Advertisement
AktualnościFestiwal Kamera Akcja 2024Publicystyka

Kino od KUCHNI | Zestawienie | Festiwal Kamera Akcja 2024

Redakcja Filmawki
Grafika autorstwa Norberta Kaczały
Grafika autorstwa Norberta Kaczały

Słynne powiedzenie „przez żołądek do serca” pozostaje aktualne nie tylko w sferze relacji międzyludzkich, ale także w kontekście wielkiego i małego ekranu. W ostatnich latach nie brakuje znakomitych produkcji, których akcja dzieje się w kuchniach – zarówno tych domowych, jak i restauracyjnych. Przestrzenie te stają się epicentrum akcji, pełnią funkcje dekoracyjne, a także zamieniają się w niewielkie ekosystemy, które tętnią życiem. Podczas jubileuszowej 15. edycji Festiwalu Kamera Akcja w ramach Krytycznych Premier zobaczyć będzie można film Apetyt na więcej. La Cocina. Na kanwie tej historii zastanawiamy się, dlaczego twórcy i widzowie tak chętnie zaglądają do kuchni. Nasze ulubione tytuły, będące odpowiedzią na to pytanie, zebraliśmy w zestawieniu. Smacznego!


Apetyt na więcej. La Cocina, reż. Alonso Ruizpalacios (2024)

kadr z filmu apetyt na więcej. la cocina
fot. „Apetyt na więcej. La Cocina” / materiały prasowe Nowe Horyzonty

Przy kadrach w stylu food porn (przeestetyzowane obrazy jedzenia) istotną rolę odgrywają kolory. Intensywna barwa świeżo wyciśniętego soku pomarańczowego, złocąca się na patelni cebula, czerwień skapującego z pizzy sosu pomidorowego. Aż można poczuć rozpływający się w ustach rozto… Stop! Zagalopowałam się z tą fantazją, a przecież Apetyt na więcej. La Cocina nie oferuje widzom podobnych wrażeń – produkcja, poza pojedynczymi scenami, została nakręcona w czerni i bieli. 

To nie koniec sprzeczności. Chociaż główne miejsce akcji filmu stanowi kuchnia lokalu gastronomicznego, obiektyw kamery rzadko eksponuje same potrawy. Jedzenie nie jest ukazywane w oczywisty sposób – poprzez zbliżenia czy przyspieszony montaż ujęć krojenia warzyw. Nawet bohaterowie zwykle nie przykładają wagi do gotowanych oraz wydawanych przez siebie posiłków. Żywność bywa jednak szóstym żywiołem i zmusza, zarówno postacie, jak i widzów, do zwrócenia na nią uwagi. W końcu trudno zignorować colę zalewającą całe pomieszczenie, ponieważ od kilku miesięcy nikt nie naprawił podajnika z napojami. Obrazy jedzenia w Apetycie na więcej… nie mają przynosić przyjemności wizualnej, wręcz przeciwnie. Bliżej im do dostarczania doznań obecnych podczas sprzątania po skończonym gotowaniu, gdy trzeba zamieść rozsypaną na podłodze mąkę lub zetrzeć rozlane na blacie mleko.  

Enigmatyczne sformułowanie „lokal gastronomiczny” oznacza po prostu nowojorską restaurację. Amerykańskie dania przygotowują przede wszystkim pracujący w lokalu imigranci. Jedzenie w Apetycie na więcej… stanowi więc jednocześnie źródło międzykulturowego porozumienia, jak i zarzewie konfliktów. Twórcy nie zrównują jednak doświadczeń swoich bohaterów, a podkreślają odmienność sytuacji życiowej każdego z nich. Sama praca na kuchni dla nikogo nie jest spełnieniem dziecięcych marzeń, a jedynie sposobem na przetrwanie w obcym kraju.

Joanna Stachnik


Bulion i inne namiętności, reż. Anh Hung Tran (2023)

kadr z filmu bulion i inne namiętności
fot. „Bulion i inne namiętności” / materiały prasowe Nowe Horyzonty

Punkt wyjścia opowiadanej historii jest niby prosty. Eugénie już od 20 lat pracuje jako kucharka u Dodin Bouffanta i nie trudno zgadnąć, że z biegiem czasu rodzi się między nimi uczucie romantyczne. Kwestia polega jednak na tym, że takie streszczenie filmu byłoby gigantycznym uproszczeniem. Po pierwsze, obserwowana przez nas relacja dwójki bohaterów jest już na etapie znacznie bardziej rozwiniętym, niż jest to zazwyczaj pokazywane w produkcjach, które mówią o miłości. Oboje wiedzą, co do siebie czują i czego oczekują od drugiej strony. Nie uświadczymy tutaj tych wszystkich romantycznych czy melodramatycznych zabiegów, które towarzyszą nam, kiedy obserwujemy świeżo co rodzące się uczucie.

Po drugie, paradoksalnie to nie uczucie między bohaterami jest najważniejsze. Kluczowe jest to, w jaki sposób jest ono nam prezentowane – poprzez jedzenie i gotowanie. To kuchnia i to, co się w niej dzieje, są sercem domostwa i centralnym punktem opowieści. Film pokazując proces tworzenia potraw za pomocą długich ujęć, wskazuje nam na harmonię między dwójką zakochanych. Widzimy, jak pomimo mnogości potraw, które muszą przygotować naraz, nie zaburzają oni procesu tworzenia. Każdy ich krok, podanie składników czy zamiana stanowisk pracy odbywają się w sposób naturalny. Same potrawy natomiast też nie są przypadkowe. Każde danie opowiada jakąś historię, jest sposobem komunikacji między Eugénie i Dodinem, ale również między pozostałymi postaciami, które pojawiają się w filmie. Jedzenie zatem odgrywa najważniejszą rolę w tej opowieści. To poprzez kuchnię jest nam opowiadane wszystko – od relacji międzyludzkich, po kwestie takie jak kultura i jej rozwój.

Na koniec warto dodać, że oprócz pięknie prezentowanych potraw, ścieżka dźwiękowa jest równie istotną kwestią. Składa się ona przede wszystkim z odgłosów przygotowywanego jedzenia. Co chwilę jesteśmy otaczani dźwiękami smażenia, krojenia i podpiekania, co pięknie dopełnia prezentowane nam potrawy. Dlatego nie polecam oglądać tego filmu na pusty żołądek.

Przeczytaj również:  „Jason X" - Maczetą zabija w kosmosie [CAMPING #65]

Maciek Kulbat


Ratatuj, reż. Brad Bird (2007)

kadr z filmu ratatuj
fot. „Ratatuj” / materiały prasowe Warner Bros. Discovery

Niby prosta animacja o zadziwiająco utalentowanym szczurze. Zupełna abstrakcja, w końcu to bajka, ale czy koniecznie musimy ją oceniać wyłącznie w takich kategoriach? Od premiery filmu w 2007 roku film zebrał grono fanów i na stałe zapisał się w popkulturze. Skąd wynika fenomen Ratatuja? Animacja kręci się wokół… tak naprawdę czego? Jedzenia? Szczurów? Relacji? W sumie wszystkiego jest po trochu. Na ekranie dostajemy realistyczny obraz świata, gdzie szczury przedstawiane są jako złodzieje, a ludzie jako zabójcy. Jednak mimo niezliczonej masy różnic między nimi, wszystko sprowadza się do podstawowej potrzeby, jaką jest jedzenie.

Nieważne czy jesteś biedny, czy bogaty, czy też jesteś szczurem, czy człowiekiem – potrzebujesz go, żeby przetrwać. W Ratatuju jedzenie staje się czymś więcej niż tylko podstawową potrzebą – jedzenie jest mostem łączącym klasy, a w tym przypadku nawet i gatunki. Tak jest też w życiu. Najlepsi kuchmistrzowie do perfekcji opanowali łączenie na talerzu smaków pochodzących z różnych kultur i klas. W kuchni nie ma miejsca na uprzedzenia. To różnorodność czyni danie wyjątkowym. Tytułowy ratatuj, pomimo swojej prostoty, podbija serce i podniebienie wiecznie niezadowolonego krytyka. Nie jest to potrawa, którą normalnie jadłoby się w ekskluzywnej restauracji, a jednak przemówiła ona nawet do najbardziej wybrednego gustu. Jedzenie łączy. Poprzez prostą animację twórcy starają się nam pokazać, że w kuchni, a tym samym w życiu, powinniśmy na bok odłożyć uprzedzenia. Warto być otwartym nawet na stygmatyzowane gryzonie, a najprostsze potrawy, które na co dzień jedzą prości chłopi na francuskich wsiach, potrafią podbić podniebienia nawet najbardziej krytycznych smakoszy. 

Marysia Posiadało


The Bear (2022–)

kadr z serialu the bear
fot. „The Bear” / materiały prasowe FX

Trudno o lepszy przykład reprezentacji jedzenia niż jeden z najlepszych seriali ostatnich lat, skupiający się na tej właśnie tematyce. Mowa oczywiście o The Bear, serialu, którego akcja toczy się wokół restauracji. W produkcji tej jesteśmy świadkami zarówno przygotowywania jedzenia, jak i jego serwisu, spożywania i sprzątania po całym procesie (podobnie jak porządkowania kuchni przed samym gotowaniem). To, co jednak najbardziej mnie urzekło w produkcji Christophera Storera, to kontrast w przedstawianiu wymienionych już aspektów funkcjonowania restauracji.

The Bear zestawia chaos z precyzją i dokładnością, artystyczne monoporcje rodem z restauracji nagrodzonych gwiazdką Michelin z prostymi, acz pożywnymi kanapkami z wołowiną. Serial pokazuje tym samym różne podejścia do gotowania, spożywania i serwowania posiłków – zarówno przez zestawienie postaci, jak i miejsc, oraz ewolucje poszczególnych bohaterów. Widzimy, jak pracują nad posiłkami, widzimy ich niepowodzenia, sukcesy, walkę (również z samym sobą) i rywalizację w dążeniu do perfekcji. A wszystko to w apetycznej, restauracyjnej scenerii, która jednocześnie stanowi tło i pierwszy plan produkcji.

Bartłomiej Rusek


Kuchenna rewolucja, reż. Joseph SchumanAustin Stark (2023)

Kadr z filmu „Kuchenna rewolucja”
Kadr z filmu „Kuchenna rewolucja” / materiały prasowe Octopus Film Festival

Choć polski tytuł Kuchennej rewolucji kojarzy się z programem telewizyjnym prowadzonym przez bezkompromisową kreatorkę stylu i smaku, film duetu reżyserskiego Josepha Schumana i Austina Starka nie proponuje nam zmiany lokalu gastronomicznego w ciągu czterech dni. Plan głównego bohatera, Floyda Monka, jest tu znacznie bardziej długofalowy. Należy do klasy robotniczej, ma w ręku kuchenny nóż, strzelbę i plan – jak przywłaszczyć sobie przywileje, których nie posiada. Pojawia się zatem w posiadłości właściciela ziemskiego, by gotować jego rodzinie. Przez żołądek do serca wkupuje się w łaski żony i dzieci, dzięki czemu wrasta w rodzinną tkankę niczym milusiński pasożyt. Staje się nie tylko niekwestionowanym autorytetem kulinarnym, ale figurą męską, której brakowało w domu.

Kuchenna rewolucja to kolejna satyra z nurtu eat the rich. Biedny, acz uzdolniony kulinarnie bohater pojawia się na dworze bogatego bufona, by dać mu prztyczek w nos i jak najwięcej z tego ugrać. To film nieskomplikowany w warstwie fabularnej, ale spełniający przede wszystkim swoją komediową rolę – cięty humor bezczelnego i błyskotliwego Floyda bawi, a mięsista rola Petera Sarsgaarda sprawia dużo radości. Sam komentarz społeczny na linii klasa wyższa-klasa niższa także wybrzmiewa tu całkiem nieźle. Nie ma bowiem bad guya i good guya – obydwu stronom powoli narastającego konfliktu dostaje się po tyłku. Magda Gessler nie musiałaby wiele zmieniać w gastronomicznej ofercie naszego „protagonisty”, ale na pewno zaoferowałaby bohaterom przyspieszony kurs z relacji międzyludzkich.

Przeczytaj również:  Wszystkie barwy Siergieja Paradżanowa [RETROSPEKTYWA]

Jakub Nowociński


The Menu, reż. Mark Mylod (2022)

kadr z film the menu
fot. „The Menu” / materiały prasowe Warner Bros. Discovery

Fabuła filmu brzmi jak scenariusz horroru – grupka ludzi zostaje wysłana na bezludną wyspę, z której nie ma możliwości ucieczki. Jednak nasi bohaterowie decydują się na takie doświadczenie z własnej woli. Dlaczego? Głównie przez własną pychę i zachłanność. Obietnica ekskluzywnej kolacji przygotowanej przez najlepszego kuchmistrza jest zbyt dużą pokusą, żeby baczyć na jakiekolwiek zagrożenia. Zresztą bohaterowie filmu czują się nietykalni, nie myślą, że ktokolwiek mógłby śmieć im zagrozić ze względu na ich status i niemały majątek…

Reżyser przenosi nas na wspomnianą wyspę, na której rezyduje znany kucharz Slowik wraz ze swoim personelem. Ich zadaniem jest dostarczenie uprzywilejowanej grupce społecznej niezapomnianych doznań kulinarnych. Jednak już od początku historii coś zdaje się być nie tak. Grupa osób, które przybyły na kolację, jest starannie wyselekcjonowana. Mamy między innymi nieszczęśliwe (za) bogate małżeństwo, zmanierowaną recenzentkę kulinarną, gwiazdę kina, która już straciła swój blask, a do tego influencera kulinarnego tzw. foodie wraz z niepasującą do otoczenia towarzyszką. Szef kuchni specjalnie wybrał swoich gości na ten wieczór. Obrazują oni dokładnie to, czego mężczyzna się najbardziej się brzydzi, a sam stał się częścią. Niegdyś gotowanie sprawiało mu radość – przecież o to chodzi w jedzeniu. Oprócz bycia naszą podstawową potrzebą, jest ono też spoiwem, które łączy rodziny, pokolenia, kultury.

Grupa uprzywilejowanych smakoszy, którzy znaleźli się na wyspie, burzy jednak wszystkie te wartości. Ich obecność na wyspie sprawia, że jedzenie staje się luksusem, dostępnym jedynie dla wybranych i zamożnych. Jedzenie staje się symbolem statusu i elitaryzmu. Szef Slowik uświadamia sobie, że sam jest częścią problemu i systemu, którego się brzydzi, a jedynymi osobami, które mogą skosztować jego potraw są ludzie, którzy nie potrafią cieszyć się jedzeniem samym w sobie. Cieszą się z luksusu, faktu, że zostali wybrani, a samo menu nie jest dla nich aż tak ważne. Kuchnia serwowana przez Slowika staje się lekcją i karą za ich pychę, zuchwałość oraz arogancję. On sam wie, że dołożył swoją cegiełkę do pogłębienia społecznych nierówności, dlatego na koniec, wraz ze swoimi gośćmi, poddaje się karze.

Marysia Posiadało


Foodie Love (2019)

kadr z serialu foodie love
fot. „Foodie Love” / materiały prasowe Warner Bros. Discovery

Choć hiszpański serial Foodie Love przeszedł bez większego echa, a jego pierwszy sezon okazał się zarazem ostatnim, tak jednym zaskoczył każdego widza. Były to artystyczne ujęcia potraw, którymi bohaterowie wręcz rozkoszowali się na ekranie. Jako pasjonaci jedzenia poznali się przez tytułową aplikację, łączącą ludzi na podstawie ich ulubionych smaków. Tym samym Foodie Love stanowi poniekąd parafrazę powiedzenia „przez żołądek do serca” – nie skupiając się na gotowaniu dla kogoś, a współdzieleniu rozkoszy wynikającej ze wspólnego poznawania nowych smaków.

Choć serial bez wątpienia pod wieloma względami jest po prostu niewybijającą się produkcją, nie wiem, czy gdziekolwiek spotkałem się z tak znakomitymi ujęciami skierowanymi na jedzenie. W trakcie seansu odnosi się często wrażenie, że cała fabuła i rodząca się relacja między dwójką bohaterów stanowi jedynie pretekst do przedstawienia kolejnych potraw. I to niezależnie od faktu, czy mówimy o street foodzie, lokalnej kawiarni czy ekskluzywnej restauracji, serwującej egzotyczne dania – wszystko to wygląda apetycznie i sprawia, że Foodie Love po prostu chce się oglądać. W ostatecznym rozrachunku serial Isabel Coixet skupia się na podkreśleniu tego, jak bardzo wspólna pasja do jedzenia potrafi łączyć ludzi, jednocześnie próbując zaszczepić tę pasję u widza.

Bartłomiej Rusek


korekta i opracowanie: Anna Czerwińska

+ pozostałe teksty

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.