TOP 5 najbardziej oczekiwanych produkcji azjatyckich na Timeless Film Festival Warsaw 2024 [ZESTAWIENIE]
Na trwającej właśnie pierwszej edycji Timeless Film Festival Warsaw organizatorzy przygotowali szeroki wybór filmów azjatyckich – wystarczy chociażby wspomnieć sekcję Japonia 1954: Rok cudów. Z miłości do Azji wybraliśmy dla Was pięć filmów, których seansów na wielkim ekranie po prostu nie możecie przegapić.
Siedmiu samurajów, reż. Akira Kurosawa (1954)
XVI-wieczna Japonia. Mieszkańcy małej wioski są regularnie terroryzowani przez lokalną bandę zbirów, która ograbia ich z większości i tak skromnych zbiorów. Zdesperowani chłopi wynajmują grupę siedmiu roninów — samurajów pozostających bez zwierzchnika, aby chronili ich od napadów.
Dzieło Kurosawy to jeden z najbardziej ikonicznych filmów wszechczasów. Prosta fabuła z charakterystycznymi bohaterami otwarta na starcia osobowości, wartką akcję i emocje jest źródłem niekończących się inspiracji dla kina akcji. Już chociażby sam motyw zbierania drużyny w celu wypełnienia misji był wałkowany od Dział Navarony do Marveli, nie wspominając o amerykańskim remake’u Siedmiu wspaniałych. Idę o zakład, że widownia w trakcie seansu będzie wyglądać jak Leonardo DiCaprio w memicznej scenie z Pewnego razu w Hollywood, co chwilę wskazując ekran przy rozpoznawaniu oryginalnych kadrów i scen, które twórcy współczesnego kina gatunkowego kopiowali na potęgę.
Irena Kołtun
Ukrzyżowani kochankowie, reż. Kenji Mizoguchi (1954)
Rok 1954 okazał się kluczowym w karierze Mizoguchiego. Reżyser zrealizował wówczas aż trzy filmy, z których dwa – Zarządca Sansho i Ukrzyżowani kochankowie – nie tylko umocniły pozycję japońskiego autora na arenie międzynarodowej, ale stanowią także jego szczytowe osiągnięcie w zakresie głęboko humanistycznej wymowy, inscenizacyjnej precyzji oraz zachwycającej wizji plastycznej.
Drugie z dzieł rozgrywa się w XVII-wiecznej Japonii i opowiada o małżeństwie rozbitym przez serię nieporozumień. Pewnego dnia brat Osan, żony bogatego właściciela miejscowej drukarni, prosi siostrę o pomoc w spłaceniu długu. Uzyskanie pieniędzy od skąpego małżonka nie wchodzi w rachubę, więc kobieta zgłasza się o pomoc do jego zaufanego pracownika, który obmyśla plan sfałszowania firmowych dokumentów. Zostaje jednak przyłapany na gorącym uczynku, a Osan posądzona o romans z rzemieślnikiem. Oboje uciekają z miasta w obawie przed karą, lecz wkrótce wpadają w ręce straży cesarskiej, która – zgodnie z obowiązującym wówczas prawem – skazuje ich na śmierć poprzez publiczne ukrzyżowanie.
Mizoguchi nasącza swoją adaptację sztuki Monzaemona Chikamatsu przeszywającym fatalizmem, ale i efemerycznym, niepozornym pięknem. Opowieść o tragicznej miłości oraz uwikłaniu w sieć sprzecznych zobowiązań ma w sobie coś z antycznej tragedii, coś z uniwersalnej przypowiastki filozoficznej, coś z krytyki politycznej niesprawiedliwości. Reżyser dokonuje wnikliwego rozrachunku z dysfunkcją ustroju feudalnego, zakleszczającego bohaterów w gorsecie rygorystycznych konwenansów i skazującego na życiowe niespełnienie. Obnaża przy tym mechanizmy stojące za ostracyzmem systemu: wielopoziomową przemoc, represję, stagnację społeczną, przede wszystkim zaś podwójne standardy moralne, nierówności prawne i przepaści klasowe. Ukrzyżowani kochankowie eksplorują także typowy dla Mizoguchiego kontrast między rzeczywistością a światem pozorów i złudzeń – większość postaci funkcjonuje w ciągłym samozakłamaniu, poświęcając osobiste szczęście na rzecz dopasowania do ram zewnętrznych oczekiwań.
Sercem tego kameralnego dramatu jest intryga oparta na wzorcach wywiedzionych jeszcze z tradycji teatru bunraku. Konstrukcja dramaturgiczna eksponuje silnie zakorzeniony we wschodniej kulturze motyw podroży ku śmierci (michiyuki), a teatralne aktorstwo tendencyjnie zaburza wiarygodność świata przedstawionego. Realistyczny charakter początkowych scen, w których reżyser posługuje się perspektywą równoległą, zaczerpniętą z klasycznego malarstwa japońskiego, z czasem ustępuje miejsca subtelnej stylizacji. Korzystając z długich ujęć, płynnego ruchu kamery, równoczesnego rozgrywania wydarzeń na kilku planach i minimalistycznej strategii montażu, Mizoguchi po raz kolejny udowadnia, że na gruncie poetyckiego estetyzowania przestrzeni nie ma sobie równych.
Wiktor Szymurski
Godzilla, reż. Ishirô Honda (1954)
Frachtowce, statki, rybackie łodzie — wszystkie je u wybrzeży wyspy Odo zaczyna spotykać jeden los: katastrofa morska z nielicznymi ocalałymi. Nie potrzeba wiele czasu, aby Japończycy przekonali się, że grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo: wyłaniający się z fal olbrzymi potwór, niszczący wszystko na swojej drodze.
W roku 1954, gdy na ekranach japońskich kin po raz pierwszy zagościła Godzilla, ludzie nie mieli wątpliwości, o czym tak naprawdę jest ten film — o zrzuceniu bomby atomowej na Hiroszimę i Nagasaki. Widzowie opuszczali kino zalani łzami, przeżywali bowiem pierwszy raz od katastrofy coś w rodzaju katharsis. Godzilla nie tylko stworzyła gatunek filmowy kaiju (filmy o wielkich potworach niszczących rzeczy), ukształtowała też japońską narrację katastroficzną, tak różną od amerykańskiej. Podczas, gdy w zachodnich produkcjach bohaterowie jednoczą się, aby bronić starego porządku symbolicznie naruszanego przez kataklizm i ewentualnie go odbudowywać, w Japonii starają się przetrwać i znaleźć swoje miejsce w świecie, który się rozpada.
Irena Kołtun
Księżniczka Mononke, reż. Hayao Miyazaki (1997)
Księżniczka Mononoke zapisała się w mojej pamięci już od pierwszego seansu i do dziś bez wysiłku mogę przewinąć w niej najmocniejsze fragmenty tej wspaniałej animacji. Symboliczne, bogate filozoficznie zakończenie, poruszająca scena z trędowatymi mieszkańcami miasta, pojawienie się na ekranie dzika, będące pewnie najbrutalniejszym momentem w filmografii Miyazakiego.
Baśń japońskiego mistrza, o której wielokrotnie rozpisywaliśmy się na naszej stronie (tutaj oraz tutaj), to być może najbardziej epicka z jego opowieści, bo skupia się na wielkiej wojnie między ludźmi, postępem, industrializacją a przyrodą i naturą. Chyba w żadnym filmie Miyazaki nie próbował zrobić tyle, co tutaj – połączyć proekologiczny moralizm z wielką narracją i kinem akcji, czego efektem jest jeden z najciekawszych blockbusterów w historii japońskiej animacji. Jeśli jest jeden film Japończyka, który należy obejrzeć na wielkim ekranie – to zdecydowanie jest nim Księżniczka Mononoke; porażający zapis umiejętności mistrza kina u szczytu formy, ze studiem gotowym dostarczyć najbardziej widowiskową ze swych dotychczasowych historii.
Wiktor Małolepszy
Pokojówka, reż. Ki-young Kim (1960)
Małżeństwo po przeprowadzce do większego domu zatrudnia pokojówkę. Wejście młodej i prymitywnej dziewczyny w życie rodziny prowadzi do coraz bardziej zaplątanej się sieci pożądania, okrucieństwa i zbrodni.
Bez Pokojówki nie byłoby współczesnego koreańskiego kina, koreańskiej fali, Oscara dla Parasite. Ki-young Kim zmieniając melodramat w thriller, stosując nieoczywiste zwroty akcji, kreując niejednoznacznych bohaterów, a przede wszystkim eksplorując klasowe napięcia, zdefiniował wszystko, co obecnie kojarzone jest z koreańską kinematografią. Napięcie między postaciami można kroić nożem, a widz nie może nigdy być pewny, co wydarzy się za moment. Prawdziwie formatywne dla całej kinematografii dzieło, którego nie można pominąć na festiwalu.
Irena Kołtun