Recenzje

“I znowu zgrzeszyliśmy, dobry Boże”, czyli Ecoutez, Repetez [RECENZJA]

Maciej Kędziora

Gdy pięć lat temu po raz pierwszy poznaliśmy rodzinę Verneuil, jej członkowie znajdowali się w okresie wielkiego ożenku – wszystkie córki znajdowały partnerów i poznawały swoich rodziców z ich przyszłymi zięciami. Teraz, gdy na ulicach nad Sekwaną przemieszcza się coraz więcej ludzi w żółtych kamizelkach, a za sterami państwa stoi Emannuel Macron, musi ona zmierzyć się z widmem kolejnych drastycznych zmian w ich życiu, a mianowicie z Wielką Emigracją, bo każda z dziedziczek postanawia ułożyć swoje życie na nowo w kraju innym niż ojczyzna Marcela Prousta. Ostatnim bastionem (czy też Bastylią), którą muszą pokonać są teściowie próbujący uczynić co w ich mocy, by zatrzymać familię przy sobie.

Podobnie jak w przypadku pierwszej części, fabuła nie będzie wykraczała poza jej początkowy zamysł. Ot, tym razem, zamiast poznawania swoich zięciów, Claude i Marie będą próbowali przekonać ich, że Francję da się lubić, ba – da i należy ją kochać! Powodów planowanego wyjazdu nie będzie się dało jednak zatuszować pięknymi historiami o Wersalu, gdyż nijak nie łagodzą one narastających napięć na tle etnicznym, złej sytuacji geo-politycznej, czy też braku popytu na Ara-bio (rodzinną firmę założoną przez Davida). Jak jednak zdecydują się pokazać coraz bardziej tolerancyjni rodzice (samozwańcze głowy rodziny), nie ma dla nich rzeczy niemożliwych.

O ile główna oś fabularna jest jedynie pretekstem do różnorakich scen rodzajowych bez głębi moralizatorskiej, o tyle w tle będzie rozgrywać się opowieść znacznie ciekawsza. Jak bowiem ma się dopiero okazać, afrykański odpowiednik małżeństwa Verneuil, rodzina Koffi, musi zmierzyć się z problemem, jak gdyby żywcem wyciągniętym z pierwszej części (vide spowodowanym społecznym zacofaniem i zacietrzewieniem ideologicznym) – oto ich córka Viviane postanawia wziąć ślub. Czego jednak nie wie jej skrajnie konserwatywny ojciec, planuje ona połączyć się świętym węzłem małżeńskim nie z “Nicolasem”, ale z Nicole. I będzie to jedyna część tej historii, w której dane nam będzie poczuć namiastkę prawdziwych emocji.

Przeczytaj również:  „Bękart" – w poszukiwaniu ziemi obiecanej
Zobacz również: Top 5 filmów z festiwalu Transatlantyk

Oczywiście, jak to się zdarza coraz częściej w współczesnych komediach francuskich, cały komizm opiera się na paru dość zabawnych schematach, które jednak w pewnym momencie stają się nazbyt wykorzystywane. I tak też jest tutaj z paroma żartami, od strachu Chao Linga przed zostaniem napadniętym, aż do obrazów Ségolène; żartami z początku bardzo zabawnymi, powtórzonymi jednak o parę razu za dużo. Nie znaczy to jednak, że de Chauveron nie próbuje wyrwać się ze swojej strefy komfortu i zaskoczyć widza bardziej ciętym żartem –  tu chociażby w postaci riposty o efekcie Macrona, czy też w scenie kłótni w kawiarni. Szkoda tylko, że ryzykuje o wiele za rzadko.

Największym grzechem humoru “I znowu zgrzeszyliśmy, dobry Boże” jest bowiem jego ugładzenie. Nie chodzi oczywiście o to, by nagle zewsząd rzucane były rubaszne żarty (chociaż na sali kinowej co chwile słyszałem głośne i chwilami grubiańskie śmiechy), a o to, by spróbować w bardzo współczesnej opowieści poruszyć rzeczywiste bolączki społeczno-polityczne, w miejsce utartych gagów bazujących na stereotypach. A, jak udowodniło zeszłoroczne “Nasze najlepsze wesele”, można spokojnie osiągnąć takowy efekt bez zniżania się do poziomu marnego kabaretu.

Nie zawodzi oczywiście gwiazdorska obsada, znana z wielu różnych francuskich komedii. I choć, podobnie jak w pierwowzorze, najlepiej wypada megalomański Christian Clavier ze swoim iście szarmanckim uśmiechem podkreślonym kapeluszem generała Charlesa De Gaulle’a, to i reszta aktorów wygrywa każdą komediową nutę. Swoją drogą, bardzo mocno liczę, że kwartet Abbitan, Sadoun, Chau i Diawara otrzymają szansę zagrania na pierwszym planie w własnym filmie, bo wreszcie nie są oni tylko pretekstem do żartów, a pełnoprawnymi bohaterami, którzy znakomicie kreują relacje między sobą.

Przeczytaj również:  „Kaczki. Dwa lata na piaskach" – ciężkie słowa o trudnej przeszłości [RECENZJA]

Należy jednak podkreślić jedną, kluczową rzecz w ocenie “I znowu zgrzeszyliśmy, dobry Boże”. Ten film perfekcyjnie oddaje klimat pierwszej części, będąc jej godnym, jeśli nie lepszym, następcą. A że rzadko można na ekranach kin uświadczyć film, na który można iść z prawie każdym członkiem rodziny, to tym bardziej nie sposób mi bardzo narzekać. Bo, jakby to powiedział Claude – “Czasem się trzeba bawić. Za Francję!”.


Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.