PublicystykaZestawienia

Najlepsze 25 polskich filmów lat 2010-2019, czyli nie tylko Pawlikowski [ZESTAWIENIE]

Redakcja Filmawki
fot. Materiały prasowe / "Pan T."

10. Wołyń


Z początku Wojciech Smarzowski chciał nakręcić Wołyń ramię w ramię z ukraińskim reżyserem, jednak żaden nie zdecydował się na wejście z nim we współpracę. Sportretowanie rzezi wołyńskiej okazało się tak ciężkim tematem, że mimo iż jeden z najlepszych polskich reżyserów szukał realizacyjnej pomocy, to i tak finalnie pozostał ze swą koncepcją sam. Wynikiem jego pracy jest film, o którym w momencie premiery mówiła cała Polska, a który w historii zapisze się jako podwalina do rozpoczęcia rozmów o wcześniej zmarginalizowanej tragedii i zbrodni ludu polskiego.

W ramach tragicznej historii młodziutkiej Zosi Głowackiej (fenomenalna debiutantka Michalina Łabacz) reżyser bezpardonowo i dobitnie – choć, wbrew obiegowej opinii, bez sadystycznych zapędów – portretuje próbę pozostania człowiekiem w nieludzkich czasach opresji i przemocy. Przejmujące obrazy wojny, agresji i nienawiści, z którymi konfrontowana jest bohaterka, pozostawiają widza emocjonalnie zdruzgotanego. Smarzowski nie pozwala jednak odchodzić od seansu bez kapki nadziei. Nadziei, której upatruje w traktowaniu człowieka po prostu po ludzku, bez podziałów na pochodzenie i religię.

Wołyń to kino bogate treściowo, formalnie i emocjonalnie, które już teraz zapewniło sobie miejsce w kanonie polskiego kina historycznego.

(Rafał Skwarek)


9. Wieża. Jasny dzień


Jagoda Szelc udowodniła, wchodząc do branży filmowej, że swoim kinem nie bierze jeńców. Jej unikatowa Wieża. Jasny dzień jest obrazkiem, który każdy z nas może wziąć do ręki i przeanalizować na swój własny sposób. Film służy tu za naczynie – oferując nadzwyczajną, oniryczną estetykę polskiej wsi, cudowne aktorstwo, wzmagające poczucie niejednoznaczności oglądanych obrazów i dialogi, które łatwiej byłoby określić mianem mamrotania. Wszystko to wrzuca nas w historię, gdzie w odpowiednim momencie budowany suspens nie służy rozładowaniu go w końcówce ku satysfakcji widza, a staje się doświadczeniem samym w sobie. Niemal medytacyjny seans przypomina obrazki Davida Lyncha czy innych filmowych surrealistów – i nie zamierza widzowi niczego tłumaczyć.

I choć Szelc pozostawia oczywiście całą masę interpretacyjnych furtek, to jednak podstawą jej filmu jest rodzina czy – w szerszym kontekście – relacje. Obserwując wiejską społeczność, ich przyzwyczajenia, hipokryzję, trafia do źródła największych ludzkich niepokojów. Reżyserka potrafi trafić do podświadomości, zupełnie instynktownie i swoim debiutem udowodniła, że w polskim kinie jest nie tylko miejsce, ale przede wszystkim głód eksperymentów. I jak się przekonaliśmy przy okazji jej drugiego filmu – nie zamierza ona z tej ścieżki schodzić.

(Szymon Pietrzak)


8. Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham


Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham, filmie Pawła Łozińskiego. Jest tyle słów, które chciałbym ci powiedzieć. Tyle pięknych twoich cech.

Podziwiam cię za to, jaki jesteś. Bezkompromisowy, minimalistyczny tak bardzo, jak tylko się da. Jedyne co widzę, to szare tło i twarze – początkowo sztywne, tężejące dumą, której stopniowy rozkład pozwalasz mi obserwować. W tym właśnie procesie – przekraczania granic i łamania hamulców – dajesz mi możliwość dostrzeżenia leczniczej funkcji komunikacji. Próby zrozumienia drugiego człowieka, piekielnie ciężkiej i bolesnej. Ale jakże zbawiennej dla wzajemnych relacji.

Jesteś jedyny w swoim rodzaju. W warstwie konceptu odtworzenia prawdziwej sesji terapii, ale też w tym, co przekazujesz na temat ludzkiego charakteru. Ilekroć cię oglądam, wzruszam się dogłębnie myśląc o tym, ile jest jeszcze osób, którym mógłbyś otworzyć oczy. Pokazać, że zasięgnięcie lekarskiej pomocy nie jest oznaką słabości, lecz siły. Twoje bohaterki wychodzą złamane, ale odmienione. Wypełnione nową energią, dumne z tej drogi, która razem przeszły. I ja jestem dumny, filmie. Dumny, że w tym kraju powstają tak nietuzinkowe dzieła sztuki.

(Wiktor Małolepszy)


7. Bogowie


Gdyby polska opieka zdrowotna nie była w wiecznym, pogarszającym się kryzysie finansowym, uczelnie medyczne mogłyby wynająć Łukasza Palkowskiego i współfinansować produkcję Bogów jako reklamę zachęcającą młodych ludzi do podjęcia studiów lekarskich.

Całe szczęście, Palkowski film i tak nakręcił i tym samym dostaliśmy produkcję, która powinna przemówić do każdego. Wszakże Bogowie to po pierwsze bardzo angażująca historia ambitnego człowieka, który poświęca swoje życie dla dobra innych. Po drugie, to opowieść o pięknym historycznym patriotyzmie, ale tym czasów pokoju. Zaskakujące, jak blisko Relidze do wojskowych bohaterów, których tak lubimy wspominać w książkach od historii czy podczas państwowych uroczystości. Stąd, nie bez powodu, po premierze filmu o Wisłockiej pojawiły się dowcipy o zawiązaniu uniwersum polskich Avengers. Ja nie mam nic przeciwko tak długo, jak stać będą za tym utalentowani scenarzyści, reżyserowie…

Przeczytaj również:  „Zarządca Sansho” – pułapki przeszłości [Timeless Film Festival Warsaw 2024]

…oraz aktorzy! Mówiąc o Bogach nie sposób nie wspomnieć wybitnej kreacji Tomasza Kota, który mimo różnego wzrostu od postaci prawdziwego profesora, wcielił się w niego rewelacyjnie. Drobne gesty, ruchy, sposób chodzenia i mówienia to przykład aktorstwa, które nie bez powodu dało Kotowi akces do międzynarodowej kariery. Nam pozostaje trzymać kciuki za więcej takich ról!

(Andrzej Badek)


6. Cicha noc


W dobie szukania lepszych perspektyw na Zachodzie gorzka opowieść o przykrych stronach emigracji zarobkowej i rodzinnych kryzysach jest niezwykle uniwersalna. Piotr Domalewski z delikatnością i dbałością o szczegóły sportretował rzeczywistość niejednego polskiego domu dotkniętego cieniem rozłąki z bliskimi i rozluźnienia więzi. Ukazana w kadrze polska prowincja jest przytłaczającym tłem dla historii o rodzinie, która mimo rozlicznych podziałów stara się zasiąść przy wspólnym wigilijnym stole. Na wierzch wychodzą lęki, rozpaczliwa chęć poprawienia własnego losu i walka z poczuciem beznadziei.

Cichą noc przepełniają emocje i wybija się w niej psychologiczna prawda. Pierwiastki humoru i zadumy zostały w niej zrównoważone po mistrzowsku, współgrając z obrazem nieubłaganie nadciągającej katastrofy. To film dojrzały i poruszający, Opowieść wigilijna na miarę XXI wieku i na miarę polskich realiów.

(Marcelina Kulig)


5. Róża


Wojciech Smarzowski uwikłał się w korzystanie z identycznej estetyki we wszystkich swoich filmach. Zawsze syf, zawsze moralna degrengolada, zawsze lejąca się wóda świadczą o zepsuciu świata, upadku, głębokościach, z których jako ludzkość nie zamierzamy wychodzić. Na tle tych turpistycznych moralitetów Róża wyróżnia się sposób szczególny. Historia o losach Mazurów to fenomenalny przykład na to, ile jeszcze nieodkrytych kart historii czeka na przeniesienie na wielki ekran. Ale nie chodzi tylko o rozliczenia, ujawnienie grzechów “wyzwolicieli” z Armii Czerwonej.

To także opowieść o wojnie jako końcu świata, po którym trzeba przecież dalej żyć. Film Smarzowskiego jest brutalny, dosadny, niczego nie zataja przed widzem, nie wchodzi z nim w żadne gierki. Uderza w twarz i każe patrzeć, do czego jesteśmy zdolni, gdy pozwolimy sobie na folgowanie nienawiści i uprzedzeniom. Zaś role Agaty Kuleszy i Marcina Dorocińskiego z marszu stały się jednymi z najważniejszych występów, jakie możemy oglądać w polskiej kinematografii.

(Marcin Kempisty)


4. Ida


Cisza – tak właśnie rozpoczyna się Ida. Okraszona czernią i bielą jest bardziej wymowna niż pełna patosu elegia. Stanowi nie tylko niezwykle istotny element wprowadzenia, ale przede wszystkim doskonale oddaje charakter głównej bohaterki filmu – Idy. Między innymi dlatego tak wyraźnie widoczny jest dynamizm owej postaci, który rozpoczyna się wraz z poznaniem ciotki imieniem Wanda. Powoli odkrywana historia rodzinna intryguje, angażuje i zachęca do własnych refleksji na temat życia, o którym wiadomo tak naprawdę bardzo niewiele. Pomimo tak mocno zarysowanych w Idzie kontrastów, film jest enigmatyczny i może właśnie dlatego tak urokliwy w swojej pozornej prostocie.

Oscarowa produkcja Pawła Pawlikowskiego z pewnością zasłużyła na to wyróżnienie, ale istotne jest to, jaki ślad po sobie zostawiła. Tragizm w ramach kina drogi, wewnętrznego odkrywania własnego „ja”, ukrytego pod (w założeniu) bezpiecznym i niczym nieskalanym habitem.

(Joanna Kowalska)


3. Boże ciało


Boże ciało znajduje się na najniższym stopniu podium nie przez przypadek. Bowiem każdy temat, który podejmuje – od prowincjonalizmu, przez kwestię wiary i kleru, aż do leczeniu straty, realizuje w sposób mistrzowski, wyprzedzając, tak często korzystające z tych tematów, polskie kino.

Znamienne również, że jego twórcą jest Jan Komasa, jeden z najgłośniejszych debiutantów ostatnich dziesięciu lat. Co by nie mówić o Sali samobójców, czy Mieście 44 pod z względem artystycznym, patrząc jedynie na przesłanki marketingowe, były to niewątpliwe hity, próbujące, tu w szczególności patrzę na jego drugie dzieło w karierze, poszerzyć znaczeniowo gatunek, którym operuje.

Przeczytaj również:  TOP 10 najbardziej oczekiwanych filmów na Timeless Film Festival Warsaw 2024 [ZESTAWIENIE]

Jednak dopiero tegoroczny kandydat do Oscara pozwolił Komasie w pełni rozwinąć skrzydła. Pomogli mu w tym dwaj panowie będący w życiowej formie – Bartosz Bielenia, tworzący najbardziej nieokrzesaną, genialną aktorsko kreację tej dekady, oraz Mateusz Pacewicz, potwierdzający, że nie tylko Robert Bolesto jest dobrym scenarzystą w naszym kraju.

Wreszcie ostatnia scena, która zostaje w człowieku przez bardzo długi czas, niczym najciekawsze i przepełnione duchową szczerością kazanie. Idealna paralela dobiegającej końca dekady w kinie, która będzie jeszcze na długo rezonowała wśród fanów kina.

(Maciej Kędziora)


2. Ostatnia rodzina


Od ponad dekady Robert Bolesto konsekwentnie zachwyca polskich widzów coraz bardziej intrygującymi scenariuszami, na podstawie których powstaje świetne, bezkompromisowe kino. Po finezyjnym romansie Aria Diva napisał Bolesto m. in. Hardkor Disko (formalnie błyskotliwy dramat o alienacji w wielkim mieście) oraz Córki dancingu (zadziorne, koszmarno-bajeczne widowisko na miarę Sanatorium pod klepsydrą).

Jednak najlepsze, co wyszło spod ręki fabularzysty, to skrypt Ostatniej rodziny. Film może pochwalić się doskonałą realizacją – począwszy od opresyjnej scenografii, a na zdjęciach napędzających uczucie klaustrofobii kończąc – ale jego potęga tkwi w porywająco rozpisanej historii. To psychologiczne studium antyrodziny, która boryka się z niekontrolowanymi wybuchami agresji, złośliwymi zrządzeniami losu, niezłomną depresją, wreszcie próbami samobójczymi. Film jest narracyjnie chłodny; opowiada o zawieszonym nad głowami bohaterów fatum, duchowym ciężarze, który nie pozwala iść przez życie z podniesioną głową. Ale nie brak w nim też inteligentnie wisielczego humoru czy po prostu ciętych ripost (grany przez Andrzeja Seweryna Zdzisław tak wyobraża sobie epitafium na rodzinnym grobie: Tu leżą Beksińscy. Pocałujcie ich wszystkich w dupę).

Ostatnia rodzina to biograficzny eksperyment, w którym proza życia miesza się z nihilizmem, a emocje postaci bywają tak rozżarzone, że pieką przez ekran. Film, po którym trudno się otrząsnąć, fabularna rekonstrukcja hasła memento mori. Wszyscy aktorzy portretujący Beksińskich wypadli w swych rolach rewelacyjnie, a prym wiedzie tu Aleksandra Konieczna. Orzeł i Złote Lwy w pełni jej się należały.

(Albert Nowicki)


1. Zimna wojna


Targa mną taki niespokojne uczucie, że o filmie Pawła Pawlikowskiego piszemy już jako o klasyku, któremu z towarzyskiej kurtuazji nie przypominamy wieku. Temu osobliwemu poczuciu wyzucia czasu powabu dodaje jeszcze nobilitowane wydanie filmu w edycji Criterionu. Choć zwykle nie liczę godzin i lat, to w tym przypadku złapałem się na odrealnionym zdystansowaniu się od tak pamiętnego emocjonalnie doświadczenia. A było to raptem rok, paręnaście miesięcy temu, tak czy siak – w 2018. W tym czasie do bezwarunkowo przyswajanego slangu popkultury weszła Zimna wojna, wymieniana nierzadko na jednym oddechu z reżyserem czy niezbędnym tandemem Kulig – Kot. Nie bójmy się stwierdzić, że Pawlikowski wszedł z nią do kanonu, wyważył drzwi z zawiasami, poturbował przechodniów, którzy skromnym ukłonem zeszli mu z parady.

Gdy wracam pamięcią do tych zimnowojennych impresji, do romantyzującej, deficytowej w rodzimym kinie immersji, do tak pięknych występów aktorskich czy w końcu arcydzielnych kreacji przestrzeni Łukasza Żala – to coś mnie druzgocze. Nie jest to patriotyczna egzaltacja ani jakakolwiek duma – bo niesamowite tezy o proliferacji polskiego kina to raczej faux pas krótkowzroczności niż faktyczny statement tego, co obecnie ma miejsce. Druzgocze mnie estetycznie, jako wartość sama w sobie, zniewalająca optycznie, onieśmielająca duchowo. Na pozór o filmie Pawlikowskiego pisze się, mówi się łatwo, dostarcza bowiem bardzo intuicyjnych przesłanek, ale odgadnięcie gestów, punktów i wrażeń to głupiego robota, sprowadzająca się do subiektywnych, półotwartych stwierdzeń, skromnych, nieumiejętnie nazywających, ale ważnych. Niech ta powyższa będzie jedną z nich.

(Kamil Walczak)

Strony: 1 2

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.