Filmy, na które czekamy w 2024 roku
Rok 2024 zapowiada się obiecująco – częściowo dlatego, że wiele z oczekujących na premierę filmów miało ukazać się jeszcze w tym roku, jednak zostały one przeniesione ze względu na strajk scenarzystów i aktorów. Pod koniec września Amerykańska Gildia Scenarzystów ogłosiła wstępne porozumienie z hollywoodzkimi wytwórniami i zdecydowała się zakończyć walkę o prawa filmowców. Twórcy wrócili na plany zdjęciowe, ruszyły machiny marketingowe, a na ekranach już niedługo pojawią się długo oczekiwane produkcje. W naszym zestawieniu znajdziecie również europejskie tytuły, które zawojowały tegoroczne festiwale (Cannes, Wenecja, a także Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni), lecz dopiero z początkiem roku ukażą się na ekranach polskich kin.
Zapraszamy do zestawienia filmów, na które najbardziej czekamy w 2024 roku!
Challengers, reż. Luca Guadagnino (premiera polska: 26 kwietnia)
Jako naczelny fan dzieł Luki Guadagnino, na każdą kolejną produkcję Włocha czekam z zapartym tchem. Po immersyjnej historii o dojrzewaniu (Tamte dni, tamte noce), upiornej i przepełnionej symboliką opowieści o czarownicach (Suspiria) oraz mariażu horroru z love story dwojga kanibali (Do ostatniej kości) przyszedł czas na… sensualną komedię romantyczną. O produkcji nie wiemy zbyt wiele, oprócz tego, że opowiadać będzie o rywalizacji – zarówno tej sportowej, na korcie (w końcu główni bohaterowie są zawodowymi tenisistami), jak i znacznie bardziej toksycznej, związanej z dynamiką relacji trójki bohaterów. Obsada prezentuje się wspaniale: Zendaya, Josh O’Connor oraz Mike Faist tworzą nieoczywisty miłosny trójkąt, napędzany obsesją, zazdrością i seksualną żądzą. Reżyser mierzy się z zupełnie nowym wyzwaniem, a w jego przypadku ryzyko zapowiada jeszcze większą zabawę. Film miał otwierać tegoroczny festiwal w Wenecji, jednak jego premiera została przesunięta ze względu na strajk scenarzystów i aktorów.
Jakub Nowociński
MaXXXine, reż. Ti West (premiera światowa: TBD)
Choć w 2022 roku na ekranach pojawiły się horrory Jordana Peele’a, Alexa Garlanda, Luki Guadagnino i innych uznanych twórców, nikt nie zatrząsnął wówczas kinem grozy tak, jak Ti West. Dwa filmy reżysera, entuzjastycznie przyjęte X i jego równie doceniony prequel Pearl okazały się błyskotliwą dekonstrukcją gatunkowych tropów, niebanalną refleksją nad granicami dzielącymi sztukę od rzeczywistości oraz odświeżającą grą z przyzwyczajeniami.
Po tak udanym zestawie trudno nie wyczekiwać domknięcia trylogii, którego szczegóły wciąż są utrzymane w tajemnicy. Na razie możemy być pewni, że akcja filmu rozegra się zaraz po krwawych wydarzeniach z Pearl. Grana ponownie przez Mię Goth bohaterka zostawia za sobą dotychczasowe życie na wsi i wyrusza w stronę Los Angeles, gdzie ma nadzieję rozpocząć karierę aktorki. Sądząc po enigmatycznym teaserze, kilku zdjęciach z planu oraz projekcie oficjalnego logo, MaXXXine będzie obrazem skąpanym w stylistyce lat 80., a raczej typowych dla popkulturowej fantazji o tym okresie kiczowatym przepychu i VHS-owej otoczce. Goth towarzyszyć będą przed kamerą m.in. Kevin Bacon, Elizabeth Debicki, Lily Collins, Halsey, Giancarlo Esposito i Michelle Monaghan.
Wiktor Szymurski
Diuna: Część druga, reż. Denis Villeneuve (premiera polska: 1 marca)
Premiera drugiej części ekranizacji jednej z najlepszych (albo i najlepszej) powieści science fiction została opóźniona ze względu na strajk aktorów i scenarzystów. To jednak zaostrzyło tylko nasze apetyty. Obraz Denisa Villeneuve’a kontynuuje zrealizowaną z rozmachem oraz techniczną precyzją historię rodu Atrydów i walkę o planetę Arrakis. Sprzymierzony z Fremenami Paul Atryda wyrusza w podróż, aby zemścić się na konspiratorach odpowiedzialnych za zniszczenie jego rodziny oraz by zapobiec straszliwej przyszłości, którą tylko on może przewidzieć. Do i tak gwiazdorskiej już obsady pierwszej części dołączyli Austin Butler, Léa Seydoux, Florence Pugh czy Christopher Walken. Diuna: część druga trafi do polskich kin 1 marca.
Daniel Łojko
Gladiator 2. reż. Ridley Scott (premiera światowa: TBD)
Na początku pierwszego Gladiatora Maximus mówi: „What we do in life, echoes in eternity”. O ile te słowa pasowały do bohatera Russella Crowe’a, o tyle trudno je zastosować do Ridleya Scotta. Brytyjski reżyser od lat dostarcza filmowe pomyłki (Dom Gucci, Napoleon), żeby czasem zaskoczyć Marsjaninem czy Ostatnim pojedynkiem. Tym razem Scott wraca do świata, w którym opowiedział historię od A do Z. Chociaż obaw jest o wiele więcej niż nadziei, to trudno nie czekać na film, w którym zagrają między innymi Paul Mescal czy Denzel Washington. Być może znowu objawi się osobliwa zależność i po nieudanym Napoleonie dostaniemy świetne kino kostiumowe, w którym aktorzy nie są karykaturalni.
Jakub Trochimowicz
Anatomia upadku, reż. Justine Triet (polska premiera: 23 lutego)
Anatomia upadku, czyli zeszłoroczna Złota Palma z Cannes, to jeden z najgłośniejszych tytułów mijającego roku, jednak w polskich kinach pojawi się dopiero w 2024. Do tytułowego upadku dochodzi na początku filmu, gdy ginie mąż głównej bohaterki, nie wiadomo jednak, w jakich okolicznościach ani jaka była przyczyna. Wiadomo jedno: ktoś zabił. Główną podejrzaną staje się sama protagonistka, grana przez Sandrę Hüller.
Dlaczego czekam? Przede wszystkim ze względu na wygraną na Lazurowym Wybrzeżu oraz zachwyty z innych części świata. Film francuskiej reżyserki Justine Triet opisywany jest jako zachwycające wizualnie oraz wstrząsające studium upadku związku. Stał się również jednym z nieanglojęzycznych pretendentów w sezonie nagród. Jeśli żądam jakiegoś upadku, to długiej drogi dystrybucji, którą przemierzają festiwalowe filmy przed osadzeniem na ekranach polskich kin.
Jakub Nowociński
Zapraszamy do przeczytania recenzji autorstwa Macieja Kędziory.
Joker: Folie à deux, reż. Todd Philips (premiera światowa: 2 października)
O tej kontynuacji spekulowano bardzo długo, nie wierzono też, że kiedykolwiek powstanie. Dlatego też nie wiadomo, czy na wieść o oficjalnym rozpoczęciu prac nad drugą częścią większe są oczekiwania, czy też obawy. Pierwsza część Jokera była niezwykłym fenomenem, ponieważ o komiksowej adaptacji dyskutowano dosłownie wszędzie. Film ten podbił nie tylko kina, ale także serca widzów i krytyków, na filmowych nagrodach kończąc.
Nic więc dziwnego, że gdzieś z tyłu głowy jest u nas ta pokusa, by poznać dalszą część tej historii, a przede wszystkim by znów zobaczyć genialnego Phoenixa w akcji – zwłaszcza że miałby tu jeszcze większe pole do popisu. A wątpliwości? Jest ich od groma! Pierwsza część spokojnie robi za zamkniętą i samodzielną historię. Boimy się więc, że kontynuacja może zepsuć nam także to, co tak mocno pokochaliśmy w 2019 roku. W dodatku Folie à deux ma być musicalem – gatunkiem, który już na starcie odrzuca od siebie wiele osób. Dodajmy do tego Lady Gagę w roli Harley Quinn i mamy przepis na niezwykle odważny projekt. Czy to będzie udany eksperyment, który dorówna pierwszej części czy niszcząca legendę całkowita klapa? Przekonamy się już w październiku.
Krzysztof Kurdziej
Strefa interesów, reż. Jonathan Glazer (polska premiera: 1 marca)
Niewiele jest we współczesnym kinie postaci takich jak Jonathan Glazer. Mistrz filmowej hybrydy, wywrotowiec i chirurg audiowizualnego języka, który, delikatnie ujmując, nigdy nie spieszy się z realizacją kolejnych projektów. Ale gdy już jego nowy obraz trafia przed festiwalową publiczność, nie cichną głosy o rewolucji w podejściu do zagadnień na pozór wyeksploatowanych przez kulturę. Jego najnowszy tytuł intuicja każe umieścić w szufladce filmów rozliczających się po raz tysięczny z koszmarem Holocaustu. Tylko że dzieło Glazera w stanowczym geście zrywa z dotychczasowymi sposobami przedstawiania ludobójstwa na ekranie.
Dość powiedzieć, że widz nie uświadczy tu ani jednego ujęcia, które bezpośrednio ukazywałoby cierpienie ofiar po drugiej stronie muru. Cała groza płynie z tego, czego nie widać, a jedynymi sygnałami świadczącymi o rozgrywającym się właśnie horrorze są dochodzące zza drutu kolczastego krzyki, odgłosy strzałów czy odbijające się w oknie płomienie. Stroniący od truizmów Glazer zadaje szereg niewygodnych pytań o etykę zwyczajowej reprezentacji historii w kinie. Prowadzi przy tym namysł nad beznamiętnością okrucieństwa, które zestawione z powszechnie romantyzowanymi aktami heroizmu traci swoją istotę, oddalając od prawdy na temat ludzkiej natury. W końcu nic nie przeraża tak bardzo jak mechanizm moralnego wyparcia; jak wizja zła, do którego da się przyzwyczaić.
Wiktor Szymurski
Zapraszamy do przeczytania recenzji autorstwa Wiktora Małolepszego.
Here, reż. Robert Zemeckis (premiera: TBD)
Choć szczyt swojej formy artystycznej Robert Zemeckis osiągnął trzy dekady temu, nie sposób po prostu zignorować najnowszy film jednej z legend kina popularnego. Here to adaptacja komiksu Richarda McGuire’a, rozłożona na dziesiątki lat opowieść o wydarzeniach mających miejsce w jednym pokoju. Pierwowzór uznany był za dzieło przełomowe dzięki unikatowym zabiegom formalnym. W jednym panelu mogły pojawiać się elementy z wielu linii czasowych, splatając poszczególne historie i dekady w niejednorodną całość. Wieloletnie narracje i zabawy z czasem nie raz już gościły w repertuarze Zemeckisa, więc nowe dzieło może stać się jego szansą na powrót do łask krytyków. A skoro już jesteśmy przy powrotach, to w obsadzie po raz pierwszy od premiery Forresta Gumpa zobaczymy razem na ekranie Toma Hanksa i Robin Wright.
Rafał Skwarek
Kos, reż. Paweł Maślona (polska premiera: 26 stycznia)
Należę do niezbyt licznego grona wielbicieli Ataku paniki, który uważam za odważne i oryginalne podejście do gatunku komedii. Maślona wykazał się w nim nie tylko poczuciem humoru, co już wyróżniło go na tle polskich reżyserów, ale też kreatywnością scenopisarską, bo swoją historię ubrał w konwencję hyperlink cinema. Po sześciu latach w końcu powrócił z Kosem, który zapowiada się na kolejną produkcję z kina gatunkowego. Tym razem jednak Maślona sięgnął po czyjś scenariusz. Autorem jest wyróżniony za ten tekst w konkursie Script Pro Michał A. Zieliński, dla którego jest to absolutny debiut w kinie. To oznacza, że Kos jest filmem napisanym przez kogoś kompletnie spoza polskiego przemysłu filmowego, co być może dało mu odwagę napisać tekst, jakiego na naszym podwórku jeszcze nie było.
Nie było, bo Kos zapowiada się na, zgodnie z pierwotnym tytułem, na „western kościuszkowski”. To nowe podejście do kina historycznego widać przede wszystkim w sposobie promocji tego filmu – w materiałach sponsorskich i recenzjach pojawiają się odwołania do kina Tarantino, Red Dead Redemption, a nawet Straight Outta Compton. Jak mówili w swoim świetnym podcaście Kamil Walczak i Joanna Stachnik o polskim filmie historycznym, rodzime produkcje wpisujące się w politykę historyczną często były filmami o niezbyt wysokim poziomie artystycznym, które nie nadawały się na towar eksportowy. Wierzę, że Kos ze swoim rozrywkowym, gatunkowym podejściem może być produkcją, która wypisze się z tej tendencji.
Wiktor Małolepszy
Zapraszamy do przeczytania recenzji autorstwa Kamila Walczaka.
Godzilla i Kong: Nowe Imperium, reż. Adam Wingard (polska premiera: 12 kwietnia)
Jeszcze nie tak dawno temu mogło się wydawać, że wszystkie przedsięwzięcia w ramach budowy MonsterVerse prowadziły do etapu końcowego, jakim miał być Godzilla vs. Kong. Po wcześniejszych rozczarowaniach tytuł odniósł jednak finansowy sukces, a studio Legendary Pictures znów zaczęło hojnie inwestować w kolejne filmy i seriale z udziałem Króla Potworów. W Godzilla i Kong: Nowe Impreium dwójka tytanów łączy siły, by stawić czoła nieznanemu przeciwnikowi, zdolnemu unicestwić całą planetę.
Intrygujący jest już sam koncept: jak kolosalne musi być nowe zagrożenie, skoro najpotężniejsze bestie jednoczą się do walki o przyszłość świata? Powracający za kamerę Adam Wingard jest gwarancją spektakularnego widowiska, nawet jeśli jego fabuła znów zostanie przygnieciona toną scenariuszowych absurdów. Ale nie oszukujmy się – nikt nie powinien oczekiwać logicznej narracji od filmu z przerośniętym gorylem i jaszczurką o atomowym oddechu; liczy się wyłącznie rozrywka w stanie czystym. A sądząc po pierwszym zwiastunie najnowsza odsłona wymogi efektownego odmóżdżacza spełni z nawiązką.
Wiktor Szymurski
Furiosa: Saga Mad Max, reż. George Miller (premiera światowa: 22 maja)
Dziewięć lat kazał czekać George Miller na kolejny film osadzony w świecie Szalonego Maksa. Mad Max: Na drodze gniewu był absolutnym popisem reżyserskim tego przecież niezbyt młodego reżysera, który zaprezentował w 2015 roku jeden z najlepszych filmów akcji XXI wieku. W takiej produkcji mrukliwego Toma Hardy’ego w roli Maxa przyćmiła znakomita Charlize Theron w roli Furiosy i wreszcie, po prośbach i apelach fanów, dostaniemy solowy film poświęcony młodości tejże bohaterki. W roli głównej Anya Taylor-Joy partneruje jej szalona postać Chrisa Hemswortha. I chociaż rzeczony zwiastun nie wygląda tak efektownie jak film z 2015 roku, to nie sposób nie czekać na ten tytuł. Być może Miller nawiąże w nim bardziej do oryginalnej trylogii z Melem Gibsonem albo zafunduje nam coś zupełnie niespodziewanego. Pozostaje zalać swoje baki i czekać na premierę.
Jakub Trochimowicz
Nosferatu, reż. Robert Eggers (premiera światowa: 25 grudnia 2024)
Wspaniałe dwa filmy Roberta Eggersa, Czarownica oraz The Lighthouse, sprawiły, że stałem się absolutnym fanem twórcy, jednak jego ostatnie dzieło (Wiking) zupełnie nie przypadło mi do gustu. Krzyk Alexandra Skarsgårda nadal wybudza mnie w środku nocy i przypomina o przebodźcowaniu, z którym pozostawił mnie seans. Tym razem amerykański miłośnik kina grozy zdaje się wracać na sprawdzone wody, biorąc na tapet historię najsłynniejszego wampira – Nosferatu. Niektórzy będą narzekać na rekonstrukcję znanej opowieści i zarzucać brak oryginalności, a ja mówię: przywróćmy wampiry na ekrany! Czas na godnego następcę Edwarda Cullena. W obsadzie Bill Skarsgård (brat wspomnianego wcześniej Alexandra), Lily-Rose Depp (zastępująca Anyę Taylor-Joy, której grafik uniemożliwił udział w projekcie), Nicolas Hoult oraz Willem Dafoe. Brzmi smakowicie!
Jakub Nowociński
Biedne istoty, reż. Yorgos Lanthimos (premiera polska: 19 stycznia)
Wiele wyjaśniać tutaj nie trzeba: na reżyserskim stołku Yorgos Lanthimos, w obsadzie Emma Stone, Willem Dafoe i Mark Ruffalo. Na papierze wygląda to świetnie. Choć oczywiście nie zawsze jest to gwarant dobrej produkcji. Wygrana Złotego Lwa dla najlepszego filmu na festiwalu w Wenecji, wysokie oceny po pierwszych pokazach i premierze w Stanach Zjednoczonych czy wreszcie siedem nominacji do Złotych Globów w tych najważniejszych kategoriach dają jednak co najmniej dobre prognozy. Biedne istoty to ekranizacja inspirowanej Frankensteinem książki Alasdaira Graya o tym samym tytule. Główną bohaterką filmu jest Bella Baxter – młoda kobieta przywrócona do życia przez ekscentrycznego naukowca, chcąca doświadczyć pełni życia. Jak sama przyznaje Emma Stone, jest to jej ulubiona postać w całej dotychczasowej karierze aktorskiej. Na Biedne istoty poczekamy do 19 stycznia.
Daniel Łojko
A Quiet Place: Day One, reż. Michael Sarnoski (premiera światowa: 28 czerwca)
Koncept Johna Krasinskiego i Scotta Becka okazał się genialny w swojej prostocie: postapokaliptyczny horror o rodzinie zmuszonej żyć w całkowitej ciszy po tym, jak świat opanowały bestie wabione najmniejszym hałasem. Co prawda prolog Cichego Miejsca 2 skrótowo przedstawił początki inwazji tajemniczych istot, wielu wciąż pozostawił w niedosycie. Nowy film z serii kryje więc ogromny potencjał, także dramaturgiczny: opowiedziana z perspektywy nowych bohaterów historia odsyła do, jak sam tytuł mówi, pierwszych dni ataku potworów. To nie tylko szansa na fascynujące rozbudowanie mitologii świata przedstawionego, ale też katalizator napięcia o ogromnym polu do popisu dla autorów. Projekt skupiony na ludziach oszołomionych nagłą zmianą, nieznających jeszcze zagrożenia ani sposobów radzenia sobie z nim, wydaje się podwójnie obiecujący. Oczekiwania podnosi gwiazdorska obsada: w głównych rolach wystąpią Lupita Nyong’o, Joseph Quinn, Alex Wolff oraz Denis O’Hare. Za całokształt filmu odpowiada z kolei Michael Sarnoski, reżyser znakomitej Świni.
Wiktor Szymurski
Perfect Days, reż. Wim Wenders (polska premiera: 10 maja)
Może się wydawać, że film niemieckiego reżysera o urokach prostego życia tokijskiego dozorcy czyszczącego toalety to przede wszystkim materiał na niponofilski fantazmat, ale takie podejście do nadchodzącego dzieła Wima Wendersa byłoby krzywdzące. W końcu reżyser niejednokrotnie już udowodnił swoje zrozumienie i poszanowanie wobec kultury Dalekiego Wschodu w twórczości dokumentalnej (Tokyo-Ga, Notatki o strojach i miastach). Zainspirowane obyczajami publicznych japońskich ubikacji Perfect Days spotkało się ze świetnym przyjęciem w Cannes, gdzie Złotą Palmę dla najlepszego aktora zdobył odtwórca głównej roli Kôji Yakusho. Film otrzymał tam też Nagrodę Jury Ekumenicznego, a za najlepszy film roku 2023 uznał go sam Hideo Kojima.
Rafał Skwarek
Imago, reż. Olga Chajdas (polska premiera: TBD)
Imago to postpunkowy dramat psychologiczny, inspirowany życiem Eli Góry – matki Leny Góry, współscenarzystki i odtwórczyni głównej roli. Zawiłe? Na pewno nie tak, jak historia bohaterki. Opowieść zaczyna się u schyłku lat osiemdziesiątych, gdy upadek PRL-u zbliżał się wielkimi krokami, lecz cuchnące opary okrutnego systemu nadal unosiły się nad Polską. W tej zszarzałej rzeczywistości, w rozkroku, na pograniczu starego i nowego, protagonistka szuka barw życia. Olga Chajdas rysuje krajobraz Trójmiasta tuż przed przełomem, a jej bohaterami są zbuntowani outsiderzy i reprezentanci muzycznej sceny alternatywnej. W czuły sposób opowiada o relacji matka–dziecko (tak potwornie zależnej i wyniszczającej, o czym wciąż niewiele osób odważa się mówić), cielesności, medytacji, nieoczywistych relacjach romantycznych oraz o głodzie wolności. To film doceniony nagrodami w Gdyni: za najlepszą rolę żeńską, najlepszą muzykę (Andrzej Smolik) oraz Srebrnymi Lwami.
Zapraszam do przeczytania wywiadu z Leną Górą, w którym rozmawiamy o filmie Imago.
Jakub Nowociński
Terrifier 3, reż. Damien Leone (premiera światowa: 25 października)
Kiedy w 2008 roku Damien Leone, człowiek-orkiestra, który do świata kina wszedł jako twórca praktycznych efektów specjalnych, po raz pierwszy zaprezentował klauna imieniem Art w krótkometrażowym The 9th Circle, chyba nikt nie spodziewał się, że postać ta będzie kiedyś rozpoznawalna poza kręgiem zagorzałych fanów gatunku. Dziś biała jak ściana twarz o haczykowatym nosie i maniakalnym uśmiechu jest już światowej skali fenomenem, a wielu wróży Artowi karierę na miarę Freddy’ego Kruegera czy Michaela Myersa. To wynik starannie rozwijanej ścieżki reżysera, który od szesnastu lat ani na moment nie porzucił swojego filmowego dziecka. Z każdym kolejnym filmem Leone zalicza wyraźny progres swojego rzemiosła.
Co prawda już wczesne kroki za kamerą wykazały, że jak mało kto rozumie język horroru, lecz wystarczy spojrzeć na pierwszego Terrifiera przekonać się, że brak mu jeszcze sprawności w prowadzeniu spójnej, angażującej historii. Z kolei kontynuacja potwierdziła jego inscenizacyjny kunszt i rozwiniętą narracyjną kompetencję. O trzeciej części wiemy na razie tyle, że akcja rozegra się w święta Bożego Narodzenia, a całość ma być najmroczniejszą, najbardziej przerażającą odsłoną serii. I choć po głosach, jakoby podczas pokazów „dwójki” niektórzy mieli mdleć i wymiotować na sali kinowej, wydaje się to odważną obietnicą, Terrifier 3 zapowiadany jest jako produkcja jeszcze bardziej hardkorowa. Jeśli tylko reżyser zachowa konsekwencję w ulepszaniu swojego warsztatu, być może czeka nas film, który będziemy nazywać dobrym bez ironicznego uśmieszku.
Wiktor Szymurski
Spider-Man: Beyond The Spider-Verse, reż. Joaquim Dos Santos, Kemp Powers, Justin K. Thompson (premiera światowa: TBD)
Spider-Man Uniwersum zawiesił poprzeczkę wysoko. Spider-Man: Poprzez multiwersum umieścił ją jeszcze wyżej, zostawiając nas w dodatku z potężnym cliffhangerem. Miles Morales ścigany przez Miguela O’Harę utknął w obcym wymiarze, uwięziony przez swoją alternatywną wersję. Gwen Stacey zebrała ekipę ratunkową złożoną ze Ludzi-Pająków z obu filmów, zaś stale rosnący w siłę Spot rozpoczął międzywymiarowy atak. Stawka zdążyła już przebić sufit. Spider-Man: Poprzez multiwersum zachwycił swoją animacją. Beyond The Spider-Verse pierwotnie miało ukazać się 29 marca, jednak ze względu na strajk oraz domniemane złe warunki pracy, został usunięty z kalendarza premier Sony. Mamy jednak nadzieję, że obraz trafi na ekrany jeszcze w 2024 roku.
Daniel Łojko
Bikeriders, reż. Jeff Nichols (premiera polska: TBD)
Na nowe dzieło Jeffa Nicholsa czekam od czasu ogłoszenia obsady. W głównych rolach pojawią się Jodie Comer, Austin Butler, Tom Hardy, Mike Faist oraz Michael Shannon – to wystarczy, bym przebierał nogami na samą myśl o tym filmie. Jego fabułę zainspirowały prawdziwe wydarzenia. Film śledzi losy gangu Vandals, osadzony jest w motocyklowym świecie, a akcja dzieje się w Chicago. Produkcja miała zawitać na ekranach kin jeszcze w 2023 roku z ramienia Disneya, jednak hollywoodzki gigant postanowił porzucić przedsięwzięcie. Film nagrany, postprodukcja skończona, a dystrybutora brak. Jego los zawisł na włosku, jednak w listopadzie ogłoszono, że projekt przejęła wytwórnia Focus Feature. Nowa data premiery nie jest jeszcze znana, jednak możemy być pewni, że Bikeriders już niedługo zobaczymy w kinach.