FilmyKinoNowe Horyzonty 2021Recenzje

Wszystko będzie dobrze. Recenzujemy film “Mała mama” Céline Sciammy

Maciej Kędziora
Mała mama - Festiwal Nowe Horyzonty 2021
fot. kadr z filmu "Mała mama" / Nowe Horyzonty

Wszystko zaczyna się od pożegnania. Ośmioletnia Nelly chodzi po domu opieki i mówi “Do widzenia” pensjonariuszkom. Chwilę wcześniej, poza kadrem, pożegnała kogoś znacznie bliższego – swoją ukochaną babcię. Powrót do jej opuszczonego domu, który protagonistka wraz z rodzicami musi opróżnić z niepotrzebnych rzeczy, stanie się w filmie “Mała mama” powrotem do przeszłości, gdzie przypadkowe spotkanie pomoże zrozumieć istotę miłości, wspólnoty, a także pogodzić się z pierwszą, tak znaczącą stratą w jej życiu. 

Wokół domu wszystko przemija. Złota jesień usypała kupki liści, osowiałe drzewa trzęsą nagimi gałęziami, a okalający budynek drewniany płot nadgryziony został zębem czasu. Wnętrze również puste, półki zakurzone, a zabawki, schowane w ukrytej w ścianie szafce, po chwilowej rozrywce psują się. Terminując swoją przydatność. Nelly idąc spać w dziecięcym łóżku jej mamy pyta ją czego się bała, gdy była mała. Marion odpowiada, że pantery, cienia żyjącego na ścianie naprzeciwko. Twierdzi jednak, że nie jest to ważne, bo to dziecinna sprawa. Nelly chwyta ją za słówko – dziecinna, czyli dla niej ważna, bo przecież sama jest malcem. 

Nelly najbardziej interesuje, jakimi dziećmi byli jej rodzice. Co robił tata i czemu tak rzadko jej o tym mówi. Gdzie i z czego mama, przed operacją, budowała chatkę, swoją samotnię. W każdej z ich historii jest pewien niepokój, strach. Ojciec bał się dziadka, Marion stresowała się kluczową dla jej okresu dojrzewania operacją – źródłem lęku o własne istnienie. Sama Nelly, choć kryje to w sobie, również się boi. Nie wie, czemu jej mama jest smutna i czy to ona jest temu winna. W trakcie pobytu skazana jest na samotność; zwłaszcza wtedy, gdy Marion bez pożegnania wyjeżdża. Nie mogąc znieść życia w przestrzeni wypełnionej własnymi wspomnieniami, zapachem i duszą jej mamy – babci Nelly. 

Odosobnienie będzie dla Céline Sciammy jednym z najważniejszych aspektów dzieciństwa. Nelly często przytłoczona jest w kadrze wielkością pustych przestrzeni, a czas, nadmiernie wolny i niezaplanowany, spędza na zabawie w ogródku. Pewnego dnia, chwilę po wyjeździe mamy, poznaje budująca domek z drewna Marion. Swoją rówieśniczkę, która, jak dowiemy się niedługo później, również czeka na operację. Punktów wspólnych między życiorysami małej Marion i mamy Nelly będzie na tyle dużo, że podobnie jak Nelly, zaczniemy się zastanawiać, czy obie Marion nie są tak naprawdę tą samą osobą. 

Sciamma pokazuje nam, że w ich relacji najważniejsza jest wzajemna potrzeba obecności. Obie potrzebują rozmowy, zabawy, ucieczki od rzeczywistości. Świadome ulotności tego momentu, spędzają razem prawie cały czas. Grają w gry planszowe, wspólnie gotują. Są dla siebie przerywnikiem w samotności, dźwiękiem wypełniającym głuche echo ich domów (domów dokładnie takich samych). Po raz kolejny w karierze reżyserka opowiada o tym, jak ważne jest posiadanie kogoś bliskiego w życiu. Tutaj mówiąc o istocie przyjaźni, ale też matczynej miłości. 

Mała mama
fot. kadr z filmu “Mała mama” / Nowe Horyzonty

To co fascynuje w najnowszym dziele francuskiej autorki, to jego konwencja. Bowiem Mała mama w swojej konstrukcji, budowie i treści spokojnie może zostać uznana za kino familijne. Zawiera w sobie lekcję empatii, radości połączonej z goryczą. Przede wszystkim jednak –  Mała mama jest po prostu mądrym dziełem. Słuch do dialogów Sciammy objawia się już nie tylko w scenie z “dziecinnym” tematem, ale również w kontekście słuchania siebie nawzajem. “Ty wszystko pamiętasz, ale nigdy nie słuchasz”, zauważa pewnego dnia Nelly i wytyka to swojemu ojcu. Podobnie jak w każdym jej filmie, te pojedyncze słowa, zdania, padające całkowicie mimochodem, wzruszają. Powodują, że od pierwszej sceny, film Mała mama oglądałem ze łzami w oczach. 

Ukłucia w sercu, które powoduje seans, są nagłe i krótkie. Całe dzieło – naznaczone wspomnianą na początku śmiercią, staje się lekcją przeżywania żałoby. Nelly, poznając małą Marion, znajduje ucieczkę od rzeczywistości. Może również spotkać się z młodszą wersją jej babci, powiedzieć raz jeszcze “do widzenia”. Wielki wybuch emocji narasta; bo choć znów wywoła je muzyka (piękny utwór “La Musique de Futur, Mon – Coeur”) i cichy, urywkowy dialog, to moment napisów końcowych spuszcza z nas to, co przez całość filmu się wewnątrz kłębiło. 

Sciammie, w bardzo krótkim mimo wszystko metrażu, udało się zamknąć opowieść o odpowiedzialności za uczucia innych, dziecięcym osamotnieniu, żałobie i pożegnaniu. Każdy temat nie jest jednak urwany, porzucony wraz z fabułą. Krótkość Małej mamy podkreśla impresywność spotkania Marion i Nelly, jego chwilowość, ulotność. Jak jednak najlepsze dzieło impresjonizmu, całość zostaje w nas na długo – jako zdanie otuchy, które pada w pewnym momencie film i które każdy z nas potrzebował w ostatnim czasie usłyszeć: “Wszystko będzie dobrze”.

Recenzja została opublikowana w trakcie festiwalu Nowe Horyzonty.
Filmawka objęła patronat medialny nad dystrybucją filmu.
KUP BILET DO KINA 

Ocena

8 / 10

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.