Advertisement
Recenzje

“Nóż + Serce”, czyli orgiastyczne neogiallo [RECENZJA]

Maciej Kędziora

W otwierającej “Nóż + serce” sekwencji przemieszczamy się między dwoma światami – filmowym, gdzie oglądamy wybrane fragmenty nadchodzącego arcydzieła gejowskiego porno autorstwa Anne, oraz rzeczywistym – klubem dla mężczyzn w pięknym Paryżu. To, co na początku wydaje się audiowizualną ucztą: dynamiczne, iście montażowe cięcia, techno i nagie ciała zajmujące cały ekran, z czasem zaczyna nas niepokoić, a w tle pojawia się człowiek w brązowej masce, jako jedyny poruszający się poza rytmem, niczym wolny elektron przemierzający parkiet klubu. Można by pomyśleć, że to jedynie jakaś  perwersyjna gra, na którą zresztą łapie się Karl, podążając za nim do ukrytego pokoju. I gdy wszystko zakończyć się ma erotycznym uniesieniem, ze sztucznego penisa wyskakuje nóż, a Karl, w rytm muzyki, zostaje brutalnie zamordowany.

Sam już punkt wyjścia wskazuje z jak nietuzinkową i wyłamującą się wszelkim schematom opowieścią mamy do czynienia. Przez cały czas będziemy łączyć ze sobą dwa światy – filmowo/fikcyjny, zamknięty w montażowni, bądź wywołany substancjami psychoaktywnymi, oraz rzeczywisty, w którym będzie toczyć się śledztwo próbujące ustalić tożsamość mordercy w brązowej masce. Spoiwem dualistycznej wizji narracyjnej Yanna Gonzaleza, będzie postać Anne, samotnej, porzuconej alkoholiczki, będącej jednocześnie wielką wizjonerką twórczą na rynku kina XXX w Paryżu schyłku lat 70-tych.


Zobacz również: “Serpentário” – Co o kinie drogi ma do powiedzenia Carlos Conceição?

Dopóki “Nóż + serce” zadaje więcej pytań niż odpowiedzi, jego seans jest przeżyciem niezwykłym. Ot Gonzalez w każdym kadrze ukazuje swoje inspiracje – od oczywistych, pokroju Dario Argento, aż do tych lepiej ukrytych, jak chociażby w scenie seksu z niedźwiedziem nawiązującej do “Bestii” Waleriana Borowczyka.  I ta kinofilska zabawa w odrealnionym, neonowym świecie zachwyca, aż do momentu, gdy subtelność narracji w pornograficznym świecie zmienia się w faktyczną próbę rozwiązania zagadki morderstw, odzierając historię z całej niezwykłości.

Przeczytaj również:  Kukiełkowy Schulz. Recenzujemy „Sanatorium pod Klepsydrą” prosto z Wenecji!

Po godzinie naprawdę wciągającej opowieści, w której sami próbujemy układać sobie rozrzucone przez Gonzaleza puzzle, on zaczyna robić to za nas, podkładając nam wyjaśnienie na tacy. Jak gdyby bał się kontynuować swoją niebezpieczną jazdę na granicy kiczu i smaku, decydując się włożyć “Nóż + serce” w gatunkowe pudło kryminału. Bo od połowy trudno nawet mówić o giallo, gdyż twórcy tacy jak Argento, we swojej wczesnej twórczości nie pozwalali sobie na zadyszkę i momenty fabularnego odpoczynku, cały czas trzymając się konwencji – a na to reżyserowi zabrakło albo pomysłu, albo odwagi.

Choć w sumie moja uwaga o braku odwagi może być równie dobrze przestrzelona – w końcu rzadko kiedy ktoś tak bezprecedensowo ukazuje przemysł pornograficzny. Połowa aktorów chodzi cały czas nago, druga połowa przynajmniej w jednej scenie oddaje się uciechom seksualnym. Swoją drogą najciekawsza wydaje się być tutaj scena w kinie – gdy Anne zmęczona swoim losem zmierza na premierę, jako jedyna zdaje się faktycznie śledzić losy na ekranie, reszta – zgodnie z niepisanymi zasadami funkcjonowania kin erotycznych – oddaje się masturbacji albo zaspokaja swoje żądze wraz z partnerem, traktując ekranowe obrazy jako dodatkowy impuls pożądania. W miejscu Anne spokojnie mógłby siedzieć zarówno Borowczyk jak i każdy inny twórca kina erotycznego we Francji, których dzieła były sprowadzane jedynie do impulsu, pretekstu do uniesienia.


Zobacz również: “Firecrackers” – Zjarany lont, zjarane małolaty

“Nóż + serce” to również powrót do ukazywania społeczności LGBTQ+ w zgodzie z trendami w kinie ówczesnych czasów. Są oni całkowicie wyzwoleni, świadomi własnej tożsamości seksualnej, uprawiają pełny ryzyka i erotycznych zabaw seks. Każdy z bohaterów ma swoje własne cechy: niektórzy są zazdrośnikami, inni po prostu kochają celebrować chwilę, pozostali szukają stałych związków i ustatkowania.

Przeczytaj również:  „Bestia” ‒ „Niech żyje miłość!” [RECENZJA]

Finalnie jednak, jedynym co pozostaje z nami po całym seansie jest wybitna strona wizualna, zachwycająca w każdym pojedynczym kadrze. To jeden z tych przypadków, w których chciałoby się wyciąć z ekranu stop klatkę i powiesić to afirmacyjne cielesne ujęcie na ścianach swojego mieszkania.

“Nóż + serce” to kino trudne, fascynujące, nie do końca spełnione, a przy tym subtelne jak tytuł ostatniego arcydzieła Anne – “Homocide”. Ale jeśli pociągają Was produkcje maksymalnie cielesne, zachwycające się nagością osnutą neonami, wypełnione znakomitą muzyką ze skraju techno, to nie znajdziecie bardziej odpowiedniej propozycji w ostatnich latach. Potwierdzi to nawet Bertrand Mandico (twórca “Dzikich Chłopców”), który tu wciela się w rolę operatora na planie filmów Anne. Bo nawet on chciał podpatrzeć pracę wschodzącego mistrza stylizacji, jakim niewątpliwie jest Yann Gonzalez.



Film bierze udział w konkursie Czarny Koń Filmu na tegorocznym festiwalu Ars Independent.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.