American Film Festival 2021FestiwaleFilmyRecenzje

New Age’owe stworzenia i jak je znaleźć. Recenzujemy „Cryptozoo”

Maciej Kędziora
fot. kadr z filmu "Cryptozoo"/ American Film Festival

W otwierającej film sekwencji para poszukuje leśnego schronienia. W pewnym momencie chłopak, na chwilę przed fizycznym zbliżeniem, wylicza umiłowane fragmenty ciała dziewczyny. Skupia się na wyglądzie, zachwyca się jej urodą. Kiedy jednak ona zapyta, co go kręci w jej wnętrzu, charakterze, on odpowie: „Twoja wyobraźnia jest niesamowita”. To samo można powiedzieć o najnowszym dziele Dasha Shawa – tym, co najbardziej pociąga w jego twórczości, jest nieznająca żadnych granic imaginacja rzeczywistości, kreślenie świata w sposób zdumiewający, czy też po prostu piękny. 

Warto jednak na początku (tak jak to czyni sama produkcja) odpowiedzieć na pytanie: „Czym są tytułowe kryptydy?”. Kryptydy to stwory, które pojawiają się w mitach, podaniach czy legendach, ale ich egzystencja nie została naukowo udowodniona. A więc, są to między innymi: Wielka Stopa, Potwór z Loch Ness, chochliki czy, kluczowa dla fabuły filmu, Baku, wywodząca się z kultury japońskiej pożeraczka złych snów, koszmarów. Rzeczonych stworzeń poszukuje przemierzając bezkres świata Lauren Grey – ich opiekunka, pracująca dla organizacji na rzecz ich praw. Wraz ze swoją szefową, Joan, planuje otworzyć Zoo, z jednej strony schronienie, z drugiej miejsce pracy dla stworzeń wyrzucanych na margines społeczeństwa.  

Shaw nie ma jednak prostych odpowiedzi, każąc nam zastanawiać się przez cały metraż filmu, czy Zoo to dobre wyjście. Czy słuszne cele przyniosą słuszne rezultaty, czy jednak dobrymi chęciami wybrukowane jest piekło? Problematyka moralności protagonistki – uświadomiona przez jej zawodową partnerkę, która sama jest kryptydą – stanie się osią narracyjną filmu. Bo choć rdzeniem per se będzie poszukiwanie Baku, postaci, która wpadając w ręce republikańskiego rządu, może wyplenić całą kontrkulturę, to istotą będzie sumienie Lauren. 

Cryptozoo zastanawia się, czy współczesna wolność musi mieć z miejsca podłoże rynkowe. Czy by samostanowić o sobie, musimy kapitalizować swoją postać? Czy aktywizm musi być skierowany na zysk? Strumień autorskiej narracji jest szeroki; w tym potoku myśli i obrazów, czerpiących z mitologicznej polifonii kodów kulturowych i politycznych, każdy może odnaleźć pierwiastek siebie.

fot. Kadr z filmu “Cryptozoo” / American Film Festival

Stylistyka obrazów, które kreśli przed nami reżyser, odwołuje się do plastyki psychodelii (i psychodelików). Pejzaże nie zawsze są idealne, niekiedy imponują swym rozmachem (jak w chwili odkrywania zoo, gdzie każdy z obrazów mógłby być ilustracją osobnej mitologii), niekiedy rozmywają się w natłoku akcji. Niedoskonała dynamiczność kreski Cryptozoo, gdzie lepiej wyglądają stopklatki niźli sekwencje, nie uwiera jednak w trakcie seansu. Oczywiście może ona razić czy wręcz odstraszyć od całości, ale jej różnorodność w postaci koegzystencji elementów z różnych uniwersów (często wizualnie nieprzystających do siebie) jest wbudowana w narrację, stanowi o artystycznej konsekwencji i samoświadomości. 

Jednak to, co najbardziej fascynuje w świecie odkrywanych kryptyd to magia. Magia obecna w każdym kadrze, magia dziecięcej pewności, że w świecie jest coś poza nami. Być może pierwiastek już przeze mnie zatracony w życiu codziennym, ale jednocześnie kultywowany w trakcie seansu, gdy wracając myślami przypomniałem sobie o chwilach wertowania z rodzicami encyklopedii “potworów”, wyobrażając sobie, że zobaczę kiedyś na własne oczy krakena.

Shaw kreśląc postać Lauren, zaznacza, że wysoka wrażliwość pozwala nam dostrzec to, co dla innych niezauważalne. Tylko dzięki empatii może ona zobaczyć Baku, zrozumieć, że to dzięki niej zniknęły jej dziecięce koszmary. Cryptozoo pragnie tłumaczyć niewytłumaczalne, pokazując, że świat fantasy, choć nierealny, bywa lepszy od doczesnego – bo w nim przynajmniej można znaleźć przyczynę wszystkiego. 

Kontrkulturowy manifest o konieczności poszukiwania i doceniania tego, co niedostrzegalne, utrzymany w stylistyce New Age miał wszelkie prawo, by się nie udać, ale Dash Shaw w swojej autorskiej wizji i jej niepohamowaniu znalazł sposób, by kryptydy i pragnienie ich odkrycia zawładnęło odbiorcą. Stając jak ość w gardle swoją stylistyką nieznoszącą pokory, Cryptozoo jest symbolem buntu przeciwko konwencji, halucynogennym koszmarem republikańskiego świata. Koszmarem, który mnie cieszył, bawił, a przede wszystkim potwierdził słowa przytoczone na początku – w sztuce wyobraźni, jaką jest animacja, najbardziej kocham jej bezkres. Bo w tym bezkresie, jak udowadnia reżyser, znajduje się często przepiękna metoda.

Ocena

7 / 10

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.