Kamera Akcja

Loża krytyków dzień 3: Alcarràs, Blisko, Piosenki o miłości i Ostatnie metro

Redakcja Filmawki
fot. Lluis Tudela, "Alcarràs" / mat. prasowe Nowe Horyzonty

Festiwal Kamera Akcja nie powstałby, gdyby nie miłość do krytyki filmowej, którą organizatorzy uznają za odrębną dziedzinę sztuki. Stąd pomysł, by podczas trwania festiwalu wszystkie osoby działające na tym polu zebrać w jedno, ogólnodostępne miejsce. Loża krytyków już drugi rok zbiera wokół siebie ludzi piszących lub mówiących o filmie. Nie brak w niej autorów klasycznych tekstów, takich jak recenzje czy felietony, ale znalazło się miejsce także dla influencerów, podcasterów, blogerów i videoblogerów. W tym roku gościmy Lożę krytyków na Filmawce. Codziennie na naszych łamach będą ukazywały się oceny filmów prezentowanych w ramach festiwalu.


1. Alcarràs (reż. Carla Simón)


Dla mnie to powrót do czasów dzieciństwa, świata, który przemija. Barwny obraz wspólnoty, którą nieuchronnie rozbije cywilizacja. 

Carla Simon i Alice Rohrwacher najczulej opowiadają o wielopokoleniowych rodzinach i ich licznych trudach 

Film zrobiony z wyczuciem, ciepłem, łagodnością i celnym punktowaniem różnic międzyludzkich i międzypokoleniowych. Niby nic odkrywczego, ale poprowadzone z taką swobodą, lekkością i sercem, bez nadmiernego oceniania bohaterów, tylko prezentując ich rzecywistość, że świetnie się z tym płynie.

Remake „Chłopów” dla lewicowo zorientowanych pracowników rolnych. Już się tyle wzajemnie nawkurzaliśmy, że od teraz róbmy tylko takie kino, okej?

Stacjonarne Grona Gniewu! Wspaniałe aktorskie ensamble!

Alcarras to zwykły obyczajowy obrazek o rolnikach z prowincji w Katalonii, w którym nic a nic się nie dzieje. Tu był początkowo pomysł na społeczny temat, ale chyba zapomniano go umieścić ostatecznie w filmie. Brakuje tu dramaturgii, postacie są okropnie przeciętne. Jedyną zaletą filmu jest chyba tylko to, że pokazuje, że życie na wsi w każdym kraju wygląda podobnie nieciekawie. W Hiszpanii mają jednak ten plus, że jest tam cieplej i są jednak ładniejsze dla oka lokacje. 

Gdzie ten magnetyzm i klimat błogiej katalońskiej scenerii znanej z “Lata 1993”? “Alcarràs” totalnie nie angażuje i unicestwia wszelki potencjał dramatycznych (czy nawet tragicznych) rozwiązań fabularnych.

Agroturystyka dla chętnych. Delikatność i autentyczność, jakimi odznacza się Carla Simon, są dostrzegalne, ale z trudem tworzą angażującą fabułę. W skrócie: za dużo slow, za mało cinema.

Natura jest osobnym bohaterem, który umiera śmiercią tragiczną. Beztroskie dzieciństwo, które zostaje brutalnie przerwane. Patrzenie na to jednocześnie zachwyca, ponieważ nie można oderwać wzroku od cudownych ujęć w sadzie, ale i niesamowicie boli, bo na tych ujęciach widzimy roztrzaskane serca bohaterów.

Najpiękniejsze rzeczy wzbudza w nas, gdy rodzina jest w tym filmie faktycznie RODZINĄ. Ale nie ma się co oszukiwać – to przede wszystkim opowieść o rozpadzie. Poprowadzona z subtelnością. 

Rzecz o finansializacji przyrody, wywłaszczeniach, ludowym oporze i ludowej moralności. opowiedziana bez grama plakatowości, za to z wielką społeczną wrażliwością. Czy da się z takich pozycji robić kino i nie popadać w agitacyjne tony? Wygląda na to, że tak, jak najbardziej, jeszcze jak. 

Simon powtarza (i rozwija) metodę z pierwszego filmu – za pomocą dziecięcej perspektywy opowiada o problemach dorosłych. Elegia dla europejskiego rolnictwa?

I tak się kula tę kulkę z gówna zwaną życiem. Piękny film. 


2. Piosenki o miłości (reż. Tomasz Habowski)


Bezpretensjonalne kino, które otula swoją opowieścią i pokazuje, że mniej znaczy więcej.

Kurde, nie wiem. Chyba miałem za duże oczekiwania. W dobrym dniu urzekłaby mnie prostota tej historii, w dniu oglądania ten film jest dla mnie banalny! :/

“La la Land” w Polsce, ale nie tańczą. bardzo intymny, poruszający poemat o samotności, dochodzeniu do dojrzałości i ambicjambicjach zderzających się z trudami codzienności. jeden z najlepszych polskich filmów ostatnich lat. 

Chłopackie sprawy typu ambicja i artyzm załatwiane po raz enty. Na szczęście wynaleziono czerń i biel i palenie papierosów, więc można zrobić wielkie kino z tego.

Piosenki o smuteczku. Jeśli to ma być najlepszy alternatywny rom-com dla hipsterów i o hipsterach, to smutna wizja przyszłości przyświeca nam w naszym kraju. Mam tylko nadzieję, że reżyser naprawdę nie patrzy w ten sposób na świat.

Tomasz Habowski swoim debiutem w znakomity sposób przywitał się z widzami. Zarówno historia, jak i sposób jej przedstawienia są intrygujące. “Piosenki o miłości” to film, który ładuje człowieka pozytywną energią i daje też trochę do myślenia. Jest to kameralna historia, która pięknie wygląda na dużym ekranie.

Świeżość tego filmu zdumiewa, a charyzma Justyny Święs poraża. 

Najgorszy człowiek na świecie.


3. Blisko (reż. Lukas Dhont)


Blisko składa się z poetyckich obrazów. Dhont nie odkrywa w tej opowieści niczego nowego. Czasami zbyt mocno idzie na skróty i proponuje przewidywalne rozwiązania. 

Tytuł filmu zgodny jest przede wszystkim z jego tematyką, Lukas Dhont opowiada bowiem o bliskości w relacjach międzyludzkich, zwłaszcza (choć nie tylko) o przyjaźni dwóch chłopców. Jednak być może znaczy on coś więcej – dotyczy mianowicie narracji, bliskiego wglądu w życie bohaterów, skupienie się na detalach, którym być może nazbyt rzadko poświęca się należytą uwagę. Piękne Kino!

 

Przeczytaj również:  Nieme, a dźwięczne. Dźwięk w kinie niemym [Timeless Film Festival Warsaw 2024]

Jeden z najlepszych filmów tegorocznej edycji festiwalu, Blisko” eksploruje trudne emocje oraz pokazuje, jak bardzo świat jest w stanie wejść z butami w naszą rzeczywistość i dlaczego tak ważne jest żyć w zgodzie z samym sobą. Dobre Kino!

Dotykalne doświadczenie największej z najmniejszych miłości świata. Pół filmu biegają, a drugie pół płaczą, więc wchodzę w to prawie cały.

W Blisko reżyser pokazuje nam bohaterów tak blisko, że nie można już bliżej. Film, który opowiada o dziecięcej przyjaźni z lekkim homoseksualnym podtekstem i robi to w bardzo czuły i subtelny sposób. Lukas Dhont z wielkimi wyczuciem kieruje tą historią, pokazując jak należy prowadzić narrację takiego filmu, w którym fabularnie niewiele się dzieje. Blisko kipi od podskórnych emocji, ale wadą tego filmu jest jednak jego spora przewidywalność. Wszystko co się dzieje od początku do końca bardzo łatwo przewidzieć. 

Dhont break my heart. Poetyka nachalnych wzruszeń — są ważne momenty, ale chciałbym oddychać czasem własnym powietrzem.

Bomba emocjonalna z wielką siłą rażenia. Szokująco dojrzałe role dzieciaków.

Czy można mieć mokre oczy od łez przez całe 2 godziny filmu? “Blisko” udowadnia, że jak najbardziej. 

Rozrywa serducho w wielu momentach. Podobnie jak wzrok pogrubionego Leo. Prosta opowieść o przyjaźni i utracie, ale ubrana w takie emocjonalne tony, że zupełnie się w tym filmie przepada. 

Nastrojowa historia o bliskości i jej nagłym braku. Drodzy czytelnicy: powiedzcie swoim bliskim, że ich kochacie!

Podoba mi się sprzęgnięcie hodowli kwiatów i pór roku, jako metafory radzenia sobie z traumą straty. Operuje na podobnych balansie dosłowności i subtelności co Chłopczyca. Sztosowa główna rola. 

Kiedy budujesz empatię wobec jednego bohatera kosztem drugiego – za dużo manipulacji i fabrykowania piękna, za mało wiary w to, że głęboko przemyślane, odczute i uczciwe kino obroni się samo. “Blisko” to dla mnie mniej ciekawy, zrobiony pod publiczkę kuzyn “Placu zabaw” Laury Wandel. 

Kocham ten film prawie tak mocno, jak „Tamte dni, tamte noce”. Z tą jednak różnicą, że do świata Elio i Olivera będę jeszcze wielokrotnie wracał, a do tej opowieści już nigdy. Tak bardzo mnie poruszyła. 

Emocjonalnie, realistycznie, z nerwem – Dhont jawi się jako trzeci brat Dardenne, z nieco bardziej melodramatycznym rysem i większym zmysłem do stylizacji.

Dawno po żadnym filmie nie miałem takiego mental breakdown. Rozdziera serducho. 


3. Ostatnie metro (reż. François Truffaut)


Niestety Ostatnie metro to nie Jules i Jim. Temat niby z potencjałem, ale późny Truffaut nie umiał tego wykorzystać. W tym trójkącie, a zwłaszcza pomiędzy Deneuve i Depardieu nie ma żadnej chemii. Film jest sporo za długi, a narracja ciągnie się i ciągnie. Sama zjawiskowa Deneuve to jednak za mało, by uratować film. To metro wymagałoby lepszego montażu, bo brakuje mu niebezpiecznej prędkości. Tarantino zrobiłby to lepiej. ;)

To bardzo sprytny film. Nic dziwnego, bo Truffaut to był człowiek oczytany i wyoglądany. Pozbawione francuskiego gadulstwa „Ostatnie metro” jest czystą przyjemnością, splecioną z gatunkowych tropów, powściągliwego piękna swoich wykonawców i glamouru prosto ze starego teatru. I tylko szkoda, że nie było więcej odwagi, by wyprać trochę narodowych brudów z czasów II wojny światowej.

Film sobie przyjemnie płynie. I to jest dziwne, bo film jest o nazistowskiej okupacji Niemczech, a posągowo piękna Denueve paraduje w futrach. Trochę mało emocji, jak na tak gęsty temat i temperaturę relacji. 

Tak to bywa, że dawni burzyciele porządku z czasem sami zaczynają robić kino papy.


3. Beautiful Beings (reż. Guðmundur Arnar Guðmundsson)


Guðmundsson bierze ile trzeba z Korine’a i trochę od Brytyjczyków, żeby sprawnie po opowiadać o przemocy i całkiem mu się udaje. Bywa nieprzyjemnie i przejmująco, ale w końcu się wypala.

Przygnębiający (i nieco zbyt rozciągnięty w czasie) obraz młodzieży pozostawionej samej sobie. 

Ogrom patusiarstwa wprost proporcjonalny do piękna islandzkich krajobrazów (dla odmiany prezentowanych subtelnie), also: jeśli się lubi życie, to lepiej nie oglądać w secie z „Bliżej” Lukasa Dhonta

 

Przeczytaj również:  Nieme, a dźwięczne. Dźwięk w kinie niemym [Timeless Film Festival Warsaw 2024]










 

 

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.