American Film Festival 2020FestiwaleFilmyNH+AFF2020PublicystykaRecenzje

“Wujek Frank”, czyli wzruszająca opowieść o akceptacji [RECENZJA]

Maciej Kędziora
fot. kadr z filmu "Wujek Frank"

Rozświetlona sylwetka Paula Bettany’ego, polegującego z Madame Bovary w dłoniach na werandzie domostwa w Karolinie Południowej, symbolizuje ciepło, którym tytułowy Wujek Frank będzie epatować przez cały film. W pierwszym, wprowadzającym nas do rozczytanego świata jego wyobraźni kadrze, zawiera się wszystko, co w produkcji Alana Balla najlepsze – empatia, intertekstualność, ciepło i znakomita rola samego Bettany’ego. 

Na Franka Bledsoe będziemy patrzeć przez pryzmat jego siostrzenicy Beth – to on, krótkim słowem pochwały i chęcią dialogu, rozwiąże jej literaturoznawcze skrzydła. On, nowojorski doktor, całkowicie niepasujący mentalnie do domowego, patriarchalnego sposobu myślenia, mówi jej, że jeśli tylko chce, może wyjechać, postawić na samorozwój. Podrzucając jej arcydzieła z przeróżnych miejsc świata (dzieło Flauberta, jak możemy sądzić, nie jest ewenementem), otwiera horyzonty. Staje się szansą na inne, prawdopodobnie lepsze jutro; co zresztą stwierdzi po czasie Beth, dostając się finalnie do college’u w tej samej placówce, w której wykłada jej umiłowany wujek. 

fot. kadr z filmu “Wujek Frank”

Choć Beth w Nowym Jorku będzie głównie żyła wyemancypowaną wolnością i młodzieńczą miłością, wkradając się pewnego dnia na imprezę Franka, pozna jego ukrywany przed rodziną sekret. Frank bowiem, wbrew temu, co opowiadał jej w trakcie dnia otwartego, nie ma partnerki, a żyje od wielu lat w szczęśliwym związku z Walidem. W związku, który ukrywa zarówno Bledsoe, jak i jego partner, obydwoje ze względu na rodzinne represje, które mogłyby ich czekać w związku z coming outem – Frank boi się całkowitego przecięcia więzów krwi, u Wally’ego coming out skutkowałby procesem w jego ojczyźnie, w której za homoseksualizm skazuje się na karę śmierci. Beth, choć początkowo zaskoczona, akceptuje tożsamość swojego wujka – przekonując go, że warto byłoby opowiedzieć o swoim prawdziwym życiu całej rodzinie. 

Osią narracji najnowszego filmu Alana Balla będzie droga, którą pokonują wspólnie Beth i jej wuj (a także, ku zaskoczeniu Franka, Walid) w drodze na pogrzeb patriarchy całego rodu Bledsoe. Ojca nienawistnego, którego szczera pogarda dla syna była czymś, co obserwował każdy, nie znając jednak motywacji. To przez niego Frank, z potrzaskanym poczuciem własnej wartości zdecydował się wyjechać z domowych stron, przyjmując rolę familijnego outsidera, z rzadka wizytującego rodzinę. To przez niego teraz wraca – nie jednak by go pożegnać, a po to, by domknąć jeden z najbardziej bolesnych rozdziałów w swoim życiu. 

Jak w przypadku większości filmów drogi, Bell zawierza tutaj powodzenie produkcji tandemowi aktorów – Bettany’emu, Macdissiemu, wcielającemu się w Walida, oraz Sophii Lillis. Ich napięcia; popadającego w coraz większy nostalgiczny, związany z inicjacją seksualną, a także tragicznym finałem pierwszej relacji, smutek Franka, epatującego podekscytowaniem i pozytywnym nastawieniem Wally’ego, a także zafascynowanej otaczającym ją światem Beth. To trio, pomiędzy którym rozkładają się emocje, staje się szybko motorem napędowym – najlepiej widać to w scenie, kiedy w warsztacie Beth walczy o swoją podmiotowość, nie pozwalając by, o jej godności rozmawiali jedynie mężczyźni. 

Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że Wujek Frank jest opowieścią o podwójnej emancypacji. W pierwszej połowie filmu, pod wpływem tytułowego bohatera, w pełni emancypuje się Beth, stając się samostanowiącą o sobie kobietą, która zarówno na ekranie (jak i w paroletnim przeskoku dokonującym się poza filmową narracją) walczy o prawo do własnej wolności. Natomiast druga część to wtórna emancypacja tytułowego bohatera – geja wyoutowanego w swoim środowisku, którego konserwatywne realia rodzinnego stanu zmuszają do ponownego ukrycia tożsamości. Bell, kreując postać Bettany’ego, wpisuje w jego życiorys prawdziwy dramat odrzucenia ojcowskiego, łącząc go z wewnętrznym – choć na długo wypartym – pragnieniem akceptacji zarówno ze strony patriarchy, jak i reszty rodziny. 

Tym, co jednak problematyczne w narracji obranej przez jednego z najbardziej cenionych pisarzy Hollywood (współautora chociażby znakomitych Sześciu stóp nad ziemią), jest nadużywanie retrospekcji, rujnujących tajemniczą aurę wokół tytułowego bohatera. Rzecz jasna ważne byśmy poznali doświadczenia Franka, z tym że tutaj to, co zazwyczaj mogłoby zostać odkryte, wygrywa aktorsko już sam Bettany. W jego kreacji postaci widzimy całe cierpienie, którego doświadczył bohater, każdy grymas twarzy maluje nam traumy nastoletnich lat. Dosłowność, na którą decyduje się reżyser, wydaje się zbyt wymuszona, bo i bez niej w pełni potrafilibyśmy zrozumieć wszystkie problemy Bledsoe’a; od smutku do uzależnienia. Szczególnie że wprowadzając podwójny sposób opowiadania (tu i teraz, a także w latach nastoletnich Franka) wybija nas z emocjonalnych doświadczeń całej opowieści. 

fot. kadr z filmu “Wujek Frank”

Z wielu jednak powodów to właśnie Wujek Frank tak mocno zadziałał na mnie emocjonalnie w trakcie American Fim Festival. Zdesperowana twarz Bettany’ego, zaszywającego swoje emocje wewnątrz własnego ciała, w każdej scenie epatowała mocą, swoją prawdziwością. Zderzenie własnej tożsamości z homofobią przodków, samoświadome wyrzucenie siebie na margines wartości – przedstawienie dramatu głównego bohatera jest poruszające. Trudno bowiem wskazać drugi film komercyjny, bo jednak twórczość autora scenariusza American Beauty należy zaliczyć do mainstreamu, który w równie świeży sposób patrzył na zderzenie orientacji z chorymi uprzedzeniami rodzinnymi. Nie mamy tutaj wielu wybuchów, szarż, krzyków – wszystko zamyka się w przeraźliwie smutnych oczach Bettany’ego, kreującego być może najbardziej kruchą postać w swojej karierze. Postać, z którą trudno się nie utożsamiać, nie trzymać za nią kciuków – która za pozorną twarzą ciepła i empatii, skrywa mnóstwo demonów spowodowanych brakiem zrozumienia, odrzuceniem rodzicielskim. 

W tych wszystkich dramatach głównego bohatera Bell nie zapomina o cieple pierwszego kadru. Dom, który zawsze, przez obecność ojca Franka, miał w sobie wiele pogardy do niego samego, finalnie staje się dla niego – podobnie jak dla Beth we wstępie – miejscem bezpiecznym i akceptującym. Oczywiście nigdy nie będzie czuć się tak swobodnie, jak w Nowym Jorku, ale, tak jak ujmuje to jego siostrzenica, obydwoje wreszcie poczuli, że mają dokąd wracać. 

Wujek Frank, na bardziej prywatnej stopie, uświadomił mi, że bardzo chciałbym być taką postacią dla dzieci moich znajomych (z racji braku posiadania rodzeństwa). Empatycznym drogowskazem, który pozwoli im porozmawiać jak równy z równym o pasjach, fascynacjach kulturowych. Albo może po prostu sam chciałbym kiedyś spotkać na swojej drodze wujka, który rozjaśni mi życie swoją mądrością? Nie jestem pewien, jestem natomiast pewien, że jeśli szukacie produkcji, która tchnie w was trochę ciepła, to najnowszy film Bella jest właśnie dla was.

Ocena

7 / 10

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.