Innego razu w Anatolii, czyli “About Dry Grasses” Ceylana [RECENZJA]


Po ponad dwudziestu latach, od kiedy Uzak podbił Cannes, Nuri Bilge Ceylan uchodzi za jednego z najważniejszych, stałych bywalców francuskiego festiwalu. Laureat Złotej Palmy za Zimowy sen, co kilka lat, w coraz to dłuższym metrażu, ukazuje nam kolejne odsłony swoich tureckich opowieści; pisanej kamerą epopei o losie człowieka zawieszonego między Anatolią a Stambułem. Nie sposób nawet polemizować, że Ceylan kręci cały czas ten sam film – ale może właśnie to leży u źródeł jego sukcesu?
W About Dry Grasses przenosi nas do wschodniej Turcji, gdzie echem wybrzmiewa jego najlepszy film – Pewnego razu w Anatolii. W lokalnej szkole nauczycielem plastyki jest Samet, sfrustrowany, marzący o ucieczce do większego miasta mężczyzna, postrzegający siebie za kogoś lepszego od innych. W tym poczuciu krąży po wsi i mieście, prowadząc rozmowy, wygrywając (we własnym mniemaniu) spory, kreując się na głos rozsądku. I gdy wydaje się że Ceylan wraca do jednego z najważniejszych tematów w swojej karierze – niespełnionych ambicji i klaustrofobicznej codzienności – pokazuje nam nowy rys osobowościowy. Rys zmieniając nasz sposób patrzenia na Sameta, odrzucając go w całości.
Główny bohater opresyjnie fascynuje się swoją uczennicą. Wykorzystuje relację władzy, aby nią manipulować, a później znęcać się nad nią z powodu odrzucenia. W Samecie wiele jest frustracji, złości, agresji; jego fascynacja tłumaczona jest narracyjnie między innymi poprzez niemożność spełnienia zawodowego na stopie pedagogicznej. Ale, co najważniejsze, w opowieści tylko Samet siebie tłumaczy; nie czyni tego za niego reżyser.
W zderzeniu z amoralnością protagonisty, tkwimy w trzygodzinnym studium zła, z każdą kolejną sekwencją (opierającą się na dłuższej rozmowie; na tematy od polityki do tuszowania przewinień) coraz bardziej mierząc się z własną frustracją. Ceylan nie karze Sameta, pozwala mu kontynuować swoją symfonię przemocy; zwłaszcza, gdy pojawia się drugi, równoważny wątek, w postaci relacji między głównym bohaterem, nauczycielką Nurray (w tej roli znakomita Merve Dizdar) a Kenanem – współlokatorem i przyjacielem bohatera. Wątek skądinąd ciekawszy; to właśnie w nim tkwi siła opowieści, a Nurray staje się najlepszą kontestatorką irytującego ze wszech miar konformizmu. Zwłaszcza w mistrzowskiej, choć jedynej aż tak dobrej, scenie kolacji, gdzie Ceylan przez prawie pół godziny nawiązuje do walki kobiet o swoje prawa, krytykuje liberalną zaściankowość, by później przekroczyć granicę formy i wyjść na plan filmowy.
Przekroczenie staje się jedyną odskocznią od stylu; powtarzalnego, konsekwentnego i obecnego od lat. Być może w nim tkwi świadomość, że wszystko zaczyna się wypalać. Ceylan przez chwilę poszukuje czegoś nowego; czegoś, co może pozwolić mu uciec od zgranej formy. Ten chwilowy powiew świeżości jest najbardziej istotną chwilą dla całości narracji. Momentem, w którym wreszcie mamy poczucie, że nie tkwimy w tym samym miejscu; że sam reżyser jest świadomy krańca własnej metody, od lat zapewniającej mu sukcesy.
Czy więc epopeja pisana przez Ceylana znajdzie finalnie domknięcie? Czy opowieści o błądzeniu znajdą wreszcie dominujący cel? Być może, wraz z kolejnym projektem doczekamy się nowego otwarcia? A może jest to kolejny sen, w którym reżyser przyznaje się, że jest w stanie tworzyć tylko w zgodzie z własną stylistyką? To pytania, pozostające w przyszłości, będące jednak kluczowymi w kontekście interpretacji About Dry Grasses. Samo przekroczenie metody staje się bowiem najbardziej stymulujące w trakcie seansu. Pozwala wierzyć, że jest to opowieść o czymś więcej niż pozwala nam sądzić sama fabuła.
W końcu Ceylan poświęca też czas, żeby myśleć o procesie twórczym w ramach samych debat wewnątrzfilmowych. Ucieka do sztuk plastycznych – zarówno Samet, jak i Nurray, zajmują się malarstwem. Ten pierwszy czuje się znakomitym twórcą pogrążonym w kryzysie (uwarunkowanym pracą w szkole, ograniczającą rzekomo jego wyobraźnię), ona natomiast cały czas jest w procesie kreacji, będącym ucieczką od rzeczywistości. Proces, podobnie jak w Dzikiej gruszy, staje się dla reżysera istotnym elementem budowania charakteru jego postaci. Choć nie sposób szukać w tym porte-parole, nie można nie dostrzec wiecznego powrotu do samej weny jako czegoś, co określa nas samych; przyczyn tworzenia, stymulantów, bodźców, wpływających na nas jako osoby tworzące (niezależnie, czy będzie to jak w poprzednim filmie literatura, czy jak tu portretowanie innych za pomocą pędzla oraz aparatu).
About Dry Grasses przypomina także, że nie każdy film musi mieć swój określony cel. Oczywiście narracja doprowadza nas do finalnego, nieznośnego monologu Sameta, który przejmując rolę narratora, powraca do zgranej nuty pretensjonalnego, szkodliwego teoretyzowania swojej samotności i bycia lepszym od innych, ale zdaje się, że sama końcówka nie jest istotą całości. Najważniejsza jest droga, postaci, które poznajemy obok Sameta; ciekawsze, istotniejsze od niego samego. I ta droga, mimo ponad trzech godzin projekcji jest warta przebycia – nawet jeśli Ceylan powtarza pewne passusy swoich wcześniejszych dzieł.