PublicystykaWywiady

Grímur Hákonarson: “Problemy Islandii nie są widoczne na pierwszy rzut oka” – mówi nam twórca “Daleko od Reykjaviku” [WYWIAD]

Maciej Kędziora
Grímur Hákonarson
Grímur Hákonarson © FDC/ Theo DELANGE

Grímur Hákonarson objawił się światu za pomocą swojego filmu – “Barany. Islandzka opowieść”, który został doceniony na międzynarodowych festiwalach, a także wprowadził nas w realia islandzkiego kina.

Od piątku, tj. 4.09, będziecie mogli oglądać jego najnowszy film – “Daleko od Reykjawiku”, w którym podejmuje walkę ze spółdzielniami, patriarchatem i oszustwami ideowymi. Nam opowiada o jego poglądach, latach spędzonych jako aktywista, walce o zmiany w Islandii, a także o problemach nękających ten idealizowany kraj. Zapraszamy was też do przeczytania recenzji filmu. 

Maciej Kędziora: Na początek pytanie, które pewnie słyszałeś już wiele razy, ale muszę je zadać. Jak wpadłeś na pomysł nakręcenia “Daleko od Reykjaviku”? 

Grímur Hákonarson: “Daleko od Reykjaviku” opiera się na prawdziwej historii spółdzielni rządzącej w Skagafjördur, położonym na północnym-zachodzie Islandii. To ona kontroluje ichniejszy rynek i pracowników. Czasem żartujemy, że to taka nasza islandzka Sycylia, którą zarządza mafia. 

Początkowo myślałem o nakręceniu dokumentu, który opowiadałby historię spółdzielni. Rozmawiałem nawet z paroma rolnikami z Skagafjördur, ale niestety okazało się, że są zbyt przestraszeni by opowiedzieć swoją historię przed kamerą. Kiedy wszyscy, z którymi rozmawiałem odmówili, zdecydowałem się pomysł dokumentalny przekształcić w fabułę, wymyśliłem postać głównej bohaterki, Ingi. Chciałem by oś fabularna pokazywała walkę kobiety z systemem, walczącej o swoje dobre imię. 

Tworząc postać Ingi myslałeś o jakiejś konkretnej, znanej Ci osobie, czy jej historia jest całkowicie wymyślona? 

Inga powstała z połączenia mojej wyobraźni, oraz opowieści paru ludzi, których znam. Na wsi w Islandii, w ostatnich latach, coraz więcej kobiet przejmuje i zakłada własne gospodarstwa, prowadząc je w pojedynkę, lub nimi zarządzając. W przeszłości, tylko mężczyźni to robili, więc historia Ingi, w której wątek zmian społecznych jest istotnym, jest również zainspirowana tymi zmianami,. 

Poruszyłeś temat patriarchatu i tradycjonalizmu w Islandii. Czy ruch emancypacyjny kobiet, które jak wspominasz coraz częściej samostanowią o sobie również ekonomicznie, to proces, który jest już za wami, czy jeszcze jest w trakcie? Szczególnie, że zarówno w twoim filmie jak i innej głośnej w naszym kraju islandzkiej produkcji, “Kobieta idzie na wojnę”, to właśnie kobieta staje się symbolem walki z systemem. 

Proces trwa nadal, ale w porównaniu z tym co było 30 lat temu wiele rzeczy już się zmieniło. Choć, w bardziej wyizolowanych geograficznie miejscach, takich jak Skagafjördur, czy rejonach wiejskich, patriarchat nadal jest bardzo silny. Podobnie zresztą z homofobią – miasta coraz częściej się liberalizują, ale na terenach rolniczych nadal jest ona sporym problemem. Mogę się tylko domyślać, że podobny problem macie również w Polsce. 

Wracając jednak do pytania – te rejony, o których opowiadam w “Daleko..” nadal są kontrolowane głównie przez mężczyzn. 

Polski tytuł (oryginalny to “The County”) zwraca uwagę na odległość miejsca akcji od stolicy Islandii, o której my dostajemy najwięcej informacji medialnych. Jakie są najważniejsze różnice, poza oczywistościami takimi jak urbanizacja, między stolicą, czy szerzej miastami, a życiem na wsi w Islandii? 

Ludzie żyjący na wsi są na pewno trochę bardziej konserwatywni niż ci żyjący w miastach, ale także większa część z nich będzie miała poglądy zbliżone do nacjonalizmu. Wyrażają sprzeciw wobec integracji z Unią Europejską, a głosując wspierają prawicowe partie; partie lewicowe i liberalne mają zdecydowanie więcej poparcia w stolicy. 

Generalnie, Islandia to liberalny kraj. Nie jesteśmy zbyt religijni, oczywiście zdarzają się głosy rasistowskie, ale większość ma poglądy liberalne, choć ten kontrast ideologiczny między miastem a wsią jest zauważalny. 

Przed chwilą, ale też w sporej ilości wywiadów wspominasz, że ludzie na północy obawiają się Unii Europejskiej, są jej przeciwni. W Polsce właśnie tereny rolnicze sporo zyskały na naszym wejściu do wspólnoty – czy uważasz, że to byłaby dobra droga dla reform w Islandii? 

Jestem zwolennikiem podziału władzy, lokalnych, małych gospodarstw i przedsiębiorstw, oraz demokracji bezpośredniej. Chciałbym by nie tylko w Islandii, ale i na całym świecie dostęp do władzy był dostępny dla każdego, byśmy mieli na nią wpływ. Jak pokazuje przykład spółdzielni w “Daleko…”, gdy władza skupia się jedynie wokół kilku ludzi, zawsze kończy się to źle. 

Premiera twojego filmu miała miejsce rok temu. Czy cokolwiek zmieniło się w sprawie funkcjonowania spółdzielni, o której opowiadasz w filmie? Jaki był odbiór filmu w Islandii, jeśli chodzi o jego wymiar społeczny? 

Reakcja ludzi była bardzo pozytywna, wiele seansów zostało wyprzedanych. Komentatorzy, którzy wypowiadali się na temat filmu czy to w mediach, czy za pośrednictwem komunikatorów, byli nastawieni bardzo entuzjastycznie. Wielu zwracało uwagę, że udało nam się uchwycić prawdziwe realia życia pod spółdzielnią, że nie byliśmy w tym wszystkim oderwani od rzeczywistości.

Niestety, nikt z ramienia spółdzielni nie zdecydował się zabrać głosu, a choć nasz film wywołał ogólnokrajową debatę, na ten moment nic się nie zmieniło. 

Oglądając film chciałem ci zadać w szczególności jedno pytanie – czy wierzysz w samą instytucję spółdzielni jako miejsce współpracy niezależnych jednostek? Oczywiście nie mówimy o tak zdegenerowanej instytucji jak firma-antagonista z “Daleko..”, ale pytam o samą ideę. 

W filmie nie krytykuję ideałów spółdzielni. To równie dobrze mogła być wielka prywatna korporacja – w Islandii mamy wielkie firmy zajmujące się rybołówstwem, które kontrolują gospodarkę, co powoduje że wszyscy są od nich zależni. 

Jednak spółdzielnia, sam fakt tego że jest to spółdzielnia, uczyniła w mojej opinii cały film ciekawszym. Po przykrywką ideałów, o których mówią i którymi się szczycą, robią coś całkowicie wbrew temu co próbują reprezentować. 

Inga przez wiele krytyków i krytyczek z całego świata jest porównywana do postaci Erin Brockovich. Kiedy tworzyłeś swój film i jej postać faktycznie myślałeś o Brockovich, albo innych znanych postaciach? Które filmy najbardziej wpłynęły na proces twórczy “Daleko..”? 

Zdecydowanie Erin, ważnym był również film “Silkwood” z Meryl Streep w roli głównej, inne filmy z lat 80-tych. Myślałem też o “Trzech billboardach za Ebbing, Missouri”. 

W wielu wywiadach nazywasz siebie “zaangażowanym reżyserem”, reżyserem politycznym. W mojej perspektywie sztuka zawsze, w mniejszym lub większym stopniu jest polityczna, reprezentuje poglądy twórcy na temat świata. Ale co dla ciebie kryje się za wyrażeniem “reżyser polityczny, zaangażowany”? Czy bliżej ci do Kena Loacha, który dość jasno wyraża swoje przesłanie społeczne w filmach, czy jednak wolisz je ukrywać i prezentować w sposób bardziej subtelny, podejmując również tematy z którymi mógłbyś stać w sprzeczności? 

Mam wrażenie że obie definicje są mi bliskie. “Daleko..” blisko do filmów, które kręci Ken Loach, ale jako reżyser również lubię wyzwania, dokonywanie artystycznych rewolucji wewnątrz dzieła i jego scenariusza. Uwielbiam łamanie zasad, zapewne można nazwać mnie “rebelem”. 

Kontynuując, jak twoje życie aktywisty (GH jako dwudziestolatek był bardzo aktywnym działaczem społecznym) wpłynęło na twoją twórczą wyobraźnię, a także na pracę na planie? 

Już w liceum zacząłem być bardzo zaangażowany politycznie, zostałem aktywistą. Wszystko zmieniło się kiedy poszedłem do szkoły filmowej w Pradze i poświęciłem swoje życie pracy artystycznej. 

Choć już nie jestem aż tak aktywnym działaczem, wydaje mi się, że to co robię, filmy które kręcę, powstają w określonym celu. Czuję się jak nauczyciel, który w młodości był aktywistą, działaczem społecznym; który kontynuuje swoje działanie nie przez czyny, a przez nauczanie właśnie. Pokazując rewolucję, konieczność zmian.  

Wiele waszych filmów – twoich, jak i innych twórców z Islandii, jest bardzo politycznie zaangażowanych. Czy edukacja społeczno-polityczna to coś na co w edukacji islandzkiej zwraca się szczególną uwagę, czy po prostu tej odpowiedzialności aktywistów nabraliście przez własną wrażliwość i pracę? 

To indywidualna kwestia pracy. Też nie wszyscy, może nawet mniejszość twórców z Islandii jest stricte zaangażowana politycznie, głównie ja i Benedikt Erlingsson, reżyser “Kobieta idzie na wojnę”, oraz grupa osób odpowiedzialna za kręcenie dokumentów. Ale wydaje mi się, że tak jest wszędzie, nie tylko w Islandii. 

Twój film “Barany” rozpoczął budowanie świadomości polskich widzów na temat islandzkiej kinematografii, ale również kultury, którą odkrywamy na nowo dopiero od paru ostatnich lat. Jednocześnie, głownie dzięki właśnie waszym filmom,.buduje się przekonanie, że Islandia to ziemia obiecana – miejsce godnego zarobku, spokojnego bytowania, braku problemów. Czy ten idylliczny wygląd Islandii ma wiele wspólnego z rzeczywistością? 

Taka jest nasza “oficjalna wersja”: wszyscy jesteśmy bogaci i szczęśliwi. Głównie dlatego, że problemy Islandii nie są widoczne na pierwszy rzut oka – tu nie chodzi o to co powierzchowne, czy materialne, ale o to co siedzi w nas. Sporym problemem naszej społeczności jest alkoholizm, problemy psychiczne, a także – co widać po naszych głównych bohaterach, spore kredyty, które spłacamy przez większość czasu. Przez to, że jesteśmy niewielkim krajem i chcemy zachować naszą, własną niezależną walutę, kredyty są udzielane z wielkimi odsetkami. 

Wiele filmów, w tym twój, pokazuje strach ludzi przed walką o własne prawa. Czy faktycznie w Islandii tak trudno zmobilizować się do postawienia się złym legislacją i systemowemu uciskowi? 

Jedna z ostatnich scen (zostawiamy bez odpowiedzi by uniknąć spoilerów – przyp. red) jest prawdziwa, ta sytuacja faktycznie miała miejsce. Jednak większość osób boi się potrząsnąć systemem. 

Myślisz, że musimy czekać na przyjście Ingi by sytuacja z spółdzielniami się zmieniła, czy to naturalny proces, który nadejdzie. 

GH: Obecny, starszy i długoletni prezes spółdzielni, jest tradycjonalistycznym biznesmenem, ale wydaje mi się, że gdy władze przejmą młodsi wtedy możemy faktycznie spodziewać się przemian. Nie wierzę jednak w to, że będzie to rewolucja, oddolne przejęcie władzy przez ludzi na skutek buntu, a nastąpi to poprzez trwający parę lat proces. 

Na koniec pytanie o pandemię z twojej perspektywy. Czy zauważyłeś u siebie jakieś zmiany na skutek pandemii, lub w społeczeństwie? 

Największą zmianą, która mam nadzieję, że nastąpi jest przeniesienie swojej wiary z polityków na naukowców. Mam nadzieję, że ludzie zaczną ufać faktom niż przyjmować zewsząd populistyczne hasła i bezwartościowe slogany. 

Pandemia i jej skutki mogą również spowodować, że ludzie zaczną wreszcie żyć w zgodzie z naturą, walcząc z globalnym ociepleniem. Na przykład my, twórcy będziemy mieć więcej połączeń przez zooma niż bankietów po podróżach.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.