla Mixtape

Muzyka, którą tworzą Ziomcy to dla mnie potężna przeprawa przez przekminy czasu wkraczania w dorosłość, które nawiedzają również mnie i moich ziomców. Wyobrażam sobie, że mniej więcej tak musiały czuć się chłopaki i dziewczyny z Ursynowa pod koniec lat 90’, gdy słuchali pierwszej Molesty. Przepalone wersy pełne braggi na boom bapowych bitach skwitowane momentami szczerej autoanalizy. Na DOLLA MIXTAPE wisząca nad głową beznadzieja i siadająca psycha, odbijające się echem w tekstach poprzedniego wydawnictwa chłopaków, w znacznej mierze zostały zastąpione nadzieją na dalszy progres i czystą wdzięcznością za kolektyw. Całość lepi się w bezpretensjonalny i charyzmatyczny ziomalski strumień świadomości, skupiający się bardziej na doli, niż na niedoli.

Mixtape wygładza również techniczne mankamenty swoich poprzedników. Wokale chłopaków jeszcze bardziej płyną z bitami, a zajawa wciąż dudni na każdym tracku. Zanurzony w rapowych korzeniach, bez odtwórczości, jest to wciąż tak samo luźny i świeży materiał. (Mateusz Pastor)


Korekta: Bartłomiej Rusek, Magda Wołowska

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.