PublicystykaShort Waves FestivalWywiady

Short Waves Festival: Rozmawiamy z twórczyniami “Wyraja” o tworzeniu kina balansującego między gatunkami

Redakcja Filmawki
Wyraj
Agnieszka Nowosielska i Barbara Kaniewska – twórczynie filmu "Wyraj"

W ramach festiwalu “Short Waves Festival” mamy okazję okazje oglądać najciekawsze filmy krótkometrażowe z całego świata, oraz porozmawiać z twórcami tej wyjątkowej formy filmowej o ich inspiracjach, procesie twórczym, czy trudnościach, z jakimi muszą się na co dzień zmagać. 

Shorty, które wymagają niebywałej kreatywności w ramach konstruowania historii, to idealne środowisko dla tych, dla których tworzenie kina wynika z czystej pasji. To tutaj najczęściej traficie na coś eksperymentalnego lub niespotykanego. Również na naszym polskim podwórku wiele się dzieje – jednym z reprezentantów w Konkursie Polskim na festiwalu Short Waves jest “Wyraj” – kino balansujące między gatunkami, które wielu zbyt pochopnie włożyłoby do worka z horrorami. Mieliśmy okazje porozmawiać z twórczyniami filmu – reżyserką Agnieszką Nowosielską i operatorką Barbarą Kaniewską – podpytując ich, w jaki sposób wykreowały swój niesamowity świat.


Maja Głogowska: Zarówno rozpoczynacie, jak i kończycie film mocnym akcentem, naprawdę mocnymi scenami. Czy od początku był taki zamysł?

Agnieszka Nowosielska: Tak naprawdę ta pierwsza scena była w scenariuszu chyba jeszcze mocniejsza. Dopiero na etapie montażu zdecydowałyśmy o ustawieniu scen w sposób bardziej impresyjny. W ten sposób pierwsza scena stała się prologiem całości; to coś, czego nie przewidzieliśmy w scenariuszu, ale co przeniosło nasz film w kolejny wymiar.

MG: Oglądając wasz film, miałam wrażenie, że patrzę na zacięcie twórców “nowego horroru” – “Midsommar”, “Lighthouse”, “Hereditary”. Jakie były wasze inspiracje przy tworzeniu “Wyraju”?

Barbara Kaniewska: Myśląc o tym filmie poszukiwałam w języku wypracowanym przez kino Von Triera jak i Michaela Haneke, który mam wrażenie jest ogromną inspiracją dla współczesnego amerykańskiego thrillera psychologicznego albo horroru i działań A24. Obaj wypracowali niesamowitą perspektywę ukazywania psychologii grozy, stosowali zoomy, który umiejscawiały nas z zewnątrz całej akcji. Ich kamera jest pewną energią, elementem przyrody, czymś, co umiejscawia nas poza wszystkim, obserwuje z dystansu. To samo widziałam w Midsommar – odejście od klasycznego dla amerykańskiego horroru jumpscare’u, skupienie się na europejskim podejściu. Już przy pierwszych draftach próbowałyśmy stworzyć coś na pograniczu tych filmowych światów, nakręcić horror ale i wniknąć w głąb bohaterek. Inspiracją było również “A Ghost Story”, nie wiem czy jakąś mocną, ale faktycznie gdzieś ten film ze mną rezonował.

AN: Pamiętam, że istotną inspiracją był również “Burrowing”. On tak naprawdę na wielu poziomach nas inspirował. Zarówno na poziomie przedstawienia człowieka w kontekście natury, jak i na poziomie pracy kamery która potrafiła być bardzo lekka, jak i operować w estetyce brzydoty. Nie wydaje mi się, że były to jednak bardzo mocne inspiracje – raczej wracałyśmy cały czas do własnych pomysłów, które były z nami od samego początku.

MG: Faktycznie, wasz film składa się na tę linię inspiracji, zwłaszcza dyskomfort znany z kina Hanekego, który eksponujecie chociażby siorbaniem. W filmie bardzo ważną rolę gra wieś i zastanawiam się czemu właśnie tam umieściłyście akcję?

AN: Bardzo zależało mi na przedstawieniu bohatera jako zżytego z naturą, a wydaje mi się że właśnie ludzie na wsi znacznie częściej dostrzegają to, co ich otacza. Wieś również ma konotacje z mityczną siłą, tradycją ludyczną, wierzeniami, które również były bardzo mocno dla mnie inspirujące.

MG: Sam tytuł zresztą nawiązuje do wierzeń słowiańskich. Jak bardzo wnikałyście w ten świat?

AN: Tak naprawdę niewielką. Tytuł pojawił się już na sam koniec, bardzo mi się spodobał jako słowo. Słowo “wyro”, czyli “łóżko”, pochodzi od wyraju i oczywiście, abstrahując od całych tych konotacji że jest to kraina umarłych ptaków połączona ze śmiercią, ale przez to, że u nas ta akcja ciągle dzieje się wokół tego łóżka, słowo “wyraj” nabrało dla nas kolejnego znaczenia.

Przeczytaj również:  Posterunek na granicy. Elia Suleiman i humor w slow cinema

Zresztą na łóżko klnęłyśmy z Basią w trakcie robienia scenopisu i realizacji zdjęć, bo trudno cały czas realizować film wokół pozycji leżącej i jednego łóżka.

“Wyraj”, mat. promocyjne

MG: To już wasz czwarty wspólny projekt. Jak wygląda wasza współpraca – pracujecie razem od samego początku, czy Basia dołącza do projektu twórczego później?

AN: Zaczynamy wcześnie.

BK: Wcześnie.

AN: Do Basi przychodzę często z samym pomysłem, jeszcze przed spisanym pierwszym draftem. Czuję często, że jesteśmy współautorkami całości.

BK: Stworzyłyśmy wspólny proces już od dawna. Trafiłyśmy do szkoły filmowej w tym samym czasie i od pierwszych zadań współpracowałyśmy. Wspólnie dojrzewałyśmy filmowo, rozwijałyśmy się w tym, co robimy. Nauczyłyśmy się również patrzeć na pracę z dwóch perspektyw – zarówno reżyserskiej, jak i operatorskiej.

Wspólne rośnięcie w szkole było bardzo fajnym doświadczeniem. Dzięki temu wiemy, czego od siebie wzajemnie oczekiwać, a z drugiej strony dokładnie rozumiemy na jakim jesteśmy poziomie i jakie są nasze możliwości. Na czym nam zależy, a kiedy należy ustąpić. Jesteśmy na etapie wspólnego, płynnego procesu twórczego i to jest super.

AN: Na poziomie relacyjnym jesteśmy power couple. Czasem się zastanawiam, czy gdybym robiła te filmy z kimś innym, a nie z Basią, to czy bym zaszła tak daleko. Bo właśnie dzięki Basi czuję, że się rozwijam, mam od kogo odbijać swoje twórcze pomysły, jednocześnie z planu na plan coraz lepiej się docierając, wzajemnie napędzając. To skarb trafić tak szybko na taką osobę i tak szybko zbudować z kimś relację filmową.

BK: “Wyraj” trafił dodatkowo na coś, co ja bardzo chciałam zrobić. Byłam zakochana w tym pomyśle, wydaje mi się, że czegoś takiego jak delikatny horror/psychologiczny thriller nie ma w naszym kraju.

Nasz film idealnie wkomponował się w moją potrzebę stworzenia czegoś co balansuje między gatunkami, a jednocześnie wkomponował się w lukę w polskim kinie, którą bardzo chciałam wypełnić.

“Wyraj”, mat. promocyjne

MG: Z wypełnieniem pustki absolutnie się zgadzam – wydaje mi się, że zobaczyłam coś absolutnie nowego w naszym kinie. Cieszę się również, że macie ten wspólny duet i trwacie w nim. Sama, Agnieszko, mówiłaś, że trudno znaleźć taką relację twórczą.

Mówicie, że unikacie słowa “magiczny”, ale “Wyraj” ma dla mnie właśnie taką magiczną barwę, lekko mglistą. Gdy do tego dodam, że wasz poprzedni film był w czerni i bieli, muszę zapytać – jak ważną rolę odgrywa kolor w waszym kinie?

AN: Tak jak przy poprzednim filmie od samego początku wiedziałyśmy, że będzie w czerni i bieli, co ciągnęło za sobą konkretne decyzje realizacyjne, tak i tutaj paleta barw przyszła do nas bardzo wcześnie, przez co podjęłyśmy decyzję, że plenery kręcimy tylko o świtach i zmierzchach. Podobnie ze scenografią i kostiumami – nasza korekcja barwna nie polegała na wymyśleniu tego jak “Wyraj” ma wyglądać, tylko dogonieniu tego, czym ten projekt miał być w naszych założeniach. Wydaje mi się, że zawsze przykładamy do tego ogromną uwagę.

Przeczytaj również:  „Kaczki. Dwa lata na piaskach" – ciężkie słowa o trudnej przeszłości [RECENZJA]

BK: Forma u Agi pojawia się już na poziomie pomysłu, albo przynajmniej pierwszego draftu. Tak samo było z “Wyrajem” – wiedziała od początku, że całość ma być zrealizowana w formacie 4:3. Reszta pojawiała się wraz z kolejną dokumentacją, stopniowym odkrywaniem Podlasia. Szukałyśmy wówczas scenografii i kostiumów, ale też świata.

Świat w “Wyraju” jest z jednej strony częścią tkanki rzeczywistości, ma w sobie naturalizm, a z drugiej jest bardzo wykreowany, jest światem, który to my stworzyłyśmy.

AN: À propos Podlasia. Wczoraj “Wyraj” był pokazywany w małym, studyjnym kinie w Sokółce, w ramach cyklu filmów robionych na Podlasiu. Na seans przyszła głównie starsza widownia i bardzo ciekawe było to, że od razu zrozumieli przedstawiany przez nas świat. I tak jak gdzie indziej pojawiają się dodatkowe pytania o to co pokazujemy na ekranie, tu wszystko było dla nich oczywiste. Tak jak samo słowo “wyraj”.

MG: Wasz film będzie pokazywany na festiwalu Short Waves Festival zarówno online jak i w kinie. Jak zapatrujecie się na hybrydowy sposób pokazywania filmów?

AN: Jest to bardzo trudne uczucie.

BK: Najtrudniejsza jest konfrontacja z projekcjami online, nad którymi nie mamy żadnej kontroli, nie możemy sprawdzić wcześniej projektora i mieć pewności, że wyświetlona zostanie kopia kinowa.

W przypadku krótkich metraży nie ma dystrybucji, więc jedyną jej formą są dla nas de facto festiwale. Innymi sposobami nie dotrzemy z naszymi filmami do kin. “Wyraj” miał niesamowitą podróż w tym roku, był na wielu świetnych festiwalach, ale brakowało nam kontaktu z ludźmi.

AN: Było to stresujące. Jesteśmy na takim etapie, gdzie jesteśmy bardzo łase na feedback, dlatego byłyśmy chyba na każdym pokazie Wyraju w kinie dotychczas. A kiedy film puszczony zostaje po prostu w eter, czuję ogromny niedosyt. Nie chodzi tylko o opinie po seansie, ale też energię widowni, która w trakcie seansu jest wyczuwalna. A kiedy pojawia się problem techniczny, gdzie nie wiemy kto ten film widział, martwimy się o widza i o to, co zobaczył.

MG: Znakomitym wyborem castingowym jest Agata Buzek, trudno wyobrazić sobie kogokolwiek innego w roli Weroniki. Jak wyglądał proces castingu do waszego filmu?

AN: To był one way ticket. Od początku myślałam o Weronce w kontekście Agaty Buzek, konkretnych aspektów wizualnych. Nie miałyśmy żadnego planu B. Stresowałyśmy się tym, zwłaszcza gdy szukałyśmy prób kontaktu z nią. Na szczęście nie okazało się to specjalnie trudne, Agata szybko się zgodziła, a my poczułyśmy ogromną ulgę.

Nie próbowałyśmy zabezpieczać się na odmowę, nie pisałyśmy czarnych scenariuszy. Nie wiem nadal kto inny mógłby być Weronką.

BK: Agata była od początku tą postacią. Wspaniale się z nią współpracuje, jest naprawdę wyjątkowa. Mam wrażenie, że ta unikalna, studencka atmosfera, wyjazdu na wieś latem, była dla niej czymś bardzo fajnym, idealnie się w tym odnalazła. Wszystkie nasze lęki, że ze względu na jej doświadczenie, status, nie odnajdzie się w “Wyraju”, pękły od samego momentu gdy przyjechała. Dała nam wszystko czego potrzebowałyśmy, w tym przestrzeń, byśmy mogły swobodnie pracować.

AN: Dała nam też pewną jasność, wsparła otuchą. Była częścią naszej ekipy, wielkiej filmowej drużyny.

MG: Dziękuję wam bardzo za rozmowę i życzę udanego Short Waves Festival.

AN i BK: Dziękujemy!

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.