Kamera Akcja

Loża krytyków dzień 2: Truffaut, Niewiniątka, festiwalowe hity i VHS HELL

Redakcja Filmawki
"Niewiniątka" – mat. prasowe, M2 Films

Festiwal Kamera Akcja nie powstałby, gdyby nie miłość do krytyki filmowej, którą organizatorzy uznają za odrębną dziedzinę sztuki. Stąd pomysł, by podczas trwania festiwalu wszystkie osoby działające na tym polu zebrać w jedno, ogólnodostępne miejsce. Loża krytyków już drugi rok zbiera wokół siebie ludzi piszących lub mówiących o filmie. Nie brak w niej autorów klasycznych tekstów, takich jak recenzje czy felietony, ale znalazło się miejsce także dla influencerów, podcasterów, blogerów i videoblogerów. W tym roku gościmy Lożę krytyków na Filmawce. Codziennie na naszych łamach będą ukazywały się oceny filmów prezentowanych w ramach festiwalu.


1. 400 batów (reż. François Truffaut)


Oczarował bardziej niż byłam w wieku Doinela, zobaczyłam tam też napięcia których siłą rzeczy jako dzieciak nie za bardzo rozumiałam; ciekawe! Tylu rzeczy nie pamietałam: konia, potem dziewczynek w klatce (!!!). Arcy!


Najważniejsza opowieść o dojrzewaniu w historii kina. Antoine Doinel to my! 



Najlepszy w tym autorskim filmie francuskiej Nowej Fali jest słynny otwarty finał, ale 400 batów to ogólnie dowód na to, że czasem krytycy filmowi (a był nim Truffaut) jako twórcy to nie zawsze dobry pomysł. Dużo tu intelektualnych zabiegów, ale sama historia nie porusza. Zbyt dużo tu nieciekawej codzienności, a za mało kina. Kiedyś była to oczywiście nowość, ale po latach ciężko się go ogląda. Takie sobie aktorstwo też tu nie pomaga. I gdzie się podziało te słynne 400 batów? 



Po tylu latach jest to nadal wybitny coming-of-age. Jak oglądam, znowu czuję się dzieckiem, aż Truffaut brutalnie mnie z tego uczucia wyrywa.




2. Jules i Jim (reż. François Truffaut)


Francuska Nowa Fala umie najlepiej w trójkąty. 

Jules i Jim to film, w którym Francois Truffaut wprowadził wiele udanych eksperymentów narracyjnych, z których korzystały późniejsze filmy (vide popularna Amelia Jeuneta). Historia fatalnego trójkąta miłosnego jest fascynująca i opowiedziana z wybitną lekkością, o tym jak zmysłowa kobieta (dzisiaj uznalibyśmy ją za borderlinerkę) potrafi omotać emocjonalnie dwójkę dorosłych facetów. Film może troszkę za długi, ale ta uczuciowa gra w dominację skrywa niewymowny urok i trudną prawdę, że w niektórych kobietach lepiej się nie zakochiwać. Życiowa kreacja Jeanne Moreau.





3. Niewiniątka (reż. Eskil Vogt)


Pół dobrego filmu o dziwnych, strasznych i skomplikowanych relacjach między dziećmi po prostu, i pół złego filmu o pojedynku między złym imigranckim dzieckiem a dobrymi skandynawskimi dziećmi o oczach niebieskich jak Niebo.



“Niewiniątka” to doskonały thriller psychologiczny, umiejętnie dokręcający śrubę i wywołujący żywą reakcję publiczności i odciskają na nim piętno.

Póki przeszywający dramat nie ustępuje metaforze rodem ze Stranger Things jest to film wybitny, niestety później za dużo powietrza schodzi z balonika by mógł unieść moją nadwagę traum.



Dzieci, blokowisko, wakacje, szczypta Marvela i Harry’ego Pottera – i mamy jeden z najmocniejszych horrorów roku.



Obraz dzieci, które rozumieją i odczuwają więcej niż dorosłym się wydaje. Przeraża i zostaje w pamięci na długo.

Niewiniątka mają naprawdę powolne tempo, co jak na obraną formę i gatunek zwyczajnie powoduje zawód. Nie powiedziałbym też, że ten film szokuje i zdejmuje urok z czasu dzieciństwa, ale to na pewno indywidualna sprawa do oceny przez każdego z widzów.


Mizdrzący się do nowej fali horroru, przeciągnięty film bez dobrego pomysłu na eskalację. Wchodzi bez bólu, ale widzieliście to w kinie jakieś osiemnaście razy.

 

Przeczytaj również:  „Cztery córki” – ocalić tożsamość, odzyskać głos [RECENZJA]

4. Zwolnienie warunkowe, (reż. Patrick G. Donahue)


Ani brak budżetu, ani brak talentu, ani brak dobrego smaku nie są w stanie powstrzymać szczególnie zdeterminowanych twórców przed tworzeniem. Czasami rodzi się z tego… kino festiwalowe (przy którym można nad wyraz miło spędzić czas).

Przepiękne doznanie Kinowe. Przesadzona, pokręcona fabuła, wspaniałe zagrania scenariuszowe (sceny z pontonem na basenie to absolutna perełka humoru), „It’s Raining Man” i wielokrotne potrącenia przez samochód, z których wychodzisz bez szwanku sprawiły, że bawiłem się doskonale.




Prawdopodobnie najlepszy seans festiwalu. Mastershit!

Film na 1/10, ale seans – 100000000/10!!

 


5. Jeden rok, jedna noc (reż. Isaki Lacuesta)


Ciekawy formalnie – poszatkowana fabuła, pokazująca impresje i doznania po tragicznych wydarzeniach, wciąga do swojego świata i każe współodczuwać bolączki bohaterów. Świetnie zagrany.

Koncepcja wymyślonego przyjaciela mogłaby obronić ten film i pozbawić mnie wrażenia zmarnowania dwóch godzin. Jednak jest zbyt pokombinowana, by można było ją obronić i w jej świetle odebrać całość. Nie wykluczam jednak, że za kilka dni wszystkie elementy tej fabularnej układanki okażą się (i w moim odbiorze) spójne.

Gdyby zbudować ten film trochę inaczej, może nie miałbym aż tak bardzo gdzieś tego, co przeżywają bohaterowie. Tak nie otrzymaliśmy jeszcze „wprost” punktu zapalnego traumy, a ta trauma już na ekranie jest. Wyszło nieangażująco, choć problem bohaterów jest dla nas jasny. 

Czy jedna noc może zmienić życie na cały rok albo i dłużej? Może. Film który podejmuje efekty działania terroryzmu z zupełnie innej strony, nie tych co zginęli, ale tych co przeżyli. Świetne kreacje aktorskie zwłaszcza Noemi Merlant. Trochę momentami brakuje bardziej stylowej, wyrazistej reżyserii, ale tę historię ogląda się z ciekawością

Przeczytaj również:  „Bękart" – w poszukiwaniu ziemi obiecanej

6.Kiedyś byliśmy dzieciakami, (reż. Eddie Martin)


Zbiorek apokryfów, który chciałby odkrywać duże rzeczy, ale udaje się tylko z jedną, a najciekawszym materiałem do którego dociera są fragmenty „Kids”. Po prostu obejrzyj sobie film Clarka jeszcze raz.

Fascynująca historia zza kulis fascynującego filmu przekłada się na mocno średni dokument. Film oddaje hołd prawdziwym dzieciakom z “Dzieciaków”, szkoda, że jest w tym laurkowy i jednostronny (ale że Clark i Korine odmówili udziału…). Za to na plus jest tu dużo archiwaliów przenoszących nas do tamtych czasów i tamtej kultury.

 


7. Zupełnie normalna rodzina (reż. Malou Reymann)


Całkiem przyjemny seans, niepozbawiony dramatów i przyczynków do dyskusji i refleksji, wpisujący się nurt kina LGBT. Tytuł trochę przekorny, trochę mówiący o próbach stworzenia iluzji, a trochę stawiający widza przed pytaniem, co to znaczy normalna rodzina?

Film, który nas podzielił: z Marka strony, chyba najbardziej realistyczny portret rodziny przechodzącej przez kryzys. Brawa dla Kayi Toft Loholt za niesamowitą organiczność, której filtr pozwala nam doświadczyć scenariusza. Z Michała strony, mdłe i banalne ugryzienie tematu, do tego z okrutnie jednowymiarową postacią ojca w centrum.

 

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.