Recenzje

“Zabawa zabawa” – Recenzja

Maciej Kędziora

Wchodzisz do domu. W mieszkaniu unosi się znana tobie dobrze woń wydychanego spirytusu. Na stole opustoszałe kieliszki, po podłodze porozwalane butelki coraz to mniej cennych alkoholi. Na kanapie ona – chociaż obiecała, że już nie będzie. Zawsze może obiecywać. Obiecała, że rzuci – przecież rzuciła kiedyś palenie, rzuci też picie. Obiecuje tak dzień w dzień, by potem znikać każdej nocy i pojawiać się nad ranem zawsze w tym samym, niezdolnym do egzystowania w społeczeństwie stanie. Już niejeden raz słyszałeś wybełkotane “przepraszam”. Niejeden raz musiałeś zmieniać pościel, ściągać zachlapaną w wódce sukienkę, rozwiązywać lekko zabrudzony – sam nie chcesz wiedzieć czym – szal. Robisz to bo ją kochasz, a ona jest chora. Robisz to, bo jest alkoholiczką.

Zobacz również: Przedpremierową recenzja “Stana & Olliego”

Każdy kto stanął oko w oko z alkoholizmem wie jak przerażająco ciężka jest ta choroba. Wieczne wypieranie swojej słabości, zrzucanie winy na ciężką pracę, twierdzenie, że to tylko niewielki dodatek, urozmaicenie pustego od emocji życia. Wyśmiewanie potrzeby terapii – w końcu jesteśmy wystarczająco silni by sami walczyć ze swoimi nałogami. Alkoholizm nie bierze się jednak znikąd – dla niektórych jest on dziedziczny (syndrom DDA), dla innych wynika z nadmiaru obowiązków i stresów wynikających z wykonywanego zawodu, dla pozostałych pozwala on zapomnieć i wyprzeć choć na jeden moment grzechy swych bliskich. Reprezentantkę każdej z tych trzech grup znajdziemy w najnowszym filmie jednej z najlepszych obserwatorek polskiego kina – Kingi Dębskiej – pod tytułem Zabawa zabawa.

Pozornie wszystko wydaje się być normalne – Teresa (Dorota Kolak) świętuje swoją nagrodę za zasługi w medycynie, Magda (Maria Dębska) próbuje wyrzucić z siebie złość poprzez tańczenie w jednym z wielu klubów na bulwarach wiślanych, a Dorota (Agata Kulesza) spędza upojny wieczór na ekskluzywnej kolacji dla prokuratorów. I o ile jesteśmy w stanie znieść pierwsze kolejki coraz to mocniejszych drinków, o tyle z czasem wraz z naszymi bohaterkami powoli zbliżamy się do granicy, z której nie będzie odwrotu. Co gorsza – jak się ma dopiero okazać – każda z nich już dawno przekroczyła granicę odpowiedzialności i świadomości swoich ograniczeń.

Przeczytaj również:  „Pamięć” – Zapomnieć czy pamiętać? [RECENZJA]
Zobacz również: Ostatni odcinek Klasyki z Filmawką, czyli powrót do “Dnia Próby”

W przeciwieństwie jednak do innego słynnego obrazu polskiego alkoholika – czyli “Pod mocnym aniołem” SmarzowskiegoKinga Dębska nie zarzuca nas fekaliami, wymiocinami i wulgaryzmami, decydując się pokazać zagubione, stracone przez życie kobiety. Najbardziej wstrząsający jest tu zdecydowanie wątek Magdy, która zostaje zaciągnięta do jednego z nadwiślańskich bunkrów i brutalnie wykorzystana seksualnie. Ta trzy minutowa sekwencja, gdy z każdym potknięciem dziewczyny i jej oprawcy mamy nadzieję, że uda jej się wyrwać, uda się uciec, znaleźć pomoc, jest jedną z najmocniejszych i najbardziej przejmujących scen od dawna. Potem gdy towarzyszymy jej w ucieczce z miejsca ataku, a także pierwszym badaniom sprawdzającym obecność chorób wenerycznych, nie sposób nie pomyśleć, że w tym momencie chyba nie ma innego sposobu na poradzenie sobie z życiem, niż ucieczka w picie, bo dzięki otumanieniu choć przez chwilę będziemy w stanie osiągnąć złudne szczęście.

Wokół każdej z kobiet krąży widmo terapii – zdającej się być równoznaczną z największą porażką życiową. Odwyk wydaje się być tutaj piekielną męczarnią, mieszanką szaleńczego cyrku z całkowitym poniżeniem. Teresa nie może uczęszczać na leczenie, gdyż łączy się to z widywaniem swoich byłych uczniów – a przecież tak utytułowana pani profesor nie może sobie na to pozwolić. Dorota ucieka z ośrodka już pierwszego dnia – w końcu to zwykła głupota by ją tu zamykać, ona znajdzie lepsze miejsce by poddać się kuracji. W tle natomiast rozgrywa się dramat ich partnerów – Wiktor (Mirosław Baka) choć ma już dość wymówek swojej byłej partnerki, ciągle zostawia dla niej otwarte drzwi, w końcu może zostać ile chce jeśli ma to jej pomóc. Jerzy (Marcin Dorociński) wyciągnie swoją żonę z każdych tarapatów – tłumiąc w sobie ogromny wyrzut, ale i poczucie winy.

Maria Dębska po raz kolejny (po znakomitym występie w Cichej Nocy) udowodniła, że jest jedną z najbardziej obiecujących aktorek młodego pokolenia, posiadając niezwykłe wyczucie dramaturgiczne. Niestety dla niej, cały spektakl kradnie dla siebie Dorota Kolak. Wychodzi tutaj jej wielkie doświadczenie życiowe, umiejętność ukazania tragedii samotnej kobiety, która uświadamia sobie, że koniec jest coraz bliższy, a ona nie ma z kim go doczekać. I choć każda scena z Teresą jest iście majestatyczna aktorsko, to najbardziej porusza sekwencja delirium tremens, gdy panicznie szuka ona jakiejkolwiek kropli alkoholu, po to by uśmierzyć ból, by wyrwać się z objęć cierpienia. Najbardziej przygaszona z głównej trójki zdaje się być Agata Kulesza, ale jest to prawdopodobnie spowodowane tym, że Dorota to jedna z najbardziej zero-jedynkowych postaci w całym filmie, której najciężej współczuć. Na szczęście na ratunek przybył jej Marcin Dorociński, by tak jak w Planie B i Moich córkach krowach pokazać, że perfekcyjnie rozumie stylistykę reżyserki.

Przeczytaj również:  „Cztery córki” – ocalić tożsamość, odzyskać głos [RECENZJA]
Zobacz również: Recenzję “Bird Box”

Kinga Dębska po raz kolejny udowadnia, że ma świetny zmysł do prowadzenia przepełnionego emocjami kina. Choć niestety – podobnie jak w przypadku jej ostatniego filmu zdaje się, że gubi ją bardzo krótki czas trwania połączony z wielowątkowością. Jestem w stanie zaryzykować, że gdyby zdecydowała się ona opowiedzieć tylko jedną z trzech historii – szczególnie Magdy lub Teresy – byłby to jeden z najwybitniejszych obrazów polskiego kina ostatnich lat, gdyż potrafi ona podejść z godnością do tak trudnego tematu jakim niewątpliwie jest – szczególnie w naszym społeczeństwie – alkoholizm.

Nie dajcie się zwieść tytułowi – w Zabawie zabawie nie ma nic radosnego. Nawet przywołujący na myśl Tołstoja cytat  “Po co do wódki sok ananasowy, szkodzi na trzustkę”, zdaje się mieć tutaj bardzo gorzki wydźwięk. Najważniejsze jednak, że mimo tego błędnego koła wiecznego picia i zapijania kaca klinem, na koniec pojawia się nadzieja, że można z tego wyjść. Bo choć alkoholizm zostaje z człowiekiem do końca – bo nie da się z niego wyleczyć – to można dzięki silnej woli i ciężkiej pracy rzucić swój nałóg i przestać wierzyć w to, że wódka jest najlepszą pocieszycielką człowieka.


Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.