Nowe HoryzontyPublicystyka

Kino społecznego niepokoju. Przed retrospektywą Agnieszki Holland

Maciej Kędziora
"Obywatel Jones", fot. Robert Palka / mat. prasowe Nowe Horyzonty

Kiedy pierwszy raz, chwilę po nagraniu ostatniego odcinka Powtórki z Munka, wpadłem na pomysł, by drugi sezon podcastu poświęcić twórczości Agnieszki Holland, powód był prosty. Ze wstydem dostrzegłem, że choć jej nazwisko towarzyszyło mi od początku filmowej drogi (jednym z pierwszych, wyrazistych, oscarowych wspomnień jest sprawdzanie wyników w roku nominacji W ciemności), a rozpoznawalność jej persony niewątpliwie powodowała, że Holland była punktem odniesienia od lat, twórczość polskiej reżyserki pozostawała dla mnie nieodkryta. Poza współczesnymi wyjątkami, często mniej udanymi, choć ze znakomitymi scenami – jak w przypadku Obywatela Jonesa, który wśród wielu wad skrywał porażającą sekwencję ukazującą Wielki Głód, moim zdaniem jedną z najlepszych w całej jej karierze. 

Wraz z powrotem do jej starszych filmów, tych – choć bardzo cenionych – poniekąd zapomnianych, zauważa się, że poetyka autorska niewątpliwie najważniejszej reżyserki w historii rodzimego kina (pierwszej kobiety, której film pokazano w konkursie głównym na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych), układa się w bardzo spójną całość, dzielącą się na okresy, etapy. Teraz dzięki festiwalowi Nowe Horyzonty będzie można zobaczyć jej dzieła na wielkim ekranie, co mam nadzieję przywróci im miejsce w panteonie najważniejszych dzieł rodzimej kinematografii. Tak samo mam nadzieję, że niniejszy tekst przybliży Wam niejako jej filmografię. Niech posłuży jako wprowadzenie do wrocławskiej podróży. 

Kino moralnego niepokoju 

Pierwszy okres twórczości reżyserki wyznacza się od Wieczoru do Abdona aż do Kobiety samotnej i emigracji na skutek wprowadzenia stanu wojennego. Kiedy to się wydarzyło, reżyserka przebywała w Szwecji, gdzie prezentowała swoje dzieła i zdecydowała się pozostać za granicą, przeprowadzając się później do Francji. Okres ten wpisywał się oczywiście w nurt kina moralnego niepokoju. Nie mogło jednak być inaczej. Holland stanowiła bardzo istotną część Zespołu filmowego „X” Andrzeja Wajdy, zespołu złożonego z debiutanckich głosów, które pragnęły opowiadać o tym, co tu i teraz; o własnych problemach, sprzeciwie wobec władzy, braku perspektyw na lepszą przyszłość. 

Nieprzypadkowo przecież pierwszym pełnym metrażem zrealizowanym przez Holland (wraz z Jerzym Domaradzkim, który później stworzy znakomity Wielki bieg, oraz Pawłem Kędzierskim, współpracującym wówczas chociażby z Marcelem Łozińskim) były Zdjęcia próbne. To autotematyczna opowieść o „iksie”, przygotowaniach do nakręcenia kolejnego filmu. Przed kamerą pojawia się w nim sama reżyserka – we własnej osobie i w tej samej roli. Andrzej Wajda zarówno w “iksie”, jak i na planie „wewnątrzfilmowym” objawia się jako organ doradczy, a we fragmentach z castingu (inspirowanych niejako twórczością Formana, co nie powinno dziwić, w końcu Holland studiowała na praskiej FAMU) zobaczyć można Małgorzatę Zajączkowską czy Adama Ferencego. 

W Zdjęciach próbnych imponuje prawie wszystko: wrażliwy i czuły portret młodego pokolenia, zdolność Holland do ukazania patriarchalnej opresji, z którą musi mierzyć się wykorzystana główna bohaterka filmu, wydobycie z opowieści magii kina czy też ukazanie, jak filmy wpływają na naszą wyobraźnię. Obecnie, w dobie kinematograficznej postmoderny, powiedzielibyśmy, że ten intertekstualizm męczy – wówczas, w roku 1976, stanowił powiew świeżości i manifestował pragnienie tworzenia. 

Pragnienie tworzenia pokolenie Holland wyrażało zresztą często w tekstach. Jerzy Domaradzki na łamach „Filmu” apelował, że chce tworzyć – do kina, nie do telewizji (będącej przestrzenią, w ramach której wielu z nich debiutowało, w tym sama reżyserka, kręcąc chociażby znakomite Niedzielne dzieci). Chęć tworzenia czegoś „większego” wyrażana była także przez bohaterów i bohaterki filmów autorki. Główna postać Aktorów prowincjonalnych, grany przez Tadeusza Huka Krzysztof, gdy zostaje obsadzony w roli pierwszoplanowej w Wyzwoleniu, wierzy, że wreszcie stanie się aktorem przez duże A (a także, co dla niego jeszcze ważniejsze: Artystą). Robi to jednak z pobudek czysto egocentrycznych. Wierzy w swoją wybitność, umniejszając ludziom go otaczającym, w tym swojej żonie, lalkarce z konkurencyjnego teatru. 

W Aktorach… znów jednak, mimo anomii relacji, pojawia się nadzieja, że sztukę warto kochać. Wyraża ją bohater Adama Ferencego, technik, który pragnie zostać aktorem. W rozmarzonych oczach widać jego aspirację, a także czystą, piękną nadzieję, że teatr (czy szerzej, działalność artystyczna) jest w stanie zmienić świat na lepszy. Bo właśnie tym, przynajmniej w moim przekonaniu, miało być kino moralnego niepokoju. Pokazem, że dzięki filmom można zmieniać otaczającą rzeczywistość. 

Nie należy jednak patrzeć na ten okres w karierze reżyserki (choć moim zdaniem jest on najlepszym, wypełnionym wielkimi dziełami – także jeśli chodzi o scenariusze, zwłaszcza tekst Holland do Bez znieczulenia, zapomnianego arcydzieła Andrzeja Wajdy) jako próbę stania się sumieniem narodu. Cztery pełnometrażowe filmy składające się na ten okres nie miały na celu moralizowania społeczeństwa. A zdarzało się to przecież osobom tworzącym tamtego okresu, chociażby Krzysztofowi Zanussiemu, u którego, skądinąd, reżyserka zaczynała swoją filmową pracę po powrocie do kraju. Holland chciała po prostu zwrócić kamerę tam, gdzie wzrok i uwaga innych nie sięgała; na porzucone przez system kobiety, wypalonych rewolucjonistów, pragnących zmienić świat młodych i środowisko prowincjonalnego artyzmu. 

Uwidacznia się to zwłaszcza w Kobiecie samotnej, filmie wyrażającym sprzeciw wobec euforii karnawału Solidarności. W czasach, gdy Wajda kręci Człowieka z żelaza, Holland decyduje się zwrócić uwagę na osoby porzucone zarówno przez władzę Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, jak i związki zawodowe, niedostrzegające głównej bohaterki i jej syna. To atak na konserwatyzm rodzimego społeczeństwa, jedno z najmocniejszych dzieł w całej jej karierze – a w swojej odwadze, wrażliwości i prospołeczności, prawdopodobnie najlepsze. 

Historia jako dramat jednostki 

Po emigracji w związku z wprowadzeniem w Polsce stanu wojennego, Agnieszka Holland zmieniła tematykę swoich filmów i sposób prowadzenia opowieści. Zaczęła tworzyć, również ze względów produkcyjnych, filmy historyczne, rozliczeniowe. Z antysemityzmem, ksenofobią czy też – w przypadku Zabić księdza – sytuacją w ojczyźnie. Twórczość zagraniczna reżyserki przestała poszukiwać nowych przestrzeni w otaczającej rzeczywistości. W zamian, w kontekstach dobrze znanych widowni, zaczęła ukazywać nowe odczytania i w nich wskazywać na własną wrażliwość. 

Tworząc dwa filmy o Zagładzie, Gorzkie żniwa i Europę Europę (oba nominowane do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny), skupiła się na jednostkach i ich oczami postanowiła opowiedzieć o traumie i Holokauście. W pierwszym, stworzonym w Niemczech za niewielki budżet i w zatrważająco szybkim tempie (przy licznych problemach produkcyjnych), opowiedziała z jednej strony o ratowaniu osób przed niemiecką opresją, a jednocześnie o katolickim antysemityzmie, kompleksie Boga i wykorzystaniu seksualnym, którego dopuszcza się ukrywający główną bohaterkę Leon Wolny. W drugim, adaptując na ekran wspomnienia Salomona Perela, oczami młodego, żydowskiego chłopca, który by przeżyć, musiał ukrywać swoje pochodzenie i wstąpić do Hitlerjugend, ukazała przerażającą nazistowską machinę III Rzeszy, a także – podobnie jak czynił to Perel w swoich wspomnieniach – absurdy faszystowskich teorii. 

Jednostkowo opowiada też historię zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki (choć sama sprawa morderstwa z października roku 1984 dla Zabić księdza pozostanie tylko inspiracją, a nie odtworzeniem sprawy jeden do jednego). Jednak nie przyjmuje tutaj oczywistej perspektywy biograficznej, którą byłby ksiądz Alek. Zamiast tego decyduje się tą opowieść poprowadzić oczami zabójcy, Stefana, oficera Służby Bezpieczeństwa. Nie czyni tego, by szukać usprawiedliwienia. W ten sposób chce ukazać zło tkwiące w systemie, wytknąć realia stanu wojennego. Podobną tematykę, choć w innym kontekście i tle historycznym, podejmie także w Strzale w serce. Tam opowiada o Garym Gilmorze, mordercy z Utah, który domagał się jak najszybszego wykonania wyroku kary śmierci na sobie. 

Historia powróciła także w twórczości Agnieszki Holland wiele lat później, ponownie rozliczając się z grzechami systemu (Obywatel Jones), Zagładą (W ciemności) a także doświadczeniem własnego okresu studiów – samospaleniem Jana Palacha (miniserial Gorejący krzew). Powodem tego stanu rzeczy wydaje mi się odwieczna potrzeba reżyserki do uchwycenia prawdy, która na taśmie filmowej pozostanie wieczna. Holland trochę jak jej bohater, Gareth Jones, chce zachować obrazy, by nigdy nie zostały zapomniane i zafałszowane. 

Warto w tym kontekście przypomnieć dwa dokumenty, które zrealizowała na samym początku emigracji: Kulturę i Czapskiego. Nie dlatego, że są to wielkie dzieła (czego świadoma jest sama reżyserka), ale dlatego, że zostały nakręcone właśnie w powyższym celu – by istnienie Józefa Czapskiego i Kultury paryskiej nigdy nie zostało zapomniane. 

Sytuacje rodzinne 

W kontekście twórczości filmowej z lat 90. u Agnieszki Holland często pojawia się sformułowanie „małe arcydzieło”. I choć zwrot ten można rozumieć wielorako, to wydaje mi się prawdziwy zwłaszcza w zgodzie z jedną definicją – jeśli potraktujemy go jako arcydzieło nieoczywiste, pomijane, zapomniane albo budżetowo zbyt małe, by powszechnie uznać je za film ze wszechmiar wybitny. Co nie zmienia faktu, że w tej dekadzie reżyserka nakręciła przynajmniej jeden taki film – Olivier, Olivier, zapomniane, małe-wielkie dzieło reżyserki, wydobywające perspektywę dziecięcą, a jednocześnie skupiające się na relacjach rodzinnych. 

Zresztą rodzinne napięcia i problemy nie są obcą tematyką w twórczości Holland. Dostrzegaliśmy je już w Niedzielnych dzieciach czy Coś za coś. Pojawiały się w Aktorach prowincjonalnych, a równie głośno – jeśli nie najbardziej wyraziście – wybrzmiewały w Placu Waszyngtona. Tam reżyserka mierzyła się z gatunkiem melodramatu i prozą Henry’ego Jamesa (jeden z niewielu przypadków, gdzie adaptowana przez nią proza była faktycznie ciekawą książką – nie można powiedzieć tego ani o Dziejach jednego pocisku Struga będących podstawą Gorączki, ani o Okiennicach, literackim pierwowzorze Gorzkich żniw). Warto pokreślić, że dzieła tego okresu są przesiąknięte różnymi formami literatury. Od poezji Verlaine’a i Rimbauda z wypełnionego erotycznym napięciem Całkowitego zaćmienia po Tajemniczy ogród, uznawany za jedną z najlepszych adaptacji prozy Frances Hodgson Burnett. 

Ostatnie lata również stoją pod znakiem słowa pisanego. Teksty Garetha Jonesa i Folwark zwierzęcy w Obywatelu Jonesie, Prowadź swój pług przez kości umarłych Olgi Tokarczuk w Pokocie, wybitna biografia Holland autorstwa Karoliny Pasternak oraz zapowiedziany już nadchodzący projekt reżyserki poświęcony Franzowi Kafce. 

***

We Wrocławiu będzie można zobaczyć 16 filmów i jeden miniserial reżyserki. Od produkcji znanych i uznanych – nagrodzonych Złotymi Lwami Gorączki, W ciemności i Obywatela Jonesa, przez nominowane do Oscara Gorzkie żniwa i Europę Europę, słynne za sprawą roli Leonarda DiCaprio Całkowite zaćmienie, po te całkowicie pominięte – sam po raz pierwszy zobaczę wyczekiwaną przeze mnie Historię Gwen Arujo

W Nieznośnej lekkości bytu, którą na polski przetłumaczyła właśnie Agnieszka Holland, Milan Kundera pisał o tym, że człowiek może przeżyć życie tylko raz, bez próby, trochę jak aktor czytający po raz pierwszy tekst. Podobna myśl zawarta jest w filmach Agnieszki Holland, skupionych na pojedynczych decyzjach, które warunkują późniejsze losy danych osób. Warto zobaczyć te decyzje na wielkim ekranie.

Tekst powstał we współpracy z festiwalem Nowe Horyzonty. Odsłona stacjonarna festiwalu odbędzie się w dniach 21-31 lipca a aż do 7 sierpnia możecie chłonąć kino festiwalowe w wersji online.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.