Czy masz w szafie kurtkę, dla której byłabyś/byłbyś gotów zniszczyć wszystkie inne kurtki świata?
Prawdziwy miłośnik kurtki nie pyta o pogodę czy temperaturę na dworze. Prawdziwy miłośnik kurtki znajdzie okazję, żeby założyć ją pomimo złych okoliczności, a nie w ochronie przed nimi.
Miłość do kurtki może jednak stać się toksyczna. Przekonać się o tym możemy w najnowszym filmie reżysera Morderczej opony, w którym główny bohater wydaje niebagatelną sumę na kurtkę ze skóry jelenia, którą odnalazł na jakimś francuskim odludziu. Od momentu zakupu, Georges (Jean Dujardin) nie rozstaje się ze swoim nowym nabytkiem, przygląda się sobie w nieskończoność, popisuje w lokalnym barze, aż w pewnym momencie ten frędzlowaty materiał zaczyna z nim rozmawiać. Kurtka pragnie stać się jedyną istniejącą na całym świecie. I nasz główny bohater ma wykonać jej wolę.
Ten zwariowany film Quentina Dupieux możecie obejrzeć legalnie na platformach VOD, takich jak cineman.pl. A tymczasem sami zastanawiamy się, czy mamy w swojej szafie taką kurtkę, która byłaby nas w stanie przekonać do zniszczenia wszystkich innych. Wybraliśmy cztery, a Was zapraszamy do podzielenia się swoimi historiami w konkursie na naszym Facebooku i Instagramie, gdzie do wygrania plakaty filmu i kody na seanse.
Zapraszamy też do naszej recenzji filmu.
Na kurtkę łudząco podobną do tej z Deerskin natknęłam się niedługo po seansie filmu Quentina Dupieux. Zbieg okoliczności? Przeznaczenie? Kinofilskie przeczucie wiodące mnie prosto za próg sklepu z odzieżą? A może sprytny podstęp kurtki spokrewnionej z tą znaną z ekranu? Wtedy nie miałam czasu się zastanawiać. Zakochałam się w tych uroczych frędzelkach i już wyobrażałam sobie, jak nimi macham, krocząc dziarsko ulicami mojego miasta. Kurtka kupiona.
Na razie narzutka nie zdradza ewentualnych mrocznych intencji. Jeszcze nie namawiała mnie do zniszczenia pozostałych ubrań z mojej szafy. We mnie nie urodziła się zaś chęć odbierania kurtek przechodniom, ale kto wie – wszystko może się zmienić. Jeśli zobaczycie w pobliżu falujące na wietrze frędzelki i usłyszycie zgrzyt skrzydła wentylatora ciągniętego po chodnikowej płycie, lepiej uciekajcie.
Obecnie kurtka poprzestaje na byciu wspaniałym, miłym w dotyku elementem garderoby. Dzięki niej każdy ubiór wydaje się bardziej cool. A ja czuję się jak bohaterka westernów, zmierzająca ku zachodzącemu słońcu, nawet gdy pada deszcz albo dawno zapadł już zmrok. Poza tym kurtka przypomina mi o tym, jak dobrze bawiłam się na seansie Deerskin. Wiąże się więc z nią ogromny ładunek sentymentalny i za nic nie oddałabym tych wspomnień. Za nic nie oddałabym też mojej kurtki. Zarazem mam nadzieję, że mój Zabójczy Styl nie okaże się zbyt zabójczy i nie ulegnę podszeptom tego szczególnego elementu garderoby.
Jakiś czas temu osobiście wyruszyłem do kraju Helly’ego Hansena, aby kupić jedną z jego kurtek. Wyleciałem z Gdańska i dotarłem aż do Norwegii, gdzie po walce z trollami (groźna broń wykorzystana w starciu widoczna na zdjęciu) sprzedałem ich skóry wikingom w zamian za tę niesamowitą kurtkę-zbroję. Zapewniała mi mnóstwo ciepła na wyprawach po mroźnej Norwegii, dlatego bardzo przypadła mi do gustu. Towarzyszyła mi nie tylko w lodowatych górach, ale też przy upalnym ognisku, gdy walczyłem z odmrożeniem kończyn. Nie uciekła, gdy wielokrotnie byłem bliski upadku z kilkusetmetrowych gór.
To nie tylko wspaniała towarzyszka w boju z trollami, ale i prawdziwa przyjaciółka, która wysłucha i doradzi. Muszę przyznać, że nie lubi, gdy wracam z podróży i wieszam ją w szafce, żeby rozwalić się na kanapie, obejrzeć film, a potem skrobnąć coś na łamach Filmawki. Najważniejsze jednak, że zawsze mi to wybacza i nie narzeka, gdy wolę wyjść na dwór w samym swetrze. Nigdy nie miałem z nią problemów i wierzę, że przed nami jeszcze długa droga pełna niespodzianek. W końcu nawet jej jeszcze nie nazwałem!
Kurtki to zdecydowanie moja ulubiona część garderoby. Nigdy nie zapomnę, gdy pierwszy raz zobaczyłam czerwoną kurtkę, którą Michael Jackson nosił w teledysku do „Thriller”. W mojej głowie automatycznie zaczęły pojawiać się wizualizacje mnie przemykającej przez miasto w tej Star Trekowskiej czerwieni. Od tego czasu kurtki widziane przeze mnie na ekranie wielokrotnie inspirowały mnie do zakupów. Takie popkulturowe odzienie zawsze nadawało mi pewności siebie, pomagało wychodzić z pewnej strefy komfortu, pozwalało wyobrazić sobie najlepszą wersje siebie.
Kurtka ze zdjęcia nie była jednym z moich natchnionych zakupów, a prezentem. Kilka lat temu, zanim Twin Peaks weszło w swoją drugą młodość napędzaną Tumblrem, miłością do VHS’ów i trzecim aktem historii, moja znajoma znalazła tę kurtkę w jednym z miejskich lumpeksów. Nie wiedząc co to Twin Peaks wrzuciła ją do koszyka, bo najzwyczajniej malunek na niej ją oczarował. Mój przyjaciel zaś, widząc jej zakup zaczął ofensywę na naszym okienku czatu: MAJA CZY TY WIDZISZ CO JEST NAMALOWANE NA TEJ KURTCE? NAWIĄZANIE DO TWIN PEAKS!
Oczywiście byłam oczarowana, ale niestety nie był to mój łów i nawet nie liczyłam na to, że jakimś cudem kurtka wpadnie w moje ręce. Jednak, gdy otwierałam prezent od wspomnianego przyjaciela w swoje osiemnaste urodziny, natychmiastowo w oczy rzuciła mi się Twin Peaksowa kurtka (do dziś nie wiem jak namówił swoją przyjaciółkę, a moją znajomą na ten podarunek). Absolutnie nie mogłam się nią nacieszyć i była elementem niemalże mojej każdej stylizacji przez całe lato. Dziś ta kurtka jest gwarantem chociaż jednego spojrzenia dziennie, chociaż jednego komplementu. Zawsze znajdzie się ktoś, kto zapyta skąd ją mam, ktoś kto powie, że wygląda fajnie. Nie jest inspirowana nikim, żadną popkulturową ikoną, więc czuję się w niej po prostu Mają. Mają, która tak bardzo kocha Twin Peaks.
Gdyby pewnego dnia kazała mi ukraść wszystkie kurtki świata, to nie zadawałabym jej żadnych pytań. Nie widzę też scenariusza, w którym mogłabym ją komuś oddać. Jestem pewna, że niejedno jeszcze razem przeżyjemy. I niczym bohaterowi Deerskin, będzie nam towarzyszyła kamera.
Historie o tej kurtce słyszałem przez długi czas – w zarchaizowanym języku powiedziano by nawet, że jest to ubranie “z duszą”. Ciężar tej duszy czuć każdego dnia. Milion pasków, zapomnianych kieszeni, ukrytych guzików i suwaków przypominający o wadze kurtki (materialnej i “duchowej”), czyni doświadczenie jej noszenia niezwykłym i unikatowym.
Dlatego może zatrzymałem ją jako nieformalny prezent od mojej dziewczyny, początkowo przeznaczony jako rekwizyt do pokazu filmu Deerskin, który organizowaliśmy z Nowymi Horyzontami. Pozostaje mieć nadzieję, że nie zmienię się w Jeana Dujardina. Objawów póki co nie stwierdzono.