Recenzje

“Księgarnia z marzeniami” – Recenzja

Maciej Kędziora

Kiedy człowiek staje twarzą w twarz z samotnością, próbuje sobie z nią jakoś poradzić, często uciekając w stronę używek. Od zarania dziejów głównym remedium na pustkę był alkohol pozwalający zapomnieć o problemach otaczającego nas świata. Ci jednak, którzy w środkach odurzających nie zwykli gustować, oddali się zazwyczaj pracy, bądź też swojemu hobby. Bohaterka Księgarni z marzeniami Florence Green (Emily Mortimer), zdecydowała się jednak połączyć przyjemność wynikającą z czytania z pożytecznym i wypełnić pozostawione po zmarłym mężu miejsce w jej sercu swoją własną księgarnią.

Kadr z filmu “Księgarnia z Marzeniami”

Problem w tym, że urodziła się w nieodpowiednim miejscu i czasie, bo mała brytyjska mieścina nie była gotowa na czekającą ich książkową rewolucję. Któż przecież chciałby burzyć spokój tego jakże pięknego miejsca i zatruwać serca mieszkańców opowieściami stojącymi na granicy moralności?  Ponadto, czemu takie kroki miałaby podejmować kobieta, w dodatku samotna? Konserwatywność z jaką zderza się na swojej drodze Florence nie osłabia jednak jej zapału i mimo przeciwności, dopina swego i otwiera pierwszą księgarnię w okolicy. Spotka się to jednak z nieprzychylnością miejscowej arystokratki Violet Gamart (Patricia Clarkson), która za punkt honoru postawi sobie zniszczenie lokalnego biznesu, a w jego miejsce utworzenia własnego domu kultury.

Zobacz również: Esej o Polskiej Szkole Plakatu

Nasza silna protagonistka nie zlęknie się jednak biurokracji, a w chwilach słabości będzie mogła zwrócić się do swojej młodej pomagierki Christine, czy też tajemniczego miejscowego mruka i wdowca Edmunda Brundisha (Bill Nighy). O ile z tą pierwszą będzie ją łączyć relacja mentor – uczeń, gdzie będzie ona odkrywać przed dziewczynką świat czytelnictwa oraz dobrego wychowania, o tyle stosunek między nią a Edmundem trudno tak naprawdę zdefiniować. Problem w tym, że wynika to raczej z braków scenariuszowych niżeli próby wyłamania się z utartych schematów.

Przeczytaj również:  „Civil War” – Czy tak wygląda przyszłość USA?

Reżyserka Isabel Coexit bez wątpienia jest wielką miłośniczką wszelakich powieści, co jesteśmy w stanie zauważyć nie tylko przez odwołania do Bradbury’ego i Nabokova, ale też przez sam sposób budowania narracji, czy fakt tworzenia adaptacji bestsellera. Jednak, podobnie jak w przypadku Florence, sama pasja nie wystarcza i trzeba ciągle angażować odbiorcę, co niestety się nie udaje. Podobnie jak w dodatkach literackich do brukowców, w oczy kłuje schematyczność całości. Niespodziewane uczucie, walka z przeciwnościami losu, osamotnienie – to wszystko już widzieliśmy na ekranie wielokrotnie, a przez cały czas trwania Księgarni z marzeniami towarzyszyć będzie nam uczucie déjà vu i gatunkowej powtarzalności.

Kadr z filmu “Księgarnia z Marzeniami”

Film niestety, oprócz schematyczności, ma również inne, znacznie bardziej irytujące widza bolączki. Weźmy pod lupę chociażby narrację z offu, najgorszy sposób przeprowadzenia filmowej ekspozycji. Nie ratuje jej nawet stylizacja na książkowy wstęp, bo nie można wszystkiego tłumaczyć inspiracją literaturą. Po to powstają adaptacje i ekranizacje, by za pomocą obrazów osadzać widza w przedstawionym świecie zamiast audytu z pierwszych stron scenariusza, okraszonego scenami kiwających się w rytm powiewów wiatru drzew.

Zobacz również: TOP 10 filmów z festiwalu Nowe Horyzonty

Emily Mortimer stara się stworzyć bardzo bliską sercu widza postać. Jej Florence jest przepełniona optymizmem, radością i chęcią poszerzania swoich granic, mimo wszelkich przeciwności losu. Dzięki niej tak naprawdę chcemy Księgarnie z marzeniami obejrzeć w całości, bo to na niej spoczywa zadanie zainteresowania odbiorcy. Nieskrywaną radość sprawiało mi również oglądanie Billa Nighy’ego, postawionego przez twórców w dość niekomfortowej sytuacji, bo większość początkowych scen z jego udziałem polega na mieszance błąkania się po wzgórzach oraz mówienia smutnych monologów rzucanych w przestrzeń pustego domostwa. Szkoda jednak, że muszą oni walczyć z postacią graną przez Patricię Clarkson, która jest w tym filmie nie do zniesienia. Operowanie tą samą miną w każdej scenie przypomina bardziej wypłukaną z emocji trzecioplanową rolę w Downton Abby niżeli aktorkę uchodzącą swego czasu za jedną z najlepszych w fachu.

Przeczytaj również:  „Fallout”, czyli fabuła nigdy się nie zmienia [RECENZJA]
Kadr z filmu “Księgarnia z Marzeniami”

Trudno oprzeć się wrażeniu, że Księgarnia z marzeniami przypadnie większości do gustu, dzięki podręcznikowej wręcz mieszance ckliwości, emocjonalnych dramatów i pogodnego humoru. Jest to produkcja nad wyraz słodka, przepełniająca człowieka nadzieją, problem w tym że strasznie przy tym wtórna i nużąca. Oczywiście nie od wszystkich kinowych premier należy wymagać czegoś więcej, więc z ręką na sercu mogę powiedzieć, że po seansie wyjdziecie szczęśliwsi niż przed. Problem w tym, że z dużym prawdopodobieństwem za parę miesięcy o tym filmie całkowicie zapomnicie. Podobnie jak o jednej z powieści, które po przeczytaniu od razu odłożyliście na półkę i których to wydaliście krótką recenzję: “fajne”.

 

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.