“Kobieta idzie na wojnę”, czyli walka o Islandię [RECENZJA]
Kino fabularne wciąż jak ognia unika tematu ekologii, globalnego ocieplenia, czy też zbytniej eksploatacji surowców naturalnych na Ziemi. A nawet jeśli już postanawia opowiedzieć o ratowaniu natury, najczęściej cały temat ugładza, tworząc przyjemne kino familijne o pomaganiu zwierzętom, skupiające się bardziej na przekazywaniu pewnych nauk najmłodszym niźli komentujące faktyczne problemy w otaczającym nas świecie. Rok rocznie zdarza się jednak jedna odważna produkcja, która z tego schematu się wyłamuje – dwa lata temu była to “Okja” (choć oczywiście nadal była to pozycja dla całej rodziny), w zeszłym roku “Pierwszy reformowany”, czyli znakomity esej Paula Schradera, a w 2019 w polskich kinach będzie nią Kobieta idzie na wojnę.
Już sam zamysł na fabułę jest intrygujący. Ot Halla, samotna dyrygentka lokalnego chóru w małej islandzkiej mieścinie, na wieść o planowanej ekspansji zagranicznych firm na niezagospodarowane ziemie jej pięknego kraju, decyduje się wziąć sprawy w swoje ręce i stać się “Kobietą z Gór”, mścicielką próbującą stanąć w obronie swoich ideałów oraz lokalnego ekosystemu. I choć stopniowo będzie wywoływać coraz większy popłoch wśród rządzących, z czasem zacznie sabotować nie tylko ślepo pędzące ku zyskowi kapitalistyczne firmy, ale również życie swoich i swoich bliskich.
“Kobieta idzie na wojnę” w żadnym momencie nie będzie filmem oczywistym. Co chwilę słowa naszej protagonistki będą konfrontowane z otaczającym ją środowiskiem, jej poniekąd słuszna działalność, zderzy się z machiną telewizyjnej propagandy, czyniącą z niej największe zagrożenie dla przyszłości kraju. Ba – w pewnym momencie, dotychczas niezachwiana stabilność emocjonalna Halli zostanie zburzona, gdy po latach starań wreszcie zostanie zaakceptowana w procesie adopcyjnym i spełni swoje marzenia o zostaniu matką. Wówczas będzie musiała zmierzyć się z dylematem każdego, nawet samozwańczego, stróża prawa – czy jest w stanie poświęcić własne szczęście w imię większego dobra. A nawet jeśli nie własne, to czy jest w stanie poświęcić szczęście swojej jeszcze niedoszłej córeczki związane z marzeniem o spokojnej rodzinie.
Zobacz również: Spis postaci z pierwszego sezonu “Dark“
Film stawia przed nami pytanie: “Czy to co robi Halla jest dobre?”. Odpowiedź będzie niewątpliwie zależała od ideologicznych inklinacji widza – choć, co trzeba przyznać produkcja w bardzo udany sposób próbuje moralnie usprawiedliwić zachowania Halli, kreując ją nie jako ekoterroystkę, a personę pokroju Gandhiego, czy też Mandali, próbujących swoim obywatelskim nieposłuszeństwem zmienić status quo w ojczyźnie. I ta narracja spowoduje, że nawet najbardziej zatwardziali przeciwnicy tego typu sabotaży, będą kibicować protagonistce, by wygrała mimo wszystkich przeciwności losu (dawno już nie czułem tak pięknego ducha “stick it to the man” w kinie).
Pierwsza połowa filmu odznacza się niesamowitym przywiązaniem do szczegółu, nie tylko pod względem scenariuszowym, ale również scenograficznym. Wystarczy bowiem pierwsze ujęcie na mieszkanie Halli, by bez zbędnych słów wykreować w wyobraźni jej cały portret charakterologiczny – od zawieszonych na ścianach portretów przywódców ruchów non-violence, przez orientalistyczny klimat zen, aż do pięknego, klasycznego pianina w rogu. Rzadko kiedy we współczesnym, mocno narracyjnym kinie, postacie szkicowane są nie przez dialogi, ale pieczołowicie zaprojektowane kadry i iście introspektywną muzykę.
W pewnym momencie następuje przełamanie i z dość powolnego dramatu graniczącego gatunkowo z manifestem, “Kobieta idzie na wojnę” staje się porywającym filmem akcji, który wrzuca nas w sam środek zdarzeń. I tak też, przez końcowe 50 minut będziemy drżeć o przyszłość naszej protagonistki, śledząc jedną z najlepszych sekwencji skradania się, jakby żywcem wciągniętą z samotniczych misji w “Metal Gear Solid”. W przeciwieństwie jednak do innych, często błahych produkcji opowiadających o zakradaniu się w nielegalne miejsca, za Hallą stoi znakomicie napisana historia, wynosząca w ostatnim akcie całą produkcję na wyżyny.
Zobacz również: Felieton o pierwszych wrażeniach z drugiego sezonu “Dark”
Dzięki synkretyzmowi gatunkowemu, najnowsze dzieło Benedikta Enrlingssona, ma w sobie świeżość i jest pewnym novum w światku filmowym. Kiedy bowiem wydaje się, że oglądamy po prostu niezłą, zaangażowaną społecznie produkcję, twórca przełamuje nasze oczekiwania przerzucając nas w całkowicie inną stylistykę – i to sporo ryzyko, które mogło skutkować całkowitym wytraceniem tempa, zdecydowanie się tutaj opłaca. A nawet kiedy wydaje się, że “Kobieta idzie na wojnę” zaczyna niedomagać scenariuszowo, na ratunek przychodzi nienachalne poczucie humoru – szczególnie w postaci palącego w kąciku ust papierosa perkusisty, oddającego swoją muzyką na żywo nastrój protagonistki (znakomita slapstickowa mimika twarzy).
Po raz kolejny, jak na miłośnika lokalnej kultury przystało, Enrligsson cieszy oko widza pięknymi kadrami. Nie zabraknie tu znanych z debiutu reżysera dalekich kadrów, malujących górzyste pejzaże, ale tym razem najbardziej zachwycają plany bliskie, stawiające w centrum momentalną w swej roli Halldórę Geirharðsdóttir. Jest to zasługa niesamowitej synergii, jaką twórca “O koniach i ludziach” po raz kolejny wypracował sobie na planie – każdy element zdaje się idealnie ze sobą współpracować, a samo dzieło ma w sobie znamiona estetyki każdego z twórców.
Zobacz również: Camping o….. @gościu
Kino islandzkie w ostatnich latach przestało być jedynie ciekawostką, a z roku na rok staje się coraz większym potentatem na rynku europejskim, łącząc lokalny folklor z problemami społecznymi trapiącymi cały świat. I jeśli uda się utrzymać twórczą dyscyplinę jaką narzucają sobie twórcy, jednocześnie łącząc ją z niebywałym scenopisarskim wizjonerstwem, to niczym “Kobieta z gór” mogą pozostawić trwały odcisk na mapie filmowej świata. Podobnie jak w przypadku Halli, bardzo im kibicuję. Szczególnie, jeśli inne produkcje zbliżą się poziomem do “Kobieta idzie na wojnę”.
Krytyk filmowy zajmujący się popularyzacją rodzimej kinematografii oraz jej historią. Studiuje na Szkole Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego UŚ, publikuje w "Ekranach" i "Kinie". Prowadzi podcasty Filmawki, a także swoją stronę "Zapiski na bilecie.