4 niepokojące filmy, które trzeba zobaczyć na #AFF2020


Jedną z niewielu wad trwającego wciąż jeszcze połączonego festiwalu NH+AFF jest to, że w programie znajduje się aż za dużo filmów. Nawet najbardziej zaprawiony festiwalowicz znajdzie się czasem w sytuacji, w której przygniecie go mnogość tytułów, gatunków i poruszanych motywów. Filmawka nie jest w stanie w pełni pomóc w rozwiązaniu tego problemu, ale stara się jak może – właśnie za pomocą zestawień takich ja to. Wskaże niepokojące filmy, które musicie zobaczyć!
Mimo że najczęściej kojarzony z horrorami październik już się skończył, nie oznacza to wcale, że trzeba zrezygnować z takich właśnie klimatów podczas dobierania sobie wieczornych seansów. Zwłaszcza że dni niezmiennie są coraz krótsze, pogoda już chyba do końca przestała dopisywać. Również szeroko pojęta sytuacja na zewnątrz bynajmniej tej ponurości nie niweluje. Z tej właśnie okazji przedstawiamy zestawienie, w którym znajdzie 4 niepokojące filmy czterech niepokojących filmów. Część z nich jest jeszcze dostępna do obejrzenia na stronie festiwalu (a do wyglądania pozostałych w innych formach dystrybucji serdecznie zachęcamy).
Przeczytaj również: “3 filmy na miarę XXI wieku, które trzeba zobaczyć na #AFF2020”
Zestawienie, w którym wszystkie pozycje – choć tak bardzo różne – łączy właśnie wywoływane uczucie niepokoju. Nieważne, czy to historia o wysysaniu krwi, nawiedzonych domostwach czy po prostu opowieść o rodzinnym spotkaniu albo młodym małżeństwie. Dyskomfort, strach i napięcie to emocje, które znaleźć można w każdej konwencji i w każdym gatunku – niech poniższy top będzie na to najlepszym dowodem.
„Moje serce bije tylko, gdy mu każesz”, reż. Jonathan Cuartas
Tutaj nie ma czasu na oszczędzanie widza czy subtelne budowanie świata przedstawionego. Już w pierwszej scenie filmu Jonathana Cuartasa widzimy brutalne morderstwo przypadkowego bezdomnego i wleczenie jego truchła do zabitego dechami domostwa. Ale dlaczego Dwight to zrobił? Bowiem razem z siostrą muszą zajmować się cierpiącym na tajemniczą chorobę bratem, którego trzeba regularnie karmić świeżą ludzką krwią. I to właśnie w metalicznym smrodzie posoki spędzimy kolejne 89 minut. Moje serce bije tylko, gdy mu każesz jest filmem o bardzo specyficznej i dojmującej aurze. Kuriozalne i przerażające okoliczności odbijają się na wszystkich bohaterach, coraz bardziej zagęszczając atmosferę. Możemy przeczuwać, że z czasem stanie się coś złego (czy raczej jeszcze gorszego), ale nie wiemy kiedy i co. I to właśnie ciągłe oczekiwanie pośród dysfunkcyjnej rodziny jest największym atutem filmu. Dyskomfort jest tutaj niemal namacalny.
Cuartas pomimo podejmowanej tematyki i niemałej dawki brutalności nie ucieka się do estetyki rodem z kina eksploatacji. Moje serce bije tylko, gdy mu każesz jest raczej rodzinnym dramatem i studium postaci, aniżeli krwawą łaźnią. Bardzo łatwo można przełożyć dosłowne wysysanie ludzkiej esencji na metaforycznie ukazane uzależnienie czy chorobę. W trudnych okolicznościach znajduje się cała rodzina, a permanentna potrzeba polegania na sobie nawzajem bardzo szybko rodzi konflikty i frustrację. To zaskakująco uniwersalna opowieść, która przypadnie do gustu nawet zapalonym horrorowym/thrillerowym sceptykom. (Norbert Kaczała)
Film zobaczycie online na stronie festiwalu


„Sanzaru”, reż. Xia Magnus
Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że żyjemy w dobrym czasie dla horroru. Nie mówię oczywiście o szalejącej pandemii czy licznych rządowych wałkach, ale o jakościowym kinie grozy. Blumhouse czy A24 dbają o to by miłośnicy kina z dreszczykiem regularnie dostawali jakościowy kontent. I z radością donoszę, że kolejni niezależni twórcy w tej materii nie próżnują. Sanzaru opowiada historię Evelyn, opiekunki zajmującej się cierpiącą na demencję kobietą, permanentnie przywołującą tajemniczą postać o imieniu zawartym w tytule filmu. I choć każdy z członków rodziny staruszki widzi w tym wyłącznie omamy, tajemniczy Sanzaru coraz silniej zaczyna ingerować w życie mieszkańców.
To dość powolny film, który może zniechęcić mniej cierpliwych widzów. Jednak ci, którzy dadzą szansę dziełu Xia Mangunsa, zostaną uraczeni klimatyczną, budującą napięcie i niemal gotycką w swej esencji historią o trudnych wyborach, rodzinnej traumie i mrocznych sekretach. Choć dom staruszki nie jest spowitym w mrok zamczyskiem, to fani klasyki horroru poczują się jak u siebie w domu. Dokonania reżysera będę śledził z niemałą ciekawością i wierzę, że we współczesnym kinie jest miejsce na trochę mroku w starym stylu. (Norbert Kaczała)
Film zobaczycie online na stronie festiwalu
„Shiva Baby”, reż. Emma Seligman
Queerowa, żydowska opowiastka z zasadniczymi elementami komedii i horroru. Tak można by w niedopuszczalnym skrócie ująć pełnometrażowy debiut Emmy Seligman. Ale jej filmowi należy się znacznie więcej. Shiva Baby to odkrycie tegorocznego festiwalu, potwierdzają to reakcje nowohoryzontowo-affowych widzów. Historia jednego przyjęcia rodzinnego z życia dwudziestoletniej Danielle to emocjonalna petarda, grzęzawisko pełne nerwowych załamań i niebotycznego stresu, układające się w zgrabną metonimię młodych ludzi, ale szczególnie kobiet, u progu “świata dorosłych”.
Seligman poszerza fabularne ramy krótkometrażowego pierwowzoru Shiva Baby, by w pełnej krasie ukazać kunszt swojego filmowego warsztatu: budowania nawarstawiającej się historii, kumulowania zdarzeń i fokusowania protagonistki pośród plątaniny rodzinnych plotek. To przykład kina na pierwszy rzut oka prostego, monofabularnego, którego fabuła dzieje się właściwie w jednej lokacji i nieomal czasie rzeczywistym. Umiejętność pogodzenia tych składowych to już wyższa szkoła jazdy, a efektem synergicznej mocy takiego zestawu jest rzeczona żydowska stypa, którą popamiętacie.
To także ważne dzieło w ważkim temacie emancypacji, bo główna bohaterka styka się z żywotnymi problemami młodej kobiety, która chciałaby wyrwać się z okowów rodzinnej zależności, narzuconych stereotypów i statusu dziecka. Danielle jest nieustannie obiektem protekcjonalności otoczenia, traktowania jej nie na serio – pierwszorzędny kazus pośredniej dyskryminacji i niebotycznych wymagań. Shiva Baby jest mocnym głosem oddanym kobietom w religijnym, tradycyjnym świecie i – przez co działa jeszcze lepiej – naprawdę skuteczną komedią. (Kamil Walczak)
Pełna recenzja “Shiva Baby”
„Czarny niedźwiedź”, reż. Lawrence Michael Levin
Jeszcze tydzień temu mało kto pewnie spodziewał się aż takiej popularności Czarnego niedźwiedzia. Marketing szeptany zrobił jednak swoje i w tym momencie ci, którym nie udało się wykupić dostępu do tego tytułu, mogą tylko pluć sobie w brodę i cierpliwie czekać na inne okazje do obejrzenia tej produkcji. A jest na co czekać i to nie tylko z powodu – jak zwykle – doskonałej Aubrey Plazy w roli głównej. Film Lawrence’a Michaela Levina to opowiedziana z dwóch stron historia o artystycznej twórczości i małżeńskiej zazdrości. Zręczna mieszanka utrzymanej w mumblecore’owej konwencji kłótni oraz absurdalnie chaotycznego portretu planu filmowego.
Mieszanką o tyle intensywną, że opartą na doskonałej grze aktorskiej, jeszcze lepszych dialogach i doszukiwaniu się coraz to kolejnych paraleli pomiędzy poszczególnymi elementami tej produkcji. Czarny niedźwiedź zaczyna się spokojnie, ale z każdą kolejną minutą coraz bardziej przyspiesza i emocjonalnie osacza widza. Skonstruowana z kłamstw i wybuchów gniewu opowieść uderza. Nie operuje jakimś nienaturalnym, trudnym do poczucia strachem, ale skupia się na tym, co każdemu z nas jest doskonale znane. Na ludzkiej słabości oraz nieidealności i wszystkim tym, co się z nimi wiąże. To film o doprowadzaniu granice ludzkiej wytrzymałości, któremu sztuka ta udaje się aż zbyt dobrze. (Michał Piechowski)